Chelsea pokonała 2:0 Fulham w derbach zachodniego Londynu, które zamykały 7. kolejkę Premier League. The Blues załatwili sprawę w kilka minut podczas pierwszej połowy. Do siatki najpierw trafił Mychajło Mudryk, a chwilę później prowadzenie podwyższył Armando Broja. Jakie wnioski udało nam się wyciągnąć po dzisiejszym starciu na Craven Cottage?

Przełamanie Mudryka i… kontuzja

Czekał, czekał i się doczekał. Mychajło Mudryk wreszcie zdobył swojego pierwszego gola w barwach Chelsea. Ukrainiec musiał trochę poczekać, ale dzisiejszego wieczora przełamał swoją niemoc. Widać było, że po zdobytej bramce towarzyszyły mu spore emocje. Podobnie jego kolegom, którzy ekspresywnie świętowali jego gola. Mauricio Pochettino mówił ostatnio, że Mudryk musi zbudować swoją pewność siebie. Zdobyty dzisiaj gol na pewno bardzo mu w tym pomoże. Z pewnością spory kamień spadł z jego serca. Niestety Mudryk w przerwie został zmieniony. Pierwsze informacje mówią, że taki ruch spowodowany został kontuzją. Jeśli to prawda, to wypada współczuć. Jak nie idzie, to nie idzie. Ale chociaż już nikt mu nie zarzuci, że wciąż jego licznik bramek wskazuje zero.

Fulham cały mecz grało w dziesiątkę

Nawet jeśli mierzysz się z Chelsea, która słabo rozpoczęła sezon, trudno jest wygrać mecz kiedy grasz w dziesiątkę. Nie mamy tu na myśli osłabienia zespołu wynikającego z czerwonej kartki. Fulham grało dzisiaj w dziesiątkę, bo to co wyprawiał najpierw Raul Jimenez, a później Carlos Vinicius nie da się nazwać grą w piłkę. Marco Silva stara się unikać wspominania osoby Aleksandara Mitrovicia. Takie występy jak dzisiaj muszą jednak powodować u fanów The Cottagers tęsknotę za Serbem. Fulham tworzyło sobie sytuacje, ale widać było, że piłkarze gospodarzy nie wiedzieli jak skończyć akcję. W zeszłym sezonie wystarczyło wrzucić piłkę w pole karne, a Mitro już tam sobie poradził. Napastnicy Fulham szybko muszą się obudzić, a dzisiejszy występ pozostaje im tylko oddać w daleką niepamięć.

Druga linia Chelsea wyglądała bardzo dobrze

Mauricio Pochettino postawił dziś w linii pomocy na Connora Gallaghera, Moisesa Caicedo i Enzo. Anglik grał bardziej ofensywnie, a pozostała dwójka łączyła grę w obronie ze wspomaganiem ataku. Trzeba powiedzieć, że działało to bardzo dobrze. Cała trójka wyglądała naprawdę dobrze. Wnosiła sporą energię do zespołu i starała się napędzać ataki The Blues. Największy kamyczek do ogródka trzeba wrzucić Enzo. Argentyńczyk kilkukrotnie znalazł się w dogodnej sytuacji podbramkowej i zawsze chybił. To był jednak naprawdę dobry występ drugiej linii The Blues. Dużo biegania, walki i sporo dobrej dystrybucji futbolówki do kolegów. Coś tam się powoli zaczyna się zazębiać. A przecież jest jeszcze Ugochukwu i Chukwuemeka, który niedługo wróci do zdrowia. Pochettino ma powody do optymizmu, po tym co dziś zobaczył.