Steve McManaman to prawdziwa ikona angielskiego futbolu. Macca, bo tak nazywali go fani Liverpoolu, którego jest wychowankiem, ma na koncie 275 meczów w Premier League. Trafił w nich do siatki lub asystował równe sto razy. Peter Schmeichel po latach przyznał, że długowłosy pomocnik był jedynym zawodnikiem, którego bał się sam Sir Alex Ferguson. Największe sukcesy McManaman odniósł jednak po pożegnaniu z miastem, w którym się wychował. W Realu Madryt dwa razy zdobył upragniony ligowy tytuł. Co najważniejsze, również dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów, strzelając bramkę w jednym z finałów. Pomocnik wygrał najważniejsze europejskie rozgrywki jako pierwszy Anglik w barwach klubu spoza Wysp. Do dziś jego karierę poza Premier League uznaje się za najbardziej udaną spośród jego rodaków. Niespodziewanie pojawiła się okazja, by porozmawiać z ulubieńcem fanów The Reds.

Najpierw postanowiłem jednak przybliżyć lub przypomnieć Wam historię Anglika.

Początki

Steve McManaman urodził się 11 lutego 1972 roku w Bootle na przedmieściach Liverpoolu. Z tego samego miasta pochodzi zresztą Jamie Carragher. Pochodzenie występy na Anfield to nie jedyne, co łączy obu zawodników. Zarówno Carra, jak i Macca za młodu byli fanami… Evertonu. Już w podstawówce Steve przejawiał sportowy talent, ale zaczynał nie od piłki, lecz od biegów przełajowych. Anglik był mistrzem na szkolnym poziomie i występował na ogólnokrajowych zawodach, ale po latach przyznał, że w pewnym momencie uznał, iż to nie jest jego wymarzona dyscyplina. Pomocnik wolał sporty drużynowe, bo przytłaczała go presja i fakt, że wszystko zależy teoretycznie tylko od niego. Przed zawodami biegowymi mocno się stresował mimo świetnych wyników, bo po początkowych sukcesach wszyscy oczekiwali od niego zwycięstwa za każdym razem, gdy startował. Z tego powodu postanowił poświęcić się w stu procentach futbolowi.

Ojciec Steve’a grał w piłkę amatorsko. Zabieral on syna na mecze sunday league i to wtedy młody McManaman poznał zapach szatni oraz… pubu po meczach. Liverpool w latach siedemdziesiatych i osiemdziesiątych był trudnym miejscem do życia. Portowe miasto przechodziło okres transformacji, który wiązał się z bardzo wysokim bezrobociem i niskimi pensjami. Był to jednak okres świetności The Reds i The Toffees. Macca stwierdził nawet kiedyś, że futbol trzymał całe miasto przy życiu. W niemal każdym sezonie Liverpool lub Everton występował w finałach na Wembley, czym emocjonowało się całe hrabstwo Merseyside. Młody Steve odwiedził kolebkę angielskiego futbolu po raz pierwszy w 1984 roku, kiedy ojciec zabrał go na wygrany przez Everton finał FA Cup. Zespół z Goodison Park pokonał Watford 2-0. To był najlepszy wieczór w życiu Steve’a, który od tego momentu każdą wolną chwilę poświęcał na grę w piłkę.

McManaman wyróżniał się w juniorskich szkolnych drużynach i trafił na testy do Lileshall, ośrodka szkoleniowego FA dla chłopców pomiędzy czternastym i szesnastym rokiem życia. Podobnie jak Steven Gerrard, Macca nie znalazł się w wybranej szesnastce, Ten zaszczyt przypadł później Michaelowi Owenowi, czy Carragherowi, który po latach przyznał, że dwa lata spędzone w Lileshall były najlepszymi w jego życiu. Niepowodzenie zmotywowało Gerrarda do jeszcze cięższej pracy i sprawiło, że tak szybko przebił się do dorosłego futbolu. Natomiast McManaman przyznał, że bardzo tęsknił za domem w trakcie testów i podczas ogłaszania wyników ucieszył się, że nie został wybrany. Nie był gotowy na wyjazd i chociaż interesowały się nim Arsenal czy Manchester United, zrozumiał wtedy, że musi wybrać pomiędzy Liverpoolem i Evertonem.

The Toffees zaproponowali mu roczny kontrakt. McManaman zachwycił jednak scouta Liverpoolu, Jima Aspinalla, który bardzo dobrze znał się z ówczesnym trenerem i żywą legendą The Reds, Kennym Dalglishem. Aspinall oprowadził młodziana po Anfield i zorganizował spotkanie ze szkockim menedżerem, któremu wytłumaczył, jak wielki potencjał drzemie w juniorze. Dalglishowi nie trzeba było mówić dwa razy. Kenny podczas rozmowy z zawodnikiem i jego ojcem miał na biurku swoje meczowe korki. Zawodnicy grali zwykle wtedy w zwykłych, czarnych butach, a Dalglish występował w wykonywanych specjalnie dla niego białym obuwiu ze złotymi paskami. Oprócz oferty dwuletniego stypendium, legenda The Reds podarowała oczarowanemu młokosowi swoje buty, a ojciec po wyjściu z gabinetu trenera powiedział synowi: „Musisz podpisać kontrakt z Liverpoolem”.

Od pucybuta do ulubieńca The Kop

Steven Gerrard w swojej biografii opisał, jak niegdyś wyglądały realia drużyn juniorskich Liverpoolu. Nie inaczej było w przypadku McManamana, który poznał je przecież niemal dekadę wcześniej. Macca czasem żartuje, że dziś obowiązki juniorów zostałyby uznane za pracę dzieci i surowo by ich zabroniono. McManaman wraz z kolegami musiał pracować w wolnym czasie na recepcji Anfield, wysyłając listy czy sprzątać słynne The Kop po meczach. Przed treningami i meczami młodzi zawodnicy prali stroje, pompowali piłki i… czyścili buty piłkarzy z pierwszej drużyny. Młodemu Steve’owi przypadły korki Johna Barnesa, ówczesnego idola chłopców z całej Anglii i reszty świata. Chłopak widział w tym obowiązku wielki zaszczyt.

Początki w Liverpoolu były dla McManamana trudne. Pomocnik zaczął dojrzewać później, niż reszta zespołu i w pierwszym roku koledzy i rywale dominowali go fizycznie, mimo świetnej szybkości i wytrzymałości. W drugim sezonie McManaman znacznie się wzmocnił, a piłkarsko przewyższał swoich kolegów. Sztab The Reds zrozumiał, że ma prawdziwą perłę, a szesnastoletni McManaman został właczony do treningów z pierwszą drużyną. Od tego momentu pomocnik występował w rezerwach Liverpoolu, które były bardzo mocnym zespołem. To były czasy ostatnich mistrzostw The Reds przed trzydziestoletnią przerwą w wygrywaniu ligowych tytułów, a każdy zawodnik, który nie mieścił się w meczowej kadrze lub wracał po kontuzji grał w weekendy z drugą drużyną.

W rezerwach McManaman przyciągnął uwagę selekcjonera kadry Anglii do lat 21 i otrzymał powołanie. Wkrótce po debiucie w juniorskiej drużynie narodowej, Macca otrzymał również szansę w pierwszej drużynie The Reds. W meczu na Anfield przeciwko Sheffield United Peter Beardsley zerwał więzadła w kostce, a Kenny Dalglish postanowił dać szansę młokosowi. Niedługo potem na stanowisku trenera nastąpiła zmiana i posadę przejęła inna legenda The Reds – Graeme Souness. Przed końcem sezonu Macca wszedł z ławki w lidze jeszcze dwa razy. W kadrze meczowej był dużo cześciej, ale liga pozwalała wtedy tylko na dwie zmiany.

Sytuacja zmieniła się przed następną kampanią. McManaman poleciał z zespołem do Skandynawii na przedsezonowe tournée. Przed pierwszą kolejką sezonu 91/92 Ian Rush odniósł kontuzję. W meczu przeciwko Oldham Athletic dwudziestoletni Macca ubrał koszulkę ze słynnym numerem dziewięć i po raz pierwszy wyszedł w pierwszym składzie z Liverbirdem na piersi przeciwko Oldham Athletic. W 78. minucie dośrodkował do słynnego Johna Barnesa, którego buty jeszcze niedawno czyścił, a gwiazda Liverpoolu trafiła do siatki. Mecz zakończył się wynikiem 2-1, a fani The Reds po raz pierwszy mogli zachwycać się nowym idolem.

Pierwszy pełny sezon i finał

Souness postanowił przebudować skład The Reds. Legendarny pomocnik radykalnie odmłodził kadrę i pozbył się wielu doświadczonych zawodników, co później okazało się opłakane w skutkach. Nowe wzmocnienia nie spełniły oczekiwań, przez co The Reds przestali liczyć się w walce o ligowy tytuł mimo udanego otwarcia kampanii. Podobnie było w przypadku FA Cup. Zespół z Anfield w czwartej rundzie musiał grać powtórkę przeciwko Bristol Rovers, ale na szczęście dla fanów z The Kop, gwiazda McManamana zabłysnęła pełnym blaskiem. Młody Anglik najpierw bramkę po solowym rajdzie, a potem po podobnej akcji wystawił piłkę Deanowi Saundersowi, który strzelił zwycięską bramkę. Mecz zakończył się wynikiem 2-1, a Liverpool znalazł się w następnej rundzie.

Ostatecznie podopieczni Sounessa dotarli do finału pucharu, który Macca niemal ominął z powodu kontuzji. W trakcie przedsezonowego sparingu McManaman zwichnął rzepkę. Kontuzja odnowiła się podczas półfinału FA Cup przeciwko Portsmouth. Głowny boheter tekstu zdążył rozegrać tylko jeden mecz w rezerwach przed finałem i gdyby John Barnes nie odniósł kontuzji, McManaman zapewne usiadłby na ławce. Uraz największej gwiazdu zmusił Sounessa do postawienia na młokosa. McManaman będąc najmłodszym zawodnikiem meczu asystował przy golu otwierającym wynik, a Liverpool ostateczni zwyciężył 2-0 i zgarnął krajowy puchar. Steve otrzymał nagrodę zawodnika finału. Pierwszą, ale jak się później okaże, nie ostatnią. John Barnes i Ian Rush nie mogli powstrzymać zachwytów po końcowym gwizdku.

Początek ery Premier League

Sezon 91/92 The Reds skończyli az 18 punktów za zwycięskim Leeds. Następna kampania była początkiem istnienia Premier League, a zdobyty chwilę wcześniej Puchar Anglii okazał się jedynym trofeum zdobytym za kadencji Sounessa. Przed rozpoczęciem sezonu Liverpool musiał zmierzyć się jednak z niesamowicie bolesnym ciosem. John Barnes zerwał ścięgno Achillesa, co paradoksalnie stało się wielką szansą dla McManamana. Nowy ulubieniec fanów zajął miejsce największej gwiazdy na skrzydle, a Barnsey został przesuniety do środka pomocy. Gwiazda The Reds była na tyle wybitnym zawodnikiem, że mimo utraty dynamiki po wyleczeniu stał się topowym pomocnikiem na Wyspach. Nie da się jednak ukryć, że najlepsze sezony miał już za sobą. Macca na stałe wskoczył do podstawowej jedenastki, ale The Reds pod wodzą Sounessa nie potrafili nawiazać do niedawnych sukcesów.

McManaman był często porównywany do Steve’a Highwaya, legendy The Reds z okresu największych sukcesów klubu. Steve biegał bez wytchnienia, dryblował jak szalony i asystował lepiej ustawionym kolegom, ale jego wykończenie nie było perfekcyjne. Mimo gorszego okresu klubu Macca budował swoją reputację jako najbardziej utalentowany skrzydłowy ligi obok Ryana Giggsa. Rywalizacją tej dwójki żyli fani Premier League w latach dziewięćdziesiątych. Gorszy okres spowodował, że The Reds zaczęli dawać coraz więcej szans młodym zawodnikom. Wkrótce do jedenastki przebił się Robbie Fowler, a McManaman stracił miejsce w podstawowym składzie po boiskowym starciu z… własnym bramkarzem. W trakcie derbowego spotkania przeciwko Evertonowi pomocnik zbyt słabo wybił piłkę, a The Toffees skorzystali z okazji i pokonali Bruce’a Grobbelaara. Golkiper nie wytrzymał i postanowił wyrazić swoje niezadowolenie. Ostatecznie doszło do rękoczynów.




Po tym zdarzeniu pomocnik wypadł z jedenastki, a niedługo później odniósł kontuzję kolana, która wyeliminowała go na kilka miesięcy. McManaman wrócił jednak w wielkim stylu, asystując dwukrotnie w meczu przeciwko QPR wygranym przez The Reds 3-2. W międzyczasie nowym bohaterem The Kop stał się inny wychowanek The Reds…

McManaman i Fowler – narodziny wielkiej przyjaźni

Talent Robbiego Fowlera eksplodował. Młody napastnik w początkowych 13 meczach w barwach The Reds trafił do siatki aż 12 razy. Młody napastnik zyskał później przydomek The God. Nawet legendarny Dalglish był zaledwie Królem. Po ciężkim dla McManamana sezonie posadę trenera przejął Roy Evans. Wychowanek słynnego Boot Roomu. Nowy szkoleniowiec był członkiem sztabu Shankly’ego, Paisleya, Fagana, Morana i Dalglisha oraz byłym zawodnikiem The Reds. Evans miał Liverpool w sercu i dostał zadanie przywrócenia ukochanego klubu do dawnej świetności. Wraz z jego przyjściem Macca podpisał nowy kontrakt i razem z Fowlerem miał stanowić fundament nowej drużyny. Dwóch chłopaków z Merseyside świetnie się dogadywało, a na boisku rozumieli się bez słów. McManamana krytykowano wcześniej za małą liczbę zdobywanych bramek i słabe wykończenie. Fowler zajął się trafianiem do siatki, a Macca mógł zająć się kreacją i notować seryjnie asysty.

Evans sprowadził nowych zawodników i zmienił taktykę. Liverpool zaczął grać trójką z tyłu wraz z wahadłami, a McManaman został przesunięty do środka, za plecy napastników. Stał się „wolnym elektronem”. Mógł poruszać się swobodnie między formacjami, mając za sobą zabezpieczenie pomocników i Fowlera przed sobą. Macca majacy problemy w grze defensywnej otrzymał asekurację w każdym sektorze boiska, przez co jego talent rozbłysł największym blaskiem. Sezon 94/95 zakończyli na czwartym miejscu w Premier League, ale udało się dołożyć kolejne trofeum do gabloty. The Reds dotarli do finału Pucharu Ligi zwanego wtedy Coca Cola Cup (dziś sponsorem rozgrywek jest Carabao). Liverpool pokonał Bolton 2-0, a McManaman zdobył obie bramki, zgarniając kolejną w karierze statuetkę gracza meczu w finale. Dziś ten mecz nazywa się Finałem McManamana.

Spice Boys

Sezon 95/96 był znakomity w wykonaniu McManamana. Zanotował on aż 20 asyst we wszystkich rozgrywkach (do tej pory nikt nie przebił tego osiagnięcia, a Roberto Firmino i Stig Inge Björnebye byli najbliżej z 17). Fowler za to zdobył aż 36 bramek. The Reds wciąż brakowało regularności i doświadczenia, ale podopieczni Evansa grali najbardziej atrakcyjną piłkę na Wyspach. Sukcesy wydawały się kwestią czasu. Jak ustaliliśmy wcześniej, McManaman i Fowler dogadywali się ze sobą nie tylko na boisku. W młodej szatni The Reds nie brakowało talentu, ale także imprezowego charakteru. Do McManamana i Fowlera dołączyli Jamie Redknapp, Jason McAteer i David James, tworząc grupę nie stroniącą od zabawy. Brukowce coraz częściej rozpisywały się o ekscesach niedojrzałych zawodników, którzy otrzymali wielkie kontrakty reklamowe.

Liverpool zakończył ligę na trzecim miejscu, ale dotarł za to do finału Pucharu Anglii, w którym musiał zmierzyć się z Manchesterem United. Zawodnicy The Reds przed meczem postanowili ubrać kremowe garnitury od Armaniego, które zrobiły furorę przed rozpoczęciem spotkania. Tuż przed finałem David James podpisał kontrakt z włoskim domem mody, zostając modelem bielizny i skorzystał z okazji, organizując cała akcję. Kiedy Sir Alex Ferguson zobaczył zawodników The Reds przed rozpoczęciem finału, spojrzał na swojego asystenta Briana Kidda i powiedział: „1-0 dla nas„. Manchester United rzeczywiście wygrał finał 1-0 po golu Cantony w 85. minucie, a jasne garnitury stały się symbolem ery zawodu i niespełnionych oczekiwań fanów. Negatywny przydomek Spice Boys nawiązuje oczywiście do nazwy brytyjskiego zespołu muzycznego Spice Girls, w którym występowała żona Davida Beckhama, Victoria.

The Reds w istocie nie podołali wymaganiom. Mimo masy talentu nie potrafili nawiązać walki z Manchesterem United. Drużyna Evansa to powód wielkich gdybań fanów The Reds, ale także nostalgii. Ów talent sprawiał bowiem, że tamta ekipę oglądało się z przyjemnością. Fowler i McManaman stanowili wspaniały duet, choć ostatecznie nie odnieśli sukcesu w Premier League i Europie. Brak regularności nie pozwalał na walkę o najważniejsze trofea, ale w pojedynczych meczach podopieczni Evansa potrafili pokonać każdego. Sam McManaman miał być jedynym zawodnikiem, którego bał się Sir Alex Ferguson. Peter Schmeichel przyznał po latach, że nawet Alan Shearer nie robił na nim takiego wrażenia, a zawodnicy musieli wręcz uspokajać szkoleniowca przed finałem Pucharu Anglii, zapewniając, że dadzą sobie radę z liverpoolskim pomocnikiem. Imprezowe afery jednak nie cichły, a najlepszym podsumowaniem tej ery jest z pewnością słynna cieszynka Fowlera, którego media i fani Evertonu oskarżali o zażywanie kokainy.

Gorszy okres po erze wielkich sukcesów. Odejście dawnych legend i liderów. Problemy mentalne w szatni, ogromny talent i niespełnione oczekiwania. Odwoływanie się do tożsamości klubu i dawnych wartości. Przypomina Wam to coś? Osobiście uważam, że po odejściu Fergusona Manchester United spotkało to, co Liverpool po pożegnaniu z Dalglishem.

Euro 1996 i zawód w lidze

Imprezowy styl życia i brak sukcesów w klubie nie przeszkodziły jednak McManamanowi i spółce w występie na Mistrzostwach Europy. W domowym czempionacie Anglicy ulegli dopiero w połfinale, odpadając po serii rzutów karnych przeciwko późniejszym zwycięzcom z Niemiec. Macca został wybrany do drużyny turnieju i przedstawił się publiczności z całego kontynentu. Oczywiście Anglicy nie byiby sobą, gdyby turniej odbył się bez obyczajowego skandalu. W końcu mocna ekipa z The Reds i innych klubów spotkała się na kadrze, której gwiazdą był Paul Gascoigne. Urodziny Gazzy przypadły na azjatyckie zgrupowanie Anglików przed Euro. Już w trakcie turnieju pomocnik celebrował bramkę, udając, że leży na fotelu dentystycznym. Co było powodem? Podczas imprezy urodzinowej Gascoigne’a piłkarze mieli przywiązywać się do tego fotela i wlewać sobie nawzajem alkohol bezpośrednio do ust. Brukowce oczywiście dotarły do fotografii z imprezy, a widok niemal nieprzytomnych zawodników obiegł świat przed turniejem.

Macca i inni zawodnicy twierdzą jednak, że mieli pozwolenie tylko na jedną imprezę i poszli na całość. Od finału dzielił ich tylko nietrafiony karny Southgate’a, a w kadrze powstała więź, która umożliwiła powstanie świetnej drużyny. Wśród powołanych nie miało być grupek z poszczególnych drużyn i wrogości, do czego po fakcie przyznawali się zawodnicy grający w erze Svena-Gorana Erikssona czy Fabio Capello.

McManaman zyskał europejską sławę, a zagraniczne kluby grające regularnie w Lidze Mistrzów zaczęły o niego pytać. Mocno zainteresowana była Barcelona pod wodzą Bobby’ego Robsona. Sam Johan Cruyff mocno chwalił Anglika i dał zielone światło na taki ruch. Liverpool oczywiście odmówił, ale sam zawodnik przyznał, że choć nie zamierza wymuszać odejscia i będzie grał dla The Reds, dopóki klub będzie chciał w swoich szeregach. W następnym sezonie The Reds poprawili się. 1 stycznia liderowali w Premier League, ale wiosną stracili formę. W decydujących spotkaniach ostatniej i przedostatniej kolejki zdobyli zaledwie punkt, co sprawiło, że skończyli sezon na czwartym miejscu, mając tyle samo punktów co drugie Newcastle i trzeci Arsenal. Na finiszu The Reds po raz kolejny stracili szansę na grę w Lidze Mistrzów (kwalifikowały się 2 najlepsze zespoły), przez co Macca wciąż czekał na debiut w najważniejszych europejskich rozgrywkach.

Schyłek kariery na Anfield

Przed kolejnym sezonem John Barnes opuścił Anfield, a McManaman został mianowany wicekapitanem obok Paula Ince’a. Oprócz tego The Reds poczynili ruch, który później okazał się kluczowy dla przyszłości klubu i przede wszystkim samego zawodnika. Barcelona znowu złożyła oficjalną ofertę za pomocnika, a włodarze uznali, że 12,5 miliona funtów to odpowiednia cena. McManaman został poinformowany, że jeśli Katalończycy spełnią jego oczekiwania, dostanie pozwolenie na odejście. Ostatecznie okazało się, że pierwszy na liście Blaugrany był Rivaldo, a Macca stał się argumentem w negocjacjach z Deportivo La Coruña. Transfer upadł, Anglik został w Liverpoolu, ale stracił zaufanie do klubu i wiarę w to, że jest nie do ruszenia. Rosnąca frustracja związana z brakiem gry w Lidze Mistrzów, zainteresowanie innych klubów oraz rozmowy z Paulem Incem i innymi Anglikami po przygodach za granicą sprawiły, że Steve zapragnął spróbować gry poza Premier League.

Roy Evans tłumaczył zawodnikowi, że nie ma z tym nic wspólnego, a zarząd klubu twierdził, że nie chciał sprzedawać McManamana, ale oferta była wysoka, a on wciąż nie przedłużył kontraktu. Macca nie uwierzył w te zapewnienia. Ponadto fani oraz media nie znali wszystkich szczegółów i wiele osób uznało, że transfer do Barcelony upadł z powodu chciwości pomocnika. Tego było już za wiele, gdyż Macca jako wychowanek zarabiał bardzo mało, a jako aktualny kontrakt był niższy nawet czterokrotnie od umów nowych zawodników, którzy byli znacznie słabsi od niego. Mimo wszystko Steve odsunął plotki w niepamięć i grał tak dobrze, jak wcześniej, a klub ogłosił, że priorytetem będzie przedłużenie umowy McManamana. Ostatecznie pomocnik zdobył aż 12 goli w sezonie 97/98, podczas gdy w poprzednich 3 kampaniach zanotował 29 trafień.

Pożegnanie

Osiemnaście miesięcy przed końcem kontraktu klub zakomunikował zawodnikowi, że przedstawi wkrótce propozycję nowej umowy. Trwało to jednak aż 8 miesiecy, a ostateczna propozycja była zbyt niska. Dodatkowo do końca konrtaktu było coraz mniej czasu, a wobec wejścia w zycie prawa Bosmana Anglik mógł liczyć na wielkie pieniądze od innych klubów. W międzyczasie jako współmendżer zatrudniony został Gérard Houllier i ogłoszono, że po sezonie w pełni przejmie posadę po Evansie. McManamanowi nie do końca podobało się to, jak potraktowano dotychczasowego szkoleniowca, a kiedy dał znać klubowi, że zdecydował się odejść po sezonie, Liverpool postanowił potroić wcześniejszą ofertę. To było na nic, choć Macca po latach przyznał, że gdyby otrzymał tę propozycję wcześniej, to zapewne zostałby na Anfield.

Na koniec stycznia 1999 roku Steve McManaman ogłosił, że podpisał porozumienie z Realem Madryt i po sezonie opuści The Reds. Anglik podjął decyzję już w listopadzie, ale z szacunku do klubu i Houlliera ukrywał to razem z menedżerem The Reds przez prawie 3 miesiące. Na początku fani buczeli i oskarżali go o chciwość, ale mimo problemów z urazami Macca wciąż dawał z siebie wszystko. W meczu przeciwko Tottenhamowi strzelił zwycięską bramkę na 3-2, a w ostatnim domowym meczu przeciwko Wimbledonowi zanotował firmową asystę i został zmieniony w 74. minucie przy wielkich owacjach. Po spotkaniu obie drużyny przygotowały szpaler, a McManaman odbył rundę honorową wokół trybun. Piłka nożna zeszła jednak na dalszy plan niespełna 36 godzin później. Matka Steve’a zmarła w wieku 50 lat z powodu raka piersi. To był najgorszy okres w karierze Anglika.

McManaman nową gwiazdą Los Blancos

Z szacunku dla fanów The Reds McManaman w dniu ogłoszenia transferu postanowił nie pozować z koszulką Realu. Anglik przyszedł na Santiago Bernabeu w mocno burzliwym okresie dla klubu z Madrytu. Słynny Raul stwierdził niedługo po transferze: „Szatnia jest pełna kłamstw, zdrad i plotek. Współczuję nowym piłkarzom jak Steve McManaman. Jeśli myśli, że przychodzi do jednego z najlepszych klubów na świecie, popełnia wielki błąd”. Trenerem zespołu była legenda Liverpoolu – John Toshack. W listopadzie został on jednak zastąpiony przez Vicente del Bosque. Pierwszą kampanię w La Lidze Anglik zakończył dopiero na piątym miesjcu. Jednak już w swoim debiutanckim sezonie Ligi Mistrzów Macca zdobył upragnione trofeum. I to w jakim stylu! Pomocnik zobył gola w finale przeciwko Valencii i znowu został zawodnikiem meczu finałowego. Tym samym wygrał najważniejsze klubowe rozgrywki jako pierwszy Anglik grający poza Wyspami.

Przed kolejnym sezonem prezesem klubu został Florentino Perez, który obiecał fanom, że sprowadzi do klubu Luisa Figo. Twórca Galacticos postanowił sfinansować wymarzony transfer sprzedażą dwóch bohaterów finału Ligi Mistrzów, czyli Fernando Redondo oraz McManamana. Argentyńczyk odszedł do Milanu, a Anglik nie ugiął się i postanowił walczyć o miejsce w składzie. Za byłym zawodnikiem Liverpoolu wstawiła się starszyzna szatni. Sam McManaman po erze Spice Boys na Anfield dojrzał i kompletnie zmienił nastawienie, o czym powiedział mi zresztą w poniższym wywiadzie. Cztery lata spędzone w Madrycie były najlepszym okresem jego kariery. Jedenaście finałów, osiem tytułów, dwie wygrane Ligi Mistrzów i dwukrotnie wygrana liga. Zaden Anglik nie zrobił takiej kariery poza Wyspami. Jego umiejętnościami zachwycali się sam Cruyff i Jorge Valdano.

Nawet kiedy nie był już podstawowym zawodnikiem, wciąż stanowił ważny element drużyny. W drodze po drugi tytuł Ligi Mistrzów w półfinale przeciwko Barcelonie wszedł z ławki i pięknym lobem pokonał bramkarza. Zapieczętował tym awans do wielkiego finału. Mimo tego dla Pereza na zawsze pozostał człowiekiem poprzedniego prezesa. Kiedy Real kupował Ronaldo po mundialu w Korei i Japonii, Florentino próbował wymienić McManamana do Interu. Anglik ponownie wymusił pozostanie, czym zaskarbił sobie szacunek kolegów z szatni i fanów Realu.

Koniec kariery

Ostatecznie Macca pożegnał słoneczny Madryt po 4 najlepszych latach w swojej karierze. Najpierw jednak wprowadził do Madrytu Davida Beckhama. Wychowanek The Reds wrócił na Wyspy po zakończeniu obozu przygotowawczego i trafił do… Manchesteru City. Spotkał tam najlepszego przyjaciela. To był schyłek kariery ulubieńca The Kop. McManaman rozegral 2 sezony na Maine Road, w których ani razu nie trafił do siatki. Oprócz Fowlera Steve spotkał tam Davida Jamesa i Nicolasa Anelkę, z którym występował w Realu. Co więcej, Francuz znany z krewkiego charakteru miał też za sobą epizod na Anfield. Wszystkich zgromadził menedżer Obywateli Kevin Keegan, czyli inna legenda Liverpoolu. Prasa żartowała, że Keegan postanowił zjednoczyć niesławnych Spice Boys. Fowler zdążył jeszcze wrócić na Anfield i rozegrać kilka sezonów w Anglii oraz Australii. Nasz dzisiejszy bohater zakończył karierę wcześniej. Stał się ekspertem telewizyjnym i ambasadorem La Ligi, Realu oraz oczywiście Liverpoolu. Macca do dziś pracuje w akademii The Reds.

Steve McManaman w rozmowie z Angielskim Espresso

McManaman pojawił się niedawno w Warszawie. Bukmacher Fuksiarz.pl ogłosił nawiązanie współpracy z La Ligą, której ambasadorem jest Macca. Otrzymaliśmy zaproszenie na event, którego gościem miała być tajemnicza gwiazda piłki z przeszłością The Reds. Ku naszej uciesze okazał się nim ulubieniec fanów Liverpoolu i Realu Madryt, który dał się namówić na krótką, spontaniczną rozmowę.

Jakub Schulz: Grałeś na Anfield z wieloma świetnymi zawodnikami. Robbie Fowler, Michael Owen, Steven Gerrard czy Jamie Carragher. Było ich wielu, ale którego wychowanka The Reds uważasz za najbardziej utalentowanego?

Steve McManaman: Wow! Wychowanek Liverpoolu? Nie wiem, to naprawdę trudne pytanie. Steven był fantastyczny, Michael genialny, a Robbie to jeden z moich największych przyjaciół. Powiedziałbym, że którykolwiek z tej trójki. Fowler był talentem czystej wody, błyszczał od początku. Owen to samo, a Gerrard stawał się coraz lepszy odkąd awansował  do pierwszej drużyny i wszedł na tak wielki poziom. Każdy z nich to świetna odpowiedź.

JS: Nie możesz z pewnością powiedzieć, że żałujesz jakkolwiek odejścia z Liverpoolu. Wielki Real Madryt, dwie wygrane Ligi Mistrzów, dwa ligowe tytuły w Hiszpanii. Czy miałeś jednak chwile, w których chciałeś wrócić do Merseyside lub myślałeś, że odszedłeś zbyt wcześnie, skoro nie udało Ci się wygrać najważniejszych trofeów z klubem z Twojego miasta?

SM: Nie, bo po moim odejściu klubowi też się to nie udało. Zresztą wygrałem przecież FA Cup z Liverpoolem. W mojej prywatnej gablocie nie mam pucharu za wygranie Premier League, ale to było wtedy bardzo, bardzo trudne zadanie, a The Reds wygrali ligę po tak długiej przerwie dopiero kilka lat temu. Nie żałuję niczego. Czy chciałbym wygrać ligę z Liverpoolem? Oczywiście. Czy chciałbym wygrać z nimi Ligę Mistrzów? Pewnie! Jednak nie mogę niczego żałować. Piłka, szczególnie w Premier League była wtedy bardzo trudna. Zasady kwalifikacji do Europy były inne i z The Reds ani razu nie miałem okazji zagrać w Champions League. Teraz cztery zespoły w Premier League grają w Lidze Mistrzów, a to kompletnie inna sytuacja.

JS: To prawda. Właśnie, skoro mówimy o tych czasach, wielu fanów wspomina erę słynnych Spice Boys. Liverpool miał wielu świetnych piłkarzy, ale nie przekładało się to na wyniki w lidze. Czego Wam brakowało?

SM: Moim zdaniem było podobnie jak teraz. Czy czegoś nam brakowało? Nie nazwałbym tak tego. Jeden zespół był zdecydowanie lepszy niż pozostałe. Liverpoolowi, czy Arsenalowi teraz nie brakuje niczego. Po prostu muszą walczyć z Manchesterem City. Jednak finiszowanie na drugim miejscu w lidze za City jest „okej”. W moich czasach bycie drugim za United nie było. To z drugiej strony trochę inne scenariusze. Manchester United był wtedy bardzo dobrym zespołem, ale jeśli spojrzymy przekrojowo, mieli jednego czy dwóch lepszych zawodników od nas. Tak po prostu było. To nie była aż tak ogromna różnica, ale wystarczająca, by przeważyć w kluczowych momentach.

JS : Tego lata Jude Bellingham po świetnych występach w Borussii Dortmund trafił do Realu. Udana przygoda poza Wyspami nie jest jednak tak częstym zjawiskiem. Jeśli spojrzymy w przeszłość, większość fanów piłki uważa Cię za najbardziej utytułowanego Anglika, który występował za granicą. Czy zastanawiałeś się kiedyś, co sprawiało, że większość innych Anglików miała takie problemy i co z drugiej strony sprawiło, że Twoja kariera poza Premier League była inną, bardziej udaną historią?

SM: Wiesz co? Ja byłem zdecydowany na odejście i pracowałem bardzo mocno, by tego dokonać. Kupiłem dom od razu, bo chciałem czuć się jak u siebie. Zaadaptowałem się bardzo szybko, bo zależało mi na tym i pracowałem ciężko, by nauczyć się języka. Nie mi oceniać co inni gracze zrobili źle, ale było wiele różnych historii. Jonathan Woodgate miał wielkiego pecha, jeśli chodzi o kontuzje. Michael Owen tęsknił za domem i tuż po transferze do Realu zrozumiał, że po prostu nie podoba mu się w Hiszpanii. David Beckham grał w Madrycie dość długo, ale w końcu postanowił spróbować czegoś nowego. Jedyne co mogę powiedzieć, to fakt, że po transferze do Realu wiedziałem, że muszę naprawdę ciężko pracować. Trzeba było szybko nauczyć się hiszpańskiego i nie mogłem mieszkać na walizkach w hotelu przez wiele miesięcy. Chciałem się ustatkować i zrobiłem to najszybciej, jak to możliwe.

JS: Czas nagli, więc niestety pora na ostatnie pytanie. W ostatnich latach aż dwa razy byliśmy świadkami starcia Liverpoolu i Realu w finale Ligi Mistrzów. Któremu klubowi kibicowałeś?

SM: Nie no! W Realu spędziłem cztery wspaniałe lata, ale w Liverpoolu grałem aż dwanaście. Teraz wciąż pracuję dla The Reds w akademii. Pochodzę z Merseyside i tu mieszka moja rodzina. To dla mnie jasne!