A miało być tak pięknie. Półtora roku temu Wout Weghorst przychodził do Burnley jako rasowy napastnik z Bundesligi. The Clarets wyłożyli za niego 12,5 miliona funtów, a Holender miał im się odwdzięczyć bramkami gwarantującymi utrzymanie. Niestety, Burnley szybko pożegnało się z angielską ekstraklasą, a napastnik opuścił tonący okręt, paląc za sobą mosty. Czy zdoła ponownie wkraść się w łaski Vincenta Kompany’ego i spółki?

Na ten moment sytuacja napastnika nie wygląda kolorowo. Co prawda rozpoczął okres przygotowawczy w barwach The Clarets, lecz ponowna aklimatyzacja w zespole może okazać się dużą przeprawą. Kibice zarzucają mu brak zainteresowania losami drużyny, którą był gotów opuścić zanim jeszcze spadek do Championship został przypieczętowany. Pod górkę może mieć również z kolegami z drużyny, z którymi nie zawsze układało mu się w sezonie zakończonym relegacją.

Weghorst wystąpił już w dwóch spotkaniach przedsezonowych w barwach Burnley. Przeciwko Genk otrzymał od trenera kilkanaście minut. W Lizbonie wyszedł w podstawowym składzie, lecz został zmieniony po pierwszej połowie. Vincent Kompany prowadził już rozmowy z holenderskim snajperem, lecz na ten moment nie ma żadnej pewności, że będzie chciał zatrzymać Weghorsta na Turf Moor. Choć może nie być innego wyjścia, bowiem ofert za napastnika po prostu nie ma.

W Burnley już raz rozczarował

Gdy Weghorst przychodził na Turf Moor w styczniu 2022 roku, pokładano w nim wielkie nadzieje. Jego bilans strzelecki z Wolfsburga był co najmniej imponujący. W sezonie 2020/2021 w Bundeslidze trafił do siatki 20 razy, dokładając do tego 8 asyst. Poprzednie dwie kampanie też nie były wiele gorsze, gdyż Holender ustrzelił w nich kolejno 16 i 17 bramek. Wydawało się, że na Premier League jest gotowy, ale jak doskonale wiemy, liga angielska lubi poważnie zweryfikować.

Pomimo kilku cennych bramek i asyst, wiosną 2022 roku u Holendra dominowała frustracja. Weghorst pomógł zespołowi zdobyć cenne punkty w meczach z Manchesterem United, Brighton, West Hamem i Wolves, ale w międzyczasie rozegrał mnóstwo cichych spotkań. Co więcej, zmarnował aż 6 dużych szans, co przy zaledwie 2 trafieniach wygląda słabo. W rezultacie na 3 kolejki przed końcem stracił miejsce w wyjściowej jedenastce na korzyść Ashleya Barnesa.

Ostatecznie szalę goryczy przelała jednak niewykorzystana okazja w końcówce spotkania przeciwko Aston Villi. Wout Weghorst mógł dać Burnley trzy punkty, ale jego strzał na pustą bramkę zablokował Tyrone Mings. Ten gol znacznie przybliżyłby zespół do upragnionego utrzymania. Tak się jednak nie stało, a 3 dni później The Clarets polegli 1:2 przeciwko Newcastle. Oznaczało to powrót do Championship po 6 latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Manchester United to zbyt wysokie progi

Nie sądzę, że Czerwone Diabły spodziewały się wiele po napastniku, który pół roku wcześniej rozczarował w Burnley. W Besiktasie Weghorst zdołał jednak odbudować formę. W nagrodę pojechał na Mundial, gdzie został cichym bohaterem spotkania z Argentyną. Wchodząc na ostatni kwadrans meczu, zdołał wpakować Martinezowi dwa gole i doprowadzić do dogrywki. Tam lepsi okazali się Albicelestes, lecz Holender i tak zbudował wokół siebie pewną legendę.

Liczba solidnych „9” na rynku transferowym jest ostatnio bardzo ograniczona. Czerwone Diabły zdecydowały się więc dać Woutowi kolejną szansę w Premier League, wypożyczając go z Burnley na drugą połowę sezonu. Na początku Holender mógł zaimponować kibicom swoim zaangażowaniem i grą bez piłki. Z czasem jednak brak trafień okazał się frustrujący. Weghorst zakończył sezon jedynie z dwoma golami i żaden z nich nie padł w rozgrywkach ligowych.

Po sezonie nie było złudzeń, że Ten Hag zdecyduje się na transfer rodaka. W efekcie Holendra w Manchesterze możemy porównać do takiego Odiona Ighalo. Niby był przez chwilę, ale nikomu nie zapadł w pamięć, chyba że brakiem zdolności czysto piłkarskich. Wout wrócił więc do Burnley, a historia zatoczyła koło. No prawie, bo jeszcze nie ma pewności, czy faktycznie zagości tam na kolejny sezon.

Kosa z kibicami The Clarets

W piłce nożnej nienawiść pomiędzy fanami różnych zespołów nazywamy kosą. Problem w tym, że Wout Weghorst taką kosę ma na razie z kibicami własnej drużyny. Nie ułatwi mu to na pewno ponownej aklimatyzacji w zespole, a wszystko przez to, że zostawił klub w kłopotach. Kibice Burnley są urażeni, gdyż Weghorst ujawnił ostatnio, że od początku miał w tej kwestii umowę z prezesem klubu Alanem Pace’em. Ten rzekomo obiecał napastnikowi, że nie będzie robił mu problemów przy odejściu, jeśli The Clarets pożegnają się z Premier League.

Niektórzy kibice uważają, że Weghorst był „zbyt chętny, by opuścić tonący okręt” i ciężko im wybaczyć napastnikowi. W rezultacie Holender został wybuczany podczas pierwszego sparingowego meczu przeciwko KRC Genk. Natomiast obiektywnie patrząc, nikogo z osób postronnych raczej nie dziwi takie zagranie Weghorsta. Nawet część kibiców Burnley starała się zagłuszył szyderstwa aplazuem. Trzeba bowiem pamiętać, że napastnik miał w perspektywie Mundial w Katarze, na który prawdopodobnie by nie pojechał, będąc piłkarzem Championship.

Z kolegami też nie będzie łatwo

Korespondent Burnley, Andy Jones pisze na łamach The Athletic, że „Weghorst jest postrzegany jako cichy i zrelaksowany poza boiskiem, ale na nim jest bardzo konkurencyjny i nie boi się dzielić swoimi przemyśleniami z kolegami z drużyny, jeśli czuje, że nie dają z siebie wszystkiego”. Z tego względu różnie układało mu się z partnerami z boiska, kiedy walczyli o utrzymanie w Premier League. Holender ponoć często chodził wkurzony po ośrodku treningowym, na co wpływ miała jego kiepska forma.

Zdecydowanie nie ułatwiało to budowania wewnętrznych relacji w zespole, gdyż koledzy uważali go za aroganckiego i zadufanego w sobie.Wystarczy przytoczyć tylko docinki pomiędzy nim, a Connorem Robertsem podczas meczu Walia – Holandia w Cardiff. Gdy Wout strzelił zwycięskiego gola dla swojego kraju, obrońca zapytał go ironicznie: „Dlaczego nie zrobiłeś tego w Burnley?”. W odpowiedzi napastnik kazał tylko mu się zamknąć.

Jeśli Weghorst ostatecznie pozostanie w Burnley, będzie musiał popracować nad odbudowaniem pewnych relacji. Przez rok jego nieobecności skład personalny The Clarets znacznie się zmienił. Nie na tyle jednak, by Holender zaczął grę w klubie z czystą kartą. Wout będzie musiał ponownie wkraść się w łaski kolegów, a jeśli mu to nie wyjdzie, zapewne zostanie odstrzelony. Jak na razie wydaje się jednak, że napastnik robi co może. Już pierwszego dnia po powrocie zauważono go na lunchu z Joshem Brownhillem, z którym ściśle współpracował, podczas poprzedniego pobytu na Turf Moor.

Chętnych na transfer jak na lekarstwo

Gdyby Weghorst nie czuł się na miejscu w Burnley, mógłby oczywiście liczyć na potencjalny transfer. Problem w tym, że zainteresowanych napastnikiem brakuje. Dwie ostatnie przygody w Premier League nie poprawiły mu CV, a Holender na pewno nie zdecydowałby się na przenosiny byle gdzie. Jak pisałem wcześniej, Wout jest graczem ambitnym, który wiecznie pragnie udowadniać swoją wartość. A forma z Wolfsburga tylko rozbudziła jego apetyt, pomimo już 30 lat na karku.

Pomijając Burnley oraz Manchester United, który definitywnie zakończył z nim współpracę, z opcji „na poziomie” napastnik łączony był tego lata z Evertonem oraz Bayerem Leverkusen. Przeprowadzka do niebieskiej części Liverpoolu brzmiałaby bardzo logicznie. Zostałby na rejonie, The Toffees nie mają snajpera, a dodatkowo ich menedżerem jest doskonale znany Holendrowi Sean Dyche. To właśnie specyficzny Anglik zapewnił mu pierwszą przygodę w Premier League. Sęk w tym, że pomimo 197 cm wzrostu, Weghorst niezupełnie pasuje do taktyki preferowanej przez Dyche’a.

Dodatkowo Everton zmaga się z problemami finansowymi, więc raczej nie będzie zdolny, aby wykupić 30-latka. Możliwe więc, że lepszą opcją byłby transfer do Bayeru Leverkusen. Aptekarze są ponoć skłonni zaakceptować transfer definitywny, lecz ich priorytetem jest na ten moment Nicklas Fullkrug z Werderu. Mam wątpliwości, czy Weghorst pasowałby do składu Xabiego Alonso. Wygląda jednak na to, że Hiszpan poszukuje gracza sprawdzonego w lidze niemieckiej. A Bundesligę Wout zna jak własną kieszeń.

Są powody do optymizmu

Mimo pozornie trudnej sytuacji Weghorsta w Burnley, na pewno można znaleźć pozytywy. Po wakacjach napastnik wrócił do klubu zdeterminowany i pełen energii. Wygląda na to, że będzie chciał zatuszować drobne niesnaski i spróbować po raz kolejny podbić Premier League. Również Vincent Kompany nie odrzucił go z definicji. Dał napastnikowi zagrać w obu dotychczasowych sparingach, a przeciwko Benfice wystawił go nawet od pierwszej minuty.

Burnley zdecydowanie potrzebuje solidnego napastnika. Z zespołem pożegnał się doświadczony Ashley Barnes, Lyle Foster w Championship grywał raczej od święta, a Zek Amdouni to wciąż duża niewiadoma. Pytanie, czy Weghorst jest w stanie zagwarantować The Clarets gole, bo walki fizycznej i determinacji na pewno nie można mu odmówić. Do tego przyzwoicie wpisuje się w styl drużyny Kompany’ego. Holender potrafi wykorzystywać odpowiednio pustą przestrzeń, zagrać kombinacyjnie, jak i również intensywnie walczyć o piłkę i pressować rywala. Być może taka charakterystyka pomoże napastnikowi wkleić się do drużyny Belga.