Mundiale kreują nie tylko gwiazdy, ale i antybohaterów. Anglicy, w obliczu zawsze wielkich oczekiwań i równie dużych rozczarowań, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat mieli zdecydowanie więcej tych drugich. Największym z nich był David Beckham – obarczony winą przez cały kraj za to, że Mistrzostwa Świata 1998 zakończyły się dla nich zbyt wcześnie. Opinia publiczna zrobiła z niego wroga numer jeden. Sprzedawano nawet tarcze do rzutek z jego wizerunkiem!

Mistrzostwa Świata 1998 pozostają jednym z najbardziej bolesnych wspomnień fanów reprezentacji Anglii, a David Beckham – w ich opinii – winowajcą dręczącej ich porażki. Jak zawsze oczekiwania stały na wysokim poziomie. Wszystko jednak się posypało, gdy wschodząca gwiazda Manchesteru United straci nad sobą kontrolę. 23-letni wówczas pomocnik wyleciał z boiska w 1/8 finału przeciw Argentynie, a Synowie Albionu przegrali po serii rzutów karnych.

Sam piłkarz był załamany swym zachowaniem i jego skutkami. Media z kolei szybko rozkręciły karuzelę nastawioną na zbudowanie wokół niego narracji antagonisty i wroga narodu. Wielu mogłoby się załamać, po prostu nie wytrzymać. Dzisiejszą ikonę angielskiego futbolu te wydarzenia za to ukształtowały. I pomogły mu stać się jednym z najlepszych graczy całego swojego pokolenia. Niespełna rok później cieszył się z największego sukcesu w karierze. A po kolejnych kilku miesiącach zajmował drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego piłkarza globu.

Narodziny ulubieńca tabloidów

By zrozumieć reperkusje wydarzeń feralnego wieczoru w Saint-Étienne, należy cofnąć się jeszcze przed start turnieju we Francji. Wciąż młody wówczas David Beckham, jeden z liderów kadry Anglików na Mistrzostwa Świata 1998, stawał się coraz bardziej popularny – również poza boiskiem.

Jego związek z członkinią zespołu Spice Girls, Victorią Adams, przykuwał uwagę prasy. Zamiłowanie do mody wzbudzało zainteresowanie. Poszukujący sensacji paparazzi coraz częściej zwracali się właśnie w stronę wychowanka Manchesteru United i jego partnerki. Ich zaręczyny obiły się szeroki echem. Przed wyjazdem reprezentacji za kanał La Manche Adidas oparł kampanię reklamową właśnie na skrzydłowym.

Niedługo przed startem zgrupowania para gwiazd wybrała się na urlop do posiadłości Eltona Johna na Lazurowym Wybrzeżu. Żądne sensacji media oczywiście posłały za nimi swoich wysłanników. Ci uchwycili go wychodzącego w sarongu, zaprojektowanym przez Jeana-Paula Galtiera. Do dziś jest to jeden z najczęściej wspominanych „wybryków” modowych Becksa. Zaledwie kilka tygodni później miał być mu wypominany z przy okazji ataków na jego osobę.

Kreowany przez media szum niósł bowiem ze sobą dodatkowy ciężar. W oczach opinii publicznej Beckham-piłkarz zmieniał się w Beckhama-celebrytę. To z kolei powodowało zmianę jego postrzegania oraz oceny jego zachowań. Pierwsze oznaki miały stać się widoczne już w pierwszych spotkaniach Trzech Lwów na mistrzostwach globu.

Rozproszony Beckham?

Skrzydłowy Czerwonych Diabłów wystąpił we wszystkich meczach kwalifikacyjnych Anglików. Tylko on mógł pochwalić się takim osiągnięciem. Pomimo tego selekcjoner Glenn Hoddle postanowił po sadzić go na ławce przy okazji pierwszego spotkania fazy grupowej przeciwko Tunezji. Medialne zamieszanie dookoła wschodzącej gwiazdy budziło jego wątpliwości. Na łamach magazynu FourFourTwo możemy nawet przeczytać, że bezpośrednio poinformował podopiecznego, iż uważa, że nie jest on skupiony na sprawach boiskowych.

Młody zawodnik miał inne spojrzenie na sprawę, ale pogodził się ze swą sytuacją. Całe starcie z zespołem z Afryki spędził na ławce. Skończyło się wygraną 2:0. W drugiej kolejce, z Rumunią, również rozpoczął wśród rezerwowych. Pojawił się jednak na murawie, zastępując Paula Ince’a. Niemniej, Trzy Lwy przegrały. Sprawa wyjścia z grupy nie była wyjaśniona, a prasa zaczęła głośno domagać się przywrócenia gracza United do podstawowej jedenastki.

Hoddle posłuchał i z Kolumbią wystawił go od pierwszej minuty. Ten odpłacił się, jeszcze przed upływem 30 minut ustalając wynik na 2:0 strzałem z rzutu wolnego. Na Wyspiarzy czekała faza pucharowa, a 23-latek udowodnił Hoddle’owi, że mundial z kadrą rzeczywiście stanowił dla niego priorytet.

W 1/8 finału czekała Argentyna. Starcia z Albicelestes od lat niosły ze sobą duży „bagaż”. Od waśni między narodami spowodowanej wojną o Falklandy, przez legendarną „rękę Boga” Diego Armando Maradony – mówiono o dziesiątkach podtekstów. Dzień przed spotkaniem w Saint-Étienne, które miało zakończyć Mistrzostwa Świata 1998 dla Anglików, Beckham myślał jednak o czymś zupełnie innym. Gdy jechał z kolegami autobusem, dostał telefon od ukochanej. Spodziewała się dziecka. Niesamowita radość w ciągu około 24 godzin miała zmienić się w rozpacz spowodowaną momentem szaleństwa.

Anglia odpada, Beckham winowajcą

Mamy sam początek drugiej połowy spotkania. Na tablicy wyników widnieje rezultat 2:2. Diego Simeone wpadł w posiadającego opinię dość łatwego do sprowokowania gracza United. Przed turniejem dziennikarze FourFourTwo pytali go nawet o skłonność do impulsywnych zachowań i jakby przewidzieli, co miało się stać… Odcięło mu prąd i w odwecie odmachnął się nogą. Rywal padł na murawę w lekko przesadzony sposób. W efekcie skończyło się czerwoną kartką. Zachowanie pomocnika Synów Albionu wyglądało absurdalnie – zwłaszcza że arbiter stał tuż obok. Anglicy do końca meczu musieli grać w osłabieniu. Nawet jeśli sam faulowany przyznał później, że swą reakcją „zmienił żółtą kartkę w czerwoną”.




Załamany winowajca zszedł do szatni i podobno od razu, aby się uspokoić, zadzwonił do swojej ukochanej. Potem wrócił do tunelu, żeby obserwować, jak jego koledzy utrzymuję remis do końcowego gwizdka, a następnie przez 30 minut dogrywki, by doprowadzić do rzutów karnych. Dopiero tam uznali wyższość rywali i w efekcie pożegnali się z turniejem.

Partnerzy, choć rozczarowani, starali się go pocieszyć. Bardziej doświadczeni piłkarze dobrze wiedzieli, że w swojej karierze również popełniali kosztowne błędy. Beckham zdawał sobie sprawę, że ponosił odpowiedzialność za to, że Anglicy przedwcześnie zakończyli Mistrzostwa Świata 1998. Do dziś pamięta, co działo się po meczu.

Chyba nigdy nie dałem się tak ponieść emocjom. Opuszczałem stadion i zobaczyłem moich rodziców. Płakałem w niekontrolowany sposób, szlochałem, co było trochę upokarzające. W tym samym momencie autobus Argentyńczyków przejeżdżał obok i wszyscy z nich walili w szyby – Mirror cytuje jego słowa z rozmowy z Overlap.

Zawodnik Synów Albionu wcześniej nawet nie zatrzymał się w strefie mieszanej, tylko przeszedł przez nią bez słowa, z zaczerwienionymi od płaczu oczami. Nie chciał rozmawiać z mediami i chyba dobrze wyczuł sytuację. Te bowiem postanowiły pożreć go przy pierwszej okazji. To on był winny, to on zawiódł naród. To on został persona non grata.

Kampania hejtu

Dzień po odpadnięciu z Argentyną o meczu huczała cała prasa. W centrum uwagi oczywiście znajdowała się za każdym razem ta sama postać. Daily Telegraph wyliczało, że nosi sarongi Gaultiera, łaknie uwagi otoczenia, udaje sympatycznego gościa, skupia się na „seksie i zakupach”, został ukształtowany przez sławę i nazwało go „przesadnie uczesanym dupkiem”. Daily Mirror było już bardziej stonowane, pisząc o „10 walecznych lwach i jednym głupim chłopcu”. Po dwóch dniach spuściło jednak hamulce i opublikowało… tarczę do rzutek z twarzą Beckhama w środku, otoczoną innymi niezbyt poważanymi w kraju postaciami.

Kibice też nie pozostawali dłużni. W jednym z londyńskich pubów przed mistrzostwami wystawiono kukłę w reprezentacyjnej koszulce antybohatera. Miała pełnić funkcję maskotki w trakcie drogi do tryumfu. Skończyła… jako wisielec przed lokalem. Została zdjęta przez dopiero przez policję, przy okazji stając się symbolem ogólnokrajowej nagonki na Beckhama.

Trudno dziwić się, że ten nie chciał wracać do ojczyzny. Zaledwie godzinę po powrocie na rodzimą ziemię wsiadł w samolot do USA, gdzie miał dołączyć do Victorii podczas jej trasy koncertowej. Nawet podczas drogi między bramkami na Heathrow nie mógł opędzić się od dziennikarzy. I choć miał nadzieję, że za Oceanem Atlantyckim sytuacja będzie wyglądała inaczej, w autobiografii wyznał, że tam również nie mógł zaznać spokoju.

Nie pytali o błąd, nie pytali o przyczyny zachowania, nie zachowywali nawet pozorów. Od razu walili z grubej rury – mówili o tym, że zawiódł cały kraj i oczekiwali na reakcję. Media robiły wszystko, żeby „antybeckhamowe” nastroje w narodzie nie opadały. Lud chciał winnego, oni im go dali. Dzięki temu sprzedaż się kręciła.

Ogromne zdziwienie, zwłaszcza wśród jego klubowych kolegów, budził fakt, iż federacja nie starała się załagodzić sytuacji. Hoddle, który początkowo w wywiadzie sam obarczył wyrzuconego z boiska podopiecznego odpowiedzialnością za porażkę, dopiero po czasie zaczął zmieniać ton swoich wypowiedzi. Nic to jednak nie dało.

Gdy Beckham wrócił z Ameryki – choć jeszcze bez partnerki, wciąż kontynuującej tour – musiał liczyć się z naprawdę trudnym przyjęciem. Policja czekała na niego na lotnisku, potem poleciła jego rodzicom, by pomieszkiwali z nim. Przebywanie samemu mogło wystawić go na zagrożenie. Listy z groźbami śmierci czy naboje nakreślały szokujący obraz sytuacji.

Wielki David Beckham

W Anglii pozostała jedna grupa wciąż stojąca murem za swym bohaterem. Kibice Manchesteru United, piłkarze klubu oraz sam Sir Alex Ferguson postarali się dać wychowankowi najlepsze możliwe wsparcie. Śpiewano przyśpiewki na jego cześć, witano owacjami na Old Trafford, trener pomagał mu unikać występów przed prasą i kamerami. Anglik mógł w spokoju skupić się na tym, co robił najlepiej – kopaniu piłki.

Właśnie startował sezon 1998/99. Sezon absolutnie ikoniczny dla Czerwonych Diabłów. Podopieczni Fergusona sięgnęli w nim po potrójną koronę, wygrywając Premier League, FA Cup i Ligę Mistrzów. Beckham pozostawił Mistrzostwa Świata daleko za sobą, wspinając się na wyżyny swych umiejętności. Ominął tylko cztery ligowe mecze. Trafił do siatki w wygranej powtórce półfinału Pucharu Anglii przeciwko Arsenalowi. Zmagania w rozgrywkach Champions League zakończył z kolei z tytułem króla asyst, notując osiem finalnych podań. Zresztą w finale na Camp Nou to jego dwa rzuty rożne pomogły odwrócić losy meczu z Bayernem Monachium w dramatycznych okolicznościach.

Oczywiście fani rywali próbowali wejść na psychikę jednemu z liderów United. Podczas spotkania o Tarczę Dobroczynności w sektorze Arsenalu rozpostarto transparent z napisem „BECKSCUM” (ang. scum – męt, szumowina). Przeciwnicy też szukali okazji do sprowokowania go, licząc na powtórkę ze starcia z Simeone. Niemniej, piłkarz Czerwonych Diabłów utrzymał nerwy na wodzy i zaliczy genialną kampanię, błyszcząc zwłaszcza w rozgrywkach kontynentalnych.

Wybrano go najlepszym klubowym piłkarzem sezonu w UEFA. Z kolei 1999 rok zakończył na drugim miejscu w plebiscycie Złotej Piłki, ustępując jedynie Brazylijczykowi Rivaldo. Nie załamał się, poszedł dalej i udowodnił całej Anglii, że nie zamierza do końca kariery być tylko tym, który zawiódł przeciwko Argentynie. Symboliczny moment stanowiła konfrontacja w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Interem Mediolan i ponowne spotkanie z Diego Simeone, zakończone wymianą koszulek. W pierwszym, wygranym 2:0 meczu, zaliczył dwie asysty.

Narodziny gwiazdy

Medialna nagonka okazała się prawdziwym chrztem ognia dla angielskiego skrzydłowego. Nie złamał się pod gigantyczną presją i falami krytyki. Wygrał wszystko, co mógł jako kluczowe ogniwo jednego z najmocniejszych zespołów w historii Premier League. Udowodnił, że może być gwiazdą na murawie pełną gębą.

Od tamtej pory zaczął też dobrze radzić sobie ze statusem ulubieńca mediów. Można wręcz stwierdzić, że zaczął wykorzystywać ten status na własną korzyść. Kto wie, czy bez tego stałby się ikoną, książkowym przykładem jednoosobowej marki. Przeszedł szkołę życia, przekonał się o tym, jak często bezlitosna bywa opinia publiczna, ale także o swej własnej sile.

Gdy patrzę na moją karierę i myślę o tym, czego żałuję, to chciałbym, by to [czerwona kartka z Argentyną – przyp. red.] nigdy nie miało miejsca. Z drugiej strony, gdyby nie to, może nie miałbym takiej kariery – mówił portalowi Overlap.

Doczekał się też ostatecznego odkupienia win. W 2001 roku, na murawie świetnie znanego sobie Old Trafford, wraz z reprezentacją Anglii mierzył się z Grecją w ostatniej kolejce eliminacji do Mistrzostw Świata w Korei Południowej i Japonii. W 93. minucie, przy wyniku 2:1 dla gości, podszedł do rzutu wolnego. Tamten rezultat oznaczał, że Trzy Lwy zagrają w barażach z Ukrainą. Remis dałby im bezpośrednią kwalifikację.

Przy pełnym stadionie, w ostatnich sekundach decydującego spotkania wziął presję na własne barki i uderzył perfekcyjnie. Trafił, dał Anglikom miejsce na Mundialu 2002. W opinii ogółu odkupił swoje winy i uratował honor reprezentacji, dla której nawet baraże stanowiłyby porażkę.

To chyba najlepiej zapamiętany przeze mnie moment mojej kariery piłkarskiej. To był chyb jeden z najbardziej wyjątkowych – mówił Beckham o golu dającym awans na Mistrzostwa Świata na łamach The Sun. – Reprezentowanie swojej ojczyzny, z opaską kapitana, strzelenie takiego gola, który znaczył tyle dla nas i naszych kibiców… jeszcze na Old Trafford. To nie mogło wyglądać jeszcze bardziej idealnie.




Dziś incydent ze starcia z Albicelestes to tylko jeden z rozdziałów jego długiej, wspaniałej kariery, a nie moment ją definiujący. Kultura szukania winnych to coś, czego Anglicy się jednak nie oduczyli. Skala zjawiska z 1998 roku, na całe szczęście, nie została nigdy powtórzona. I bardzo dobrze, bo, krótko mówiąc, to była niesmaczna, skandaliczna wręcz przesada.