Arsenal po świetnym meczu w swoim wykonaniu pokonał Chelsea 1-0 i wydaje się, że to najmniejszy wymiar kary. The Blues przez całe spotkanie byli jedynie tłem dla ekipy Kanonierów, którzy rozegrali naprawdę porządne spotkanie w prawie każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Czego mogliśmy się dowiedzieć w tym starciu? 

Kolejne Derby Londynu, kolejne wybitne zawody w wykonaniu Thomasa Parteya i Williama Saliby

Dobrze funkcjonująca drużyna zawsze potrzebuje mocnego kręgosłupa i bez cienia wątpliwości Arsenal taki właśnie ma. Zarówno Thomas Partey, jak i William Saliba wyglądali dzisiaj na tle rywali jak mężczyźni mierzący się z chłopcami. Ghańczyk był wszędzie, odbierając piłki, zatrzymując ataki The Blues i świetnie dystrybuując piłkę. W pewnym momencie można było zadań sobie pytanie, czy w ogóle możliwe jest pozbawienie jej Parteya? Na podobnym poziomie zagrał 21-letni Saliba – Francuz nie pozwolił na nic najpierw Aubameyangowi, a później Broji. Połączenie jego monstrualnej siły i jednocześnie szybkości czyni go prawdziwym koszmarem dla napastników, co dzisiaj na własnej skórze odczuli atakujący The Blues.

Arsenal musi popracować nad wykończeniem 

To fakt, The Gunners zagrali bardzo dobry mecz, jednak momentami po oczach raziła wręcz karygodna nieskuteczność podopiecznych Mikela Artety. Co z tego, że Kanonierzy dominowali, skoro długimi momentami nie potrafili oni wykorzystać tej dominacji za sprawą zdobytej bramki? Świetne sytuacje zmarnowali chociażby Gabriel Jesus czy Martin Ødegaard. W innym spotkaniu podobna nieskuteczność może kosztować The Gunners punkty. Wydaje się, że cały skład jest wypełniony świetnymi technicznie zawodnikami, jednak brakuje w nim rasowych snajperów, którzy mimo że nie są najprzyjemniejsi do oglądania, to robią swoje i potrafią regularnie umieszczać piłkę w siatce. To z całą pewnością problem, nad którym musi ze swoimi zawodnikami popracować Mikel Arteta.

Chelsea Grahama Pottera czeka jeszcze długa droga

Dzisiejszy mecz z pewnością dostarczy wielu nowych zmartwień angielskiemu szkoleniowcowi. The Blues praktycznie nie istnieli, nie będąc w stanie poważnie zagrozić bramce Arsenalu. Chelsea nie przypominała w tym meczu drużyny, która chce bić się w tym sezonie o wejście do Top Four, a bardziej ekipę, której bliżej do środka tabeli niż najlepszych zespołów. Nie było widać jakiegokolwiek planu gospodarzy na mecz z Arsenalem. Oczywiście częściowo można zrzucać to na karb wielu kontuzjowanych zawodników, ale nawet w takiej sytuacji zawodnicy Grahama Pottera nie pokazali na boisku, że zależy im na wyciągnięciu z starcia z Kanonierami korzystnego wyniku. Byłego już trenera Brighton czeka jeszcze ogrom pracy na Stamford Bridge.