Rozpędzona Chelsea Grahama Pottera przyjechała do Birmingham, aby w ramach 11. kolejki Premier League rozegrać mecz z Aston Villą. The Blues spodziewali się łatwego zwycięstwa, ale zespół Stevena Gerrarda postawił im ciężkie warunki. Czego więc dowiedzieliśmy się po meczu wygranym przez gości?

Odrodzenie Kepy Arrizabalagi

Aston Villa pomimo wielu swoich problemów była w stanie dość łatwo dochodzić do sytuacji bramkowych. Szczególnie groźna była okazja w pierwszej połowie, ale Kepa Arrizabalaga popisał się wtedy potrójną interwencją i nie pozwolił piłce wpaść do siatki. Odkąd do klubu przyszedł Graham Potter to Hiszpan wszedł na wyżyny swoich umiejętności. W tak dobrej formie nie widzieliśmy go jeszcze na angielskich boiskach.

Długo dyskutowano o tym kto będzie w Chelsea pierwszym bramkarzem. Teraz zdaje się, że Edouard Mendy nie ma żadnych argumentów, aby wygrać tę rywalizację, bo Kepa jest po prostu bezbłędny. Wydawało się, że były bramkarz Athleticu Bilbao jest już w Anglii skończony, ale on pokazuje nam, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w Premier League.

Chelsea bardzo mocno odczuwa brak Jamesa

Spodziewaliśmy się tego, że kontuzja Reece’a Jamesa będzie sporym osłabieniem ekipy Grahama Pottera, ale chyba nie, że aż takim. Defensywa The Blues wyglądała dziś bardzo słabo i gdyby nie wspominany wcześniej Kepa to wynik mógłby być zupełnie inny. Graham Potter zdecydował się wystawić na prawym wahadle Raheema Sterlinga, ale ten pomysł był zupełnie nietrafiony. Już podczas pierwszej połowy skrzydłowy zmienił miejsce na boisku, a na wahadło trafił Ruben Loftus-Cheek. Całe zamieszanie z tym związane doprowadziło do tego, że po przerwie na boisku pojawił się Cesar Azpilicueta.

Ale Chelsea miała też problemy z lewej strony. Marc Cucurella i Ben Chilwell mieli sporo problemów z atakami Aston Villi. Jeśli mówimy już o bloku defensywnym to wypada pochwalić Thiago Silvę, który dalej utrzymuje wysoką formę i zabezpiecza swoich kolegów z drużyny.

To nie był zły mecz Aston Villi

Wynik zupełnie nie odzwierciedlił przebiegu tego spotkania. Drużyna Stevena Gerrarda była stroną zdecydowanie przeważającą. Największym problemem gospodarzy była dobra forma Kepy Arrizabalagi. Gdyby Hiszpan był w nieco gorszej dyspozycji, a oni dołożyli trochę więcej dokładności to mieliby szansę na korzystny wynik.

Brak dokładności tyczy się również defensywy. Prawda jest taka, że Aston Villa przegrała to spotkanie na własne życzenie. Pierwsza bramka padła po fatalnym błędzie Mingsa, a druga to przebłysk talentu Masona Mounta (pomógł mu w tym Emiliano Martinez). Twardy orzech do zgryzienia mają teraz członkowie zarządu The Villans. Muszą podjąć decyzję dotyczącą Stevena Gerrarda. Wyniki Anglika zawodzą, ale gra dzisiaj nie wyglądała najgorzej. Niemniej jednak zmiana na posadzie menedżera może wydawać się nieunikniona.