Wielu z nas miało okazje, na komputerze lub na konsoli, grywać w różne gry związane z futbolem. Spora część zapewne próbowała tzw. road to glory, polegającej na doprowadzeniu zespołu z niższej ligi do sukcesów i na europejskie salony. Takie rzeczy są jednak możliwe tylko w FIFIE lub FM-ie, co nie? Otóż nie. Udowodnił to Graham Potter. Niedługo zadebiutuje w roli trenera Chelsea, a jeszcze 11 lat temu wygrywał czwartą ligę szwedzką, a następnie poprowadził malutkie Östersunds z peryferii futbolu na europejskie salony.

Odświeżyliśmy nasz tekst, opublikowany w 2018 roku, poświęcony niesamowitej przygodzie Grahama Pottera w szwedzkim Östersunds.

Gdyby choć dekadę temu ktoś powiedział, że Graham Potter, menedżer szwedzkiego trzecioligowca, Östersunds, poprowadzi pewnego dnia wielką Chelsea, zapewne uznanoby go za szaleńca. Zresztą nic w tym dziwnego. Wtedy jeszcze trudno było zakładać nawet, że drużyna założona w 1996 roku zadebiutuje w rodzimej ekstraklasie 20 lat po swoim powstaniu. Tymczasem Anglik poprowadził ją nie tylko do tego historycznego sukcesu, ale i na boiska Ligi Europy. Jego praca w Szwecji przykuła uwagę całego piłkarskiego świata.

Kopciuszek z Półwyspu Skandynawskiego podbił serca kibiców, awansując do 1/16 finału rozgrywek europejskich. Po drodze musieli stawić czoła jeszcze Athletikowi Bilbao i Herthcie Berlin, więc zadanie nie należało do prostych. Ta wspaniała futbolowa historia miała jednak jednego bohatera, który nas, fanów angielskiego futbolu, interesuje szczególnie. To właśnie tam Potter wypłynął na szerokie wody.

Z peryferii na europejską scenę

Hardkorowi fani Premier League lub niższych lig mogli kojarzyć go już wtedy. Zdarzyło mu się bowiem wystąpić osiem razy w najlepszej lidze świata, w barwach Southampton. Ponadto przywdziewał trykot Stoke City, Birmingham City czy West Bromwich Albion. Po zakończeniu kariery piłkarskiej dawny boczny obrońca pełnił funkcję trenera piłkarskich ekip uniwersytetów w Hull i Leeds, a także był asystentem szkoleniowca uniwersyteckiej reprezentacji Anglii.

Pracę w dorosłym futbolu Potter podjął dopiero w 2011 roku. Wiedział, że szanse na zaistnienie na domowym podwórku są nikłe, więc wybrał przenosiny do czwartej ligi szwedzkiej. Jak to się jednak stało, że trafił właśnie tam? Były klubowy kolega angielskiego trenera jeszcze z czasów gry w Boston United, Graeme Jones, polecił go właścicielowi Östersunds, Danielowi Kindbergowi. Pierwszy raz zrobił to jeszcze w 2009 roku, ale nie doszło do podpisania umowy. Panowie poznali się, kiedy Swansea, w której pracował kolega nowego menedżera Chelsea, odbywała tournée po Szwecji. Po spadku z trzeciego poziomu rozgrywkowego, postanowiono jednak zaryzykować, co się opłaciło. Jones z kolei poszedł swoją ścieżką. Został asystentem Roberto Martineza w reprezentacji Belgii, teraz wchodzi w skład sztabu Eddiego Howe’a w Newcastle. Przed nim poprowadził również Sroki w kilku spotkaniach jako trener tymczasowy.

Zakontraktowanie Pottera okazało się strzałem w dziesiątkę. Anglik w ciągu pierwszych dwóch lat poprowadził swoich podopiecznych do wygranej w rozgrywkach zarówno czwartej, jak i trzeciej ligi, pierwszy raz w historii wprowadzając ich na zaplecze ekstraklasy. Po trzech sezonach w Superettan, w 2015 roku, udało się osiągnąć kolejny cel – awans do Allsvenskan, w której Östersunds grało aż do obecnej kampanii.

Stała wspinaczka po ligowej drabince to jednak nie jedyny sukces Anglika na szwedzkiej ziemi. Zapisał on bowiem na koncie jedno trofeum. W 2016 roku poprowadził klub do tryumfu w krajowym pucharze, co zaowocowało możliwością gry w eliminacjach Ligi Europy. Dla zawodników z 50-tysięcznego miasta była to niesamowita okazja. Sami kibice z pewnością nawet nie marzyli o takim doświadczeniu zaledwie dwa, trzy lata wcześniej.

Nietypowe podejście

Świetne wyniki były zasługą nowatorskich metod menedżera. Nie mowa tutaj jednak o sposobach treningu czy rozwiązaniach taktycznych. Były piłkarz Southampton stawiał nie tylko na rozwój na boisku, ale też poza nim. Wspominał o tym w rozmowie z Independent:

Próbujemy zbudować zespół, który dobrze się czuje w niekomfortowych sytuacjach. Z piłkarskiego punktu widzenia, wrzucanie młodych zawodników w sztukę czy śpiewanie, to robienie czegoś nowego. To pomogło nam zbudować zespół i atmosferę.

Co autor tych zdań miał konkretnie na myśli? Po awansie do ekstraklasy zespół wystawił dla kibiców „Jezioro Łabędzie”. Z kolei po zdobyciu pucharu zorganizowano koncert, w trakcie którego głównymi wykonawcami byli właśnie piłkarze. Miało to pomóc zbudować monolit i dobrze zintegrowaną grupę. W małym mieście wszyscy bowiem musieli utrzymywać ze sobą dobre stosunki. Nie było miejsca na spory. Do tego takie formy zabawy mogą pomóc zbudować pewność siebie i otwartość.

Mało który z rodzimych zawodników chciał przenosić się do stosunkowo odosobnionego Östersunds. Wszak to miasto bez wielkich galerii handlowych, a najbliższe duże miasto jest oddalone o dwie i pół godziny drogi. Potter musiał więc stanąć przed trudnym zadaniem. Stworzył międzynarodowy zespół. W kadrze mogliśmy znaleźć urodzonego w Szwecji Greka Sotirisa Papagiannopoulosa, Ugandyjczyka Ronalda Mukiibi, Syryjczyka Gabriela Somi, Irańczyka Samana Ghoddosa oraz pochodzącego z Iraku kapitana — Brwa Nouriego. Do tego dochodzili jeszcze reprezentant Komorów Fouad Bachirou, Ghańczycy Arhin, Mensiro i Kpozo oraz Nigeryjczyk Gero.

Widnieli w niej również rodacy szkoleniowca: Jamie Hopcutt i Curtis Edwards. Ten pierwszy przeniósł się do Skandynawii z Tadcaster (ósmy poziom rozgrywkowy), co już wystarczająco pokazuje, że w ojczyźnie o profesjonalnej karierze mógł jedynie pomarzyć. Drugi z kolei reprezentował młodzieżówki Middlesbrough, ale jak sam przyznał w rozmowie z Guardianem, „nie prowadził się odpowiednio”. Zamiłowanie do imprez sprawiło, że w wieku 20 lat podjął pracę na budowie u boku ojca. Ostatecznie, za pośrednictwem Darlington, trafił do piątej ligi szwedzkiej, gdzie wypatrzył go Potter. Co ciekawe, zaliczył natychmiastowy przeskok na najwyższy poziom ligowy.

Każdy z tych piłkarzy ma swoją historię, wielu z nich posmakowało futbolu w amatorskim wydaniu. Niektórzy przywdziewali barwy Östersunds jeszcze w trzeciej lub czwartej lidze. Stosunkowo niedługo później mieli okazję występować w europejskich pucharach. Wszystko zawdzięczają charyzmatycznemu bossowi oraz właścicielowi klubu, który wspierał go niezależnie od sytuacji. Przeprowadzka do Szwecji dla wielu z nich stanowiła furtkę do kariery w mocnych europejskich ligach. Ghoddos gra dla Brentford, wcześniej kopał też piłkę w Ligue 1 w barwach Amiens. Bachirou dwa lata temu spędził sezon w Nottingham Forest. Ken Sema występuje w Watfordzie, a koszulkę Szerszeni zakładał również na poziomie Premier League.

Świetna historia i niesamowity projekt pokazują, jak przewrotny może być futbol. Ludzie, którzy nie dostali szansy w ojczyźnie, tacy jak Potter, Edwards czy Hopcutt, spełnili swoje marzenia. Marzenia niemożliwe do osiągnięcia dla wielu wyżej ocenianych kolegów po fachu. Postanowili zaryzykować i poszukać swojej szansy w mroźnej Szwecji. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, na drodze do fazy grupowej Europa League wyeliminowali Galatasaray i PAOK, a na tym ich sen się nie zakończył. Potem los skojarzył ich z Arsenalem. Po pierwszym meczu, przegranym 0:3 u siebie, nikt na nich nie stawiał. W rewanżu postraszyli jednak Kanonierów. Do przerwy prowadzili 2:0. Dawid nie zdołał co prawda wyrzucić Goliata z rozgrywek, lecz i tak zdobył największy skalp w swej historii, ostatecznie wygrywając 2:1. Nikomu nieznany Anglik, pracujący gdzieś na szwedzkich peryferiach, pokonał w bezpośrednim starciu Arsene’a Wengera.

Kariera z Football Managera

To właśnie trener jest największym bohaterem tej opowieści. Jego pierwsza praca w roli menedżera okazała się wielkim sukcesem. Mówiono nawet o tym, że w Östersund mieli postawić mu pomnik. Potter osiągnął coś, co większość z nas może zrobić jedynie w FM-ie. Ba, często nawet w produkcji Sports Interactive się to nie udaje. Szybki marsz w górę ligowej drabinki spowodował sporo zmian w życiu całego zespołu. Dobrze obrazuje to anegdotka, którą 42-letni menedżer przytoczył przed spotkaniem z Athletic Bilbao podczas pamiętnej europejskiej przygody.

Oglądałem ich mecz w telewizji razem z żoną, Rachel. Pytała: Dzisiaj grają z Barcą, a zaraz potem z wami – „jak to jest możliwe?”

Wszyscy w najbliższym otoczeniu klubu dobrze zdawali sobie sprawę, że zespół osiągał wyniki zdecydowanie ponad stan. Wspaniałe sukcesy przyszły pomimo skromnego budżetu i mało imponującej bazy. Jamkraft Arena, stadion Östersunds, może pomieścić niecałe osiem i pół tysiąca osób.

Wycieczka do Szwecji nauczyła Pottera bardzo dużo, co również opowiedział Independent.

Moim zdaniem musisz być kreatywny i mieć jasne ambicje, ale również być gotowym do dostosowania się do sytuacji. Wyjechałem za granicę, bo uważałem, że to moja jedyna szansa. To bardzo konkurencyjna branża. Jeśli okazja przychodzi, musisz być na nią gotowy tak bardzo, jak to tylko możliwe.

Anglik już wtedy nie wykluczał zmiany otoczenia.

Pójdę gdziekolwiek, pod warunkiem, że będzie to odpowiedni klub dla mnie. Bardzo ciężko pracowałem, aby tu dotrzeć. Moja rodzina poświęciła się, przeprowadzając się. Wciąż jest jeszcze wiele do osiągnięcia z Östersunds. Chcielibyśmy zdobyć tytuł i spróbować sił w Lidze Mistrzów. Trenerka to tak niestały zawód, że niczego nie uważam za pewne. Cieszę się jednak chwilą – to świetnie być częścią Östersunds.

Wiara w siebie czyni cuda

Jeśli chodzi o główne powody sukcesów zespołu, bohater miejscowych kibiców miał swoją teorię:

Pracujemy ze sobą w grupie już przez długi czas. To daje nam wiarę, której chyba czasami nie ma w innych klubach. Ostatecznie, to jednak wyniki cię napędzają – szczególnie ten z Galatasaray. Bardzo dobrze zagraliśmy u siebie i wygraliśmy 2:0. Mieliśmy chyba trochę szczęścia, bo byli akurat we wczesnej fazie przygotowań do sezonu i w okresie przejściowym. W dalszym ciągu, pojechaliśmy tam i poradziliśmy sobie z atmosferą i otoczeniem. Początkowo pomyślałem ‘Wow, ale miejsce’. Wywalczyliśmy remis 1:1 i zostaliśmy pożegnani oklaskami przez miejscowych fanów. Od tamtego momentu, wszystko zaczęło trybić.

Kilka lat wcześniej mieliśmy Leicester. Potem nadeszło Östersunds. Co jakiś czas jesteśmy świadkami wspaniałych futbolowych historii, których bohaterami są kluby, fani, piłkarze i szkoleniowcy. W przypadku szwedzkiego kopciuszka każdy z zainteresowanych niósł ze sobą bogaty bagaż doświadczeń. Dla większości z nich udział w Lidze Europy był życiową szansą na zaistnienie na kontynentalnej scenie i zrobienie kolejnego kroku (lub nawet skoku) w przód. Już wtedy wydawało się, że przyszłość w Premier League jest mu pisana. Zainteresowanie nim wyrażały Sunderland czy Everton. On sam twierdził, że nie ma dla niego żadnych ograniczeń.

Wiara to niezgłębiona rzecz. Niesamowite rzeczy stają się możliwe, gdy ją masz. Zawodnicy nie mieli punktu odniesienia. Bo go nie ma. „To niemożliwe”. Poszliśmy w nieznane z niesamowitą naiwnością.

Po zakończeniu historycznego sezonu i walki w Europie, Potter dostał szansę powrotu na Wyspy. Objął stery spadkowicza Premier League, Swansea, którego pomimo bardzo osłabionej kadry, pełnej niedoświadczonych piłkarzy, poprowadził do finiszu w pierwszej dziesiątce. Tym samym zapracował na angaż w ekstraklasie. Przyjęło go Brighton, gdzie zbudował jeden z najciekawszych projektów angielskiego futbolu w ostatnich latach. Na The Amex wprowadził metody i filozofię odpowiadającą najnowszym standardom. Rozwijał piłkarzy nieoczywistych, wyciskał z nich ponad sto procent. Teraz nadchodzi dla niego kolejna wielka szansa, posada w Chelsea, jeden z najbardziej utytułowanych angielskich klubów w XXI wieku.

Pozostaje tylko czekać na to, co pokaże na Stamford Bridge. To bowiem zwieńczenie niesamowitej drogi. Drogi absolutnie wyjątkowej, rozpoczętej tam, gdzie nikt inny by tego nie zrobił – w czwartej lidze szwedzkiej. Stamtąd wyszedł głównie dzięki własnej, kreatywnej, ciężkiej pracy. Takich historii w futbolu nigdy nie za dużo!

Szkoda tylko Östersunds. Rok po odejściu Pottera okazało się, że ich właściciel wykorzystywał publiczne pieniądze do finansowania klubu. W wyniku wyśledzenia przestępstwa wylądował w więzieniu, a rozwój zespołu zahamował. Po kilku latach spędzonych w środku tabeli, w 2021 roku spadli do drugiej ligi. Aktualnie plasują się na jej ostatniej pozycji. I w wypadku spadku, niestety, nie zapowiada się na powtórkę z niesamowitej drogi na szczyt.