W weekend wróciło nie tylko Championship, ale i inne niższe ligi. W tym League Two, czwarty poziom rozgrywkowy w Anglii. I już w pierwszej kolejce mamy kandydata na jeden z momentów sezonu.

Doliczony czas gry pierwszej połowy, wynik 0:0. Bradford City ma rzut wolny. Co w tej sytuacji powinni zrobić zawodnicy Doncaster? Pewnie przegrupować się, ustawić, aby nie stracić bramki do szatni. Ale nie Lee Tomlin. On miał plan. Jaki? Sprytny. Zagra na czas. W 5. minucie doliczonego czasu gry odrzucił piłkę rywalowi, aby przedłużyć wykonywanie przez niego wolnego. I mamy pierwszą żółtą kartkę. Kompletnie niepotrzebną.

Wtedy rozpoczynają się dyskusje, podbiega rywal i 33-latek runął na ziemię, jak rażony piorunem. Po chwili umierania od razu odgraża się rywalowi. Sędzia, stojący centymetry od zajścia, nie ma wątpliwości i daje drugi żółty kartonik. Tomlin kończy swój udział w meczu.

I tutaj zachodzi pytanie, kto popełnił większy błąd? Tomlin niepotrzebnie dokładając od siebie, czy sędzia Bobby Madden, który nie zauważył, że nadbiegający przeciwnik nadepnął napastnika. Może i piłkarz Doncaster przesadził z reakcją, ale kontakt był i Jamie Walker nie dostał nawet kartki czy reprymendy. Z drugiej strony, trzeba go też pochwalić, że nie zastanawiał się długo. Jeżeli nawet nie byłoby kontaktu, a sama symulka, to wielu sędziów machnęłoby ręką. Nie była to jednak jedyna czerwona kartka w meczu. Druga miała miejsce w doliczonym czasie gry i dostał ją piłkarz Bradford, a ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

Dla Tomlina, weterana angielskich boisk, a zwłaszcza Championship, to 6. czerwona kartka w ponad 400-meczowej karierze. Ale czy słuszna? Z chęcią wysłuchamy Waszych opinii.