Nowy sezon Championship rozpoczął się najlepiej, jak tylko mógł, bo od spotkania umiłowanego nam wszystkim Burnley. Ku zdziwieniu części obserwatorów, ze starej ekipy The Clarets zostały już tylko dalekie wyrzuty z autu. No i nieśmiertelny Ashley Barnes. Poza tym jednak ta drużyna nie ma już nic wspólnego z popularnymi Zbójcerzami wielkiego Seana Dyche’a.

Podopeczni Vincenta Kompany’ego pokonali Huddersfield 1:0 po goli wypożyczonego z Chelsea Iana Maatsena. Dominowali niemal przez cały mecz i spokojnie mogli wygrać wyżej, ale precyzyjny rzut wolny Scotta Twine’a trafił w słupek. Inauguracja sezonu pozwala wyciągnąć wstępne wnioski, zatem czego dowiedzieliśmy się po spotkaniu na John Smith’s Stadium?

Nie ma już Seana Dyche’a

Podstawowa jedenastka Burnley w tym spotkaniu miała średnią wieku na poziomie 25,3. Ostatni raz pierwszy garnitur The Clarets był tak młody w meczu ligowym w 2013 roku. Sean Dyche desygnował wtedy do gry między innymi 20-letniego Danny’ego Ingsa czy 22-letniego Kevina Longa. W Premier League jego najmłodsza jedenastka miała średnią wieku w wysokości 26,5. Rewolucja Vincenta Kompany’ego zmierza więc w naprawdę dobrym kierunku i trzeba przyznać, że dokładnie tego potrzebowała drużyna z Turf Moor.

Od zakończenia sezonu 13/14 Burnley ani razu nie wymieniło 500 podań w spotkaniu ligowym. W debiucie Kompany’ego jego piłkarze wymieniali między sobą futbolówkę aż 507 razy. Wiadomo, porównywanie Premier League do Championship mija się z celem, ale gołym okiem widać zmianę filozofii.

Debiutanci gwarantują odpowiednią jakość

Masowy exodus piłkarzy z Turf Moor niejako ułatwił zadanie Kompany’emu. Mógł w prosty sposób ściągnąć graczy, którzy pasują do jego filozofii. To oczywiście niosło za sobą pewne ryzyko, ale póki co się opłaca. Nowe twarze w ekipie The Clarets zaliczyły naprawdę mocne wejście w drużynę. Josh Cullen zdobył tytuł zawodnika meczu, zanotował 98% skuteczności podań i wykreował 3 okazje bramkowe dla swoich kolegów.

Wypożyczony z Chelsea Ian Maatsen był najaktywniejszym piłkarzem na boisku, co pozwoliło mu strzelić bramkę, a trzeba też zaznaczyć, że powinien mieć na swoim koncie asystę. W tej sytuacji fatalnie pomylił się jednak Dara Costelloe.

Nieźle zaprezentowali się również rezerwowy – Scott Twine i Vitinho, pierwszy Brazylijczyk w historii Burnley. Ten pierwszy był bliski zdobycia bramki, wykorzystując swoją najgroźniejszą broń, czyli rzut wolny.

Burnley mocne czy rywal słaby?

W drugiej połowie Huddersfield miało moment, w którym doszło do głosu. Trwało to jednak zaledwie kilka minut i nie można było oprzeć się wrażeniu, że Teriery są kompletnie niezorganizowane. Burnley dopiero uczy się rozegrania od własnej bramce i zaryzykuję, że stracą kilka bramek po błędach na tym etapie gry. Sytuacja analogiczna do Swansea z początku ubiegłego sezonu. Teoretycznie wystarczyło więc dzisiaj nieco mocniej nacisnąć i z większym zaangażowaniem podejść do tematu pressingu. Tymczasem aż przykro robiło się, kiedy trzeba było patrzeć na osamotnionego i sfrustrowanego Danny’ego Warda.

Huddersfield będzie miało ogromne problemy w tym sezonie. Strata trenera, kilku kluczowych zawodników sprawia, że po pierwszym meczu ciężko nie skazywać ich na walkę o utrzymanie. Na szczęście to dopiero otwarcie rozgrywek, więc jest jeszcze dużo czasu, żeby poprawić dyspozycję.

Więcej Championship w Angielskie Espresso:

One To Watch z każdej drużyny Championship cz. 1 – (angielskieespresso.pl)

10 NAJWAŻNIEJSZYCH PYTAN PRZED STARTEM SEZONU