Koniec! Manchester City w 32. kolejce bieżącego sezonu zmierzył się z Crystal Palace na Selhurst Park. Obywatele bardzo często w ostatnich latach mieli problemy z wygrywaniem podczas starć z Orłami. W pierwszym meczu tych dwóch ekip na Etihad Stadium padł niespodziewany remis 2:2. Dzisiaj podopieczni Pepa Guardioli (pomimo początkowych turbulencji) pewnie pokonali przeciwników 4:2. Oto główne wnioski, które wyciągnęliśmy po ostatnim gwizdku tego starcia.

Manchester City wygrywa, mimo szybkiego ciosu na samym początku

Podopieczni trenera Olivera Glasnera kapitalnie weszli w dzisiejsze spotkanie. Po szybko przeprowadzonej kontrze już w 5. minucie do bramki strzeżonej przez Stefana Ortegę trafił Jean-Philippe Mateta. Francuski napastnik jest ostatnio w bardzo dobrej formie strzeleckiej. Dość powiedzieć, że w swoich 6 ostatnich ligowych potyczkach zdobył 4 bramki.

Niespełna 10 minut później fenomenalnym strzałem odpowiedział Kevin De Bruyne. Lider The Citizens znów popisał się indywidualnym błyskiem swojego kosmicznego geniuszu. Belg z narożnika pola karnego oponentów przymierzył w samo okienko bramki. Jak się później okazało, był to dopiero początek strzelania w meczu otwierającym 32. serię zmagań angielskiej ekstraklasy.

Na samym początku drugiej połowy na listę strzelców wpisał się Rico Lewis. 19-letni Anglik tym trafieniem dał City prowadzenie 2:1. W dalszej części drugiej połowy Orły zostały dobite przez gole Haalanda i kolejną bramkę De Bruyne. Na 4:2 trafił jeszcze Odsonne Edouard, ale jego trafienie nie spowodowało już żadnej szarży gospodarzy. The Citizens ostatecznie wywalczyli bardzo cenne 3 punkty w konfrontacji z The Eagles.

A trzeba zauważyć, że w ostatnich latach nie było to tradycją w przypadku Obywateli. Przed meczem straszono ich statystyką ostatnich sześciu meczów z Crystal Palace. Piłkarze Guardioli zdołali wygrać tylko dwa z nich. Na samym początku wydawało się, że Palace znów znajdą sposób na machinę Pepa, ale ostatecznie nie starczyło im sił i umiejętności na utrzymanie korzystnego rezultatu.

Erling Haaland i Kevin De Bruyne znów strzelają i może to być kluczowy fakt dla losów mistrzostwa

Norweg w minionym sezonie Premier League zdobył aż 36 bramek. Haaland pobił tym samym rekord strzelecki pojedynczej kampanii należący do Mohameda Salaha. Przez całe rozgrywki najdłuższą serią napastnika bez zdobytego gola były dwie kolejki z rzędu. Były snajper Borussii Dortmund kapitalnie wpasował się do zespołu z niebieskiej części Manchesteru i wraz z Kevinem De Bruyne byli kluczowymi elementami City w udanej pogoni za Arsenalem podczas walki o mistrzowski tytuł.

W bieżącej kampanii Norweg miewał (chociażby w ostatnim czasie) gorsze chwile. Zdarzały mu się do tej pory niespotykane w Anglii serie meczów bez trafienia do siatki. Natomiast De Bruyne opuścił pierwszą część sezonu przez kontuzję doznaną podczas inauguracyjnego starcia z Burnley. W dzisiejszym starciu belgijsko-norweski duet znów był wyśmienity. Haaland po sześciu meczach z pustym przebiegiem wreszcie trafił do siatki. De Bruyne natomiast popisał się cudownym dubletem i przez całe 90 minut doskonale dyrygował grą swojej ekipy.

Trzeba przyznać, że cała liga znajdzie się w dużym kłopocie, gdy De Bruyne i Haaland dalej będą zdobywać bramki i prezentować się z dobrej strony. Ich wysoka forma może okazać się kluczowa na finiszu wyścigu o fotel lidera w tym sezonie.

Dla The Eagles też było to bardzo ważne spotkanie

Dla panujących mistrzów Anglii z pewnością była to bardzo ważna rywalizacja z perspektywy walki o tytuł. Dla Palace natomiast wciąż na wagę złota jest każdy zdobyty punkt. Orły wciąż nie zdołały odrzucić od siebie na dobre widma spadku do Championship.

Zawodnicy z Selhurst Park mają aktualnie osiem oczek przewagi nad strefą spadkową. Obecnie plasują się na 14. miejscu w ligowej tabeli, ale jeszcze dzisiaj wyprzedzić mogą ich ekipy Brenford i Evertonu, a sama przewaga może stopnieć do jedynie pięciu punktów. Wystarczy, że Luton Town przed własną publicznością zdoła pokonać zespół Bournemouth.

Sytuacja Londyńczyków jest tym bardziej nieciekawa, że już w następnej kolejce zmierzą się z Liverpoolem na Anfield. Ich terminarz w ogólnym wymiarze zapowiada się bardzo wymagająco. Wciąż czekają ich potyczki z Manchesterem United, Aston Villą czy West Hamem United. Oliver Glasner i spółka w żadnym wypadku nie mogą czuć się bezpieczni.