Co to był za mecz! Chelsea pokonuje Manchester United 4:3, choć przegrywała do 100. minuty! Cole Palmer, swoim hattrickiem dał niesamowitą wygraną The Blues, a Czerwone Diabły drugi raz w ciągu kilku dni tracą punkty właściwie w ostatniej akcji. No i jakby było tego mało, mamy nowy rekord Premier League!

Transfer sezonu?

Nie będzie nadużyciem, jeśli powiemy, że Chelsea to one man team. Tak, Cole Palmer strzelił dwa gole z rzutów karnych, a trzeciego dorzucił po rykoszecie, ale to nie zmienia faktu, że młody Anglik został bohaterem spotkania. Udźwignął presję przy dwóch jedenastkach, dobrze wykorzystał niefrasobliwość obrońców United, którzy nie przypilnowali go przy krótkim rozegraniu rzutu rożnego i dzięki temu The Blues mogą kolejny raz dziękować mu za trzy punkty.

16 goli, osiem asyst, ledwie dwa trafienia straty do prowadzącego ligowej klasyfikacji strzelców Erlinga Haalanda – to mówi samo za siebie. Zwłaszcza w zmagającej się z wielkimi problemami Chelsea. 40 milionów funtów, które londyńczycy zapłacili latem za 21-latka, wyglądają jak niesamowita okazja. Transfer sezonu? Bardzo możliwe. Palmer rzuca rękawicę Delcanowi Rice’owi, a gracz Arsenalu na pewno nie może być spokojny o to miano.

Znowu się posypali

Manchester United w ciągu zaledwie pięciu dni dwukrotnie wypuścił wygraną z rąk, choć prowadził do 99. minuty. Z Brentford, pomimo otworzenia wyniku w 96. minucie, dali wyrównać Pszczołom we wspomnianej już 99., a dziś mieli wynik 3:2, gdy na zegarze już miała wybić setka, a i tak przegrali. W pewnym sensie to niezły prztyczek w nos dla fanów Czerwonych Diabłów. To właśnie ten klub, słynący z dramatycznych comebacków i strzelania bramek w doliczonym czasie gry wypuszcza punkty w takich okolicznościach.

Ekipę Erika ten Haga zaczynają chyba wreszcie dosięgać konsekwencje asekuranckiego czy też po prostu złego podejścia Holendra. Jego podopieczni dopuszczają rywali do szalonej liczby strzałów. Dziś znowu było ich wiele – aż 28. To właśnie na ich bramkę przeciwnicy w 2024 roku uderzają najczęściej w pięciu czołowych ligach Europy: już 225-krotnie. Przez długi czas udawało się pomimo tego wygrywać i zdobywać punkty. Ostatnie spotkania pokazują jednak to, co można było słyszeć już od pewnego czasu. Na dłuższą metę nie da się utrzymać dobrych wyników przy takiej grze. W końcu nie można stale polegać na nieskuteczności rywali. No i mamy. Pytanie, czy menedżer Czerwonych Diabłów wyciągnie jakiekolwiek wnioski z tego, co się działo, czy kolejny raz będzie robił dobrą minę do złej gry.

Nowy rekord Premier League

Chelsea wygrała dziś, choć Manchester United prowadził aż do 100. minuty. To nowy rekord, jeśli chodzi o najpóźniejszy zwycięski comeback w Premier League. Dotychczasowy utrzymywał się naprawdę krótko, bo od 16 września, kiedy to Tottenham sięgnął po trzy punkty, choć przegrywał z Sheffield United do 98. minuty. Potem trafili Richarlison i Dejan Kulusevski i skończyło się 2:1. Tym razem jednak The Blues pokazali, że w Premier League naprawdę nic nie jest niemożliwe!

Dwa trafienia Cole’a Palmera ustrzelone w 100. i 101. minucie zapisały się w historii angielskiej ekstraklasy. Na jak długo? Zobaczymy, bo jeszcze dzisiaj pewnie mało kto zakładałby, że tak szybko uda się przebić osiągnięcie Spurs ze starcia z Szablami. Przy obecnej polityce doliczania czasu, interwencjach VAR i tempie spotkań w Premier League nigdy jednak nie można mówić „nigdy”. Dość zresztą wspomnieć, że już na początku maja, po zaledwie 273 z 380 spotkań tego sezonu, pobity został rekord, jeśli chodzi o liczbę bramek w doliczonym czasie gry w rozgrywkach Premier League. To naprawdę szalona kampania!