Podczas przerwy reprezentacyjnej emocje związane z meczami nas nie rozpieszczają. To właśnie wtedy warto wracać pamięcią do takich spotkań, jak to. Ostatnia Bitwa o Anglię była jednym z najlepszych spotkań w całym sezonie i przyniosła wiele wrażeń nie tylko kibicom tych dwóch ekip, ale także widzom postronnym. Wygrana Manchesteru United z pewnością była sporym zaskoczeniem, bo Liverpool w tym sezonie na Wyspach przegrał tylko raz. Gdy dołożymy do tego brak stabilnej formy Czerwonych Diabłów to już w ogóle można się zastanawiać, jak to się właściwie stało. Dlaczego ten Hag wygrał z Jurgenem Kloppem?

Brak zmienników utrudnił sprawę Kloppowi

Szukając podobizn jeśli chodzi o Manchester United i Liverpool w tym sezonie, z pewnością możemy wspomnieć o kontuzjach. Drużyna Jurgena Kloppa ciągle przechodzi przez trudny okres z powodu braku kluczowych zawodników. W meczu na Old Trafford zabrakło Alissona, Trenta Alexandra-Arnolda, Ibrahimy Konate czy chociażby Trenta Alexandra-Arnolda. Ich absencja w tym spotkaniu była kluczowa z uwagi na długość tego meczu. Przy ponad 120 minutach gry, głębia składu jest kluczowa, a jakość i doświadczenie zmienników czasami potrafią wygrać całe spotkanie. W przypadku ekipy Czerwonych Diabłów wyglądało to już nieco inaczej. Oczywiście, brak Luke’a Shawa i Lisandro Martineza zdecydowanie osłabił zespół, ale powrót Hojlunda czy Wan-Bissaki zdecydowanie zwiększył możliwości. To oczywiście nie był kluczowy czynnik, który zaważył na wyniku spotkania, ale zdecydowanie warto o nim wspomnieć. 

Świetny początek Manchesteru United

Pierwsze 35 minut meczu, w opinii ten Haga było czymś, co pokazywało najlepszą stronę Manchesteru United. Bramkę na 1:0 już w 10. minucie zdobył Scott McTominay.  

“Przyszłość tej drużyny jest naprawdę świetna. Widzieliśmy to w pierwszych 35 minutach, jak bardzo chcieliśmy wygrać. Rozgrywaliśmy piłkę od własnej połowy, odbieraliśmy ją na połowie rywala. Zobaczyłem, że jesteśmy silni fizycznie i psychicznie. Powiedziałem chłopakom, że musimy wyjść do przodu, pomagać sobie nawzajem. Od tamtego momentu przejęliśmy inicjatywę i stworzyliśmy sobie wiele szans” – mówił Erik ten Hag.

Ciężko dziwić się holenderskiemu szkoleniowcowi, ponieważ wszyscy widzieliśmy, jak skończyło się bronienie własnego pola karnego przeciwko Manchesterowi City. United wtedy grało mecz praktycznie tylko na swojej połowie. Oczywiście taka taktyka ma też swoje plusy, bo grając tak głęboko możesz wciągnąć rywali na swoją połowę i wyprowadzić szybką kontrę. To udało się Czerwonym Diabłom kilka razy, ale brak wykończenia spowodował, że taki styl gry zdał się na nic. Stąd zmiana o 180 stopni przeciwko The Reds, która zdecydowanie się opłaciła. Przynajmniej do 35. minuty. Później United straciło kontrolę nad meczem, a Liverpool wykorzystał to błyskawicznie. 

Liverpool nie zadał ostatecznego ciosu

Gdy Manchester United pogubił się w własnej grze, The Reds wykorzystali to od razu. W 38. minucie piłkę w siatce umieścił Wataru Endo, jednak oddawał strzał z pozycji spalonej. Chwilę później, bo w 44. minucie pierwszy cios zadał Alexis Mac Allister, którego strzał po małym (ale znaczącym) rykoszecie znalazł drogę do bramki. Zanim gospodarze zdążyli się otrząsnąć, leżeli ponownie na deskach. Tym razem za sprawą Mohameda Salaha, który bardzo dobrze wykorzystał błąd defensywy United i szybko zaopiekował się bezpańską piłką w polu karnym, zdobywając bramkę. Gwizdek oznaczający koniec pierwszej połowy, był dla Czerwonych Diabłów bardzo istotny. Uchroniło ich to od gradu ciosów, jakie wtedy zadawał Liverpool i być może pozwoliło dalej zostać w walce o zwycięstwo w tym spotkaniu.

Druga połowa wyglądała właściwie tak, jak wszyscy spodziewali się że będzie wyglądał cały mecz. Zawodnicy Jurgena Kloppa wyprowadzali akcje za akcją, właściwie nie dopuszczając do głosu Czerwonych Diabłów. Mecz wyglądał na rozstrzygnięty, a Klopp pod koniec zdecydował się na zmiany. W 77 minucie ściągnął z boiska Mo Salaha, a chwilę wcześniej Robertsona z Szoboszlaiem. Brak tego ostatecznego ciosu okazał się być kluczowy, bo w 87 minucie bramkę zdobył Antony. Był to iście nieprawdopodobny scenariusz, ponieważ Brazylijczyk obrócił się z Virgilem Van Dijkiem na plecach i strzałem z prawej nogi pokonał bramkarza. Tak, z prawej. Old Trafford eksplodowało, zawodnicy poczuli, że mogą w tym spotkaniu jeszcze coś zdziałać, a kibice pierwszy raz od dawna oglądali walczący do końca Manchester United.

Chaos w dogrywce, superofensywny Manchester United

W dogrywce praktycznie nie było wiadomo, jakim ustawieniem gra Manchester United. Na boisku nie było żadnego środkowego napastnika, a zaledwie dwóch zawodników mogło nazwać siebie obrońcami. Był to portugalski duet w postaci Diogo Dalota i… Bruno Fernandesa. Więc jaki jest właściwie styl gry Manchesteru United? Szybki, bezpośredni i pełen intensywności – czyli dokładnie taki, jak ten prezentowany w dogrywce. Oczywiście nie chodzi o rozstawienie zawodników i granie jednym obrońcą, a o sam fakt funkcjonowania zespołu. 

Erik ten Hag w tym spotkaniu podjął ogromne ryzyko, które się opłaciło. Pytanie tylko ile czasu dostanie holenderski szkoleniowiec, żeby takie mecze jak ten z Liverpoolem przestały być wyjątkiem, a stały się powtarzalnością. W tym sezonie United często gra za szybko, zbyt zdecydowanie żeby móc utrzymać kontrolę i czasami z intensywnością, której nie może utrzymać. Taki styl gry jednak nie jest daleko od tego, który działa. A gdy działa, to wygląda po prostu świetnie. To właśnie dzięki intensywności zawodnicy Manchesteru wyprowadzili tę ostatnią kontrę, po której Amad Diallo zdobył zwycięską bramkę. 

Ten Hag pracuje nad tym, co osiągnął Klopp

Gdy mówimy o grze szybkiej, zdecydowanej i jednocześnie kontrolowanej, mówimy o grze The Reds. To jest ten balans, nad którym Klopp pracował ponad 8 lat. Ten sam, którego nie udało się osiągnąć ten Hagowi przez ostatnie 18 miesięcy. Być może jedną z opcji na zakorzenienie takiego stylu gry w swojej drużynie, jest właśnie ten chaos, w którym Czerwone Diabły odnalazły się bardzo dobrze. Zamiast grać głęboko na swojej połowie, jak w derbach z Manchesterem City, United atakowało, podejmowało ryzyko, grało wysoko na swojej połowie i dochodziło do sytuacji. W dalszym ciągu, styl ataku i stwarzania szans nie jest nawet bliski temu, co prezentuje drużyna Liverpoolu, ale przynajmniej są w nim podobieństwa. Co innego gdy zaczniemy mówić o defensywie, w której drużyna ten Haga ciągle ma braki, ale te są po części spowodowane kontuzjami. Holender wielokrotnie w tym sezonie był zmuszony mocno rotować swoją obroną, przez co nie mógł pracować nad konkretnym stylem. 

W dalszym ciągu kontuzjowany Malacia i Shaw sprawiają, że w klubie nie ma nominalnego lewego obrońcy. To samo tyczy się Lisandro Martineza, który przychodząc do Manchesteru United miał być głównym filarem w obronie. Jednak mimo tych kontuzji obrona powinna wyglądać dużo lepiej, bo w wielu przypadkach to właśnie ona prezentuje bramki rywalom. 

Kolejna Bitwa o Anglie już w kwietniu

Jeśli ten Hag faktycznie zacznie iść w takim kierunku i decydować się na taką taktykę, to już 7 kwietnia ponownie możemy być świadkami świetnego spotkania. Liverpool w lidze potrzebuje już praktycznie samych zwycięstw, żeby wywalczyć sobie mistrzostwo, a Old Trafford to zawsze trudny teren. 

Złą wiadomością dla United jest fakt, że w ligowym spotkaniu dogrywki nie będzie. A to oznacza, że trzeba zagrać dobre 90 minut, z czym drużyna dowodzona przez Erika ten Haga ma niemałe kłopoty.