Sobotniego popołudnia w ramach mocno okrojonej 29. kolejki (ze względu ćwierćfinały Pucharu Anglii tego weekendu) Luton Town podejmowało u siebie Nottingham Forest. W obliczu jedynie trzech punktów różnicy pomiędzy obiema ekipa było to starcie o tzw. „sześć punktów” na dole tabeli Premier League. Finalnie żadna z ekip nie wyszła z tej potyczki zwycięsko, bo na Kenilworth Road padł remis 1:1. Jakie wnioski możemy wyciągnąć po tym spotkaniu?

Wcześniej nie dowoziła obrona Luton, dziś nie dowiózł atak

Luton Town, choć ostatnio często kończyło bez punktów w ligowych potyczkach, o tyle ciężko było przyczepić się do linii ataku Roba Edwardsa. 19 goli w dziewięciu poprzednich kolejkach to naprawdę imponujący wynik, jak na pojedyncze nazwiska, jakie ma do dyspozycji były opiekun Watfordu. The Hatters strzelili choćby dwa gole więcej niż Manchester United. Tyle że ze swoich zadań nie wywiązywała se obrona, która nie raz czy nie dwa marnowała to, co wypracował atak. W środku tygodniu w powtórzonym meczu z Bournemouth, Luton prowadziło 3:0, by finalnie przegrać 3:4.

Dziś brakowało jakiegoś większego pomysłu z przodu. Choć Nottingham oddało inicjatywę i raczej schowało się za gardą, to piłkarze spod Londynu nie potrafili tego wykorzystać. Były choćby trzy próby w odstępie pierwszych 10 minut w wykonaniu Rossa Barkleya (jedno z nich przeleciało po słupku), szanse Jordana Clarke’a czy Androsa Townsenda z obrębu szesnastki, jednak żadne z nich mocno nie sprawdziło formy Matza Salsa. 9 strzałów, ledwie 3 celne, xG na poziomie 0,33 i nieuznany (słusznie) gol Tedena Mengiego.

Natomiast trzeba zaznaczyć, że te niepowodzenia poszły w niepamięć w 89. minucie, bo te niemrawe wcześniejsze próby zmazał Luke Barry, po lekkim zamieszaniu po rzucie różnym. Mimo to, gdyby dział kreacji był dziś na takim poziomie jak w środę, to myślę, że tym razem trzy oczka gospodarze dowieźli by na pewno. Na plus w zasadzie zapisałbym jedynie postawę Carltona Morrisa. Nie jest to pierwszy mecz, gdy ponownie bardzo dobrze ogląda się jak schodzi do środka boiska i porusza za sznurki w ataku Luton, nieco jako fałszywa dziewiątka.

Forest utrzymali status quo, ale to może być za mało

Nottingham Forest zarówno za kadencji Steve’a Coopera, jak i Nuno Espirito Santo wciąż miewa ogromne problemy z wygrywaniem spotkań z beniaminkami. Dziś wydawało się przez długi czas, że w końcu nastąpi przełamanie w tej kwestii, bo gol Chrisa Wooda (swoją drogą dla snajpera 150. w seniorskiej karierze, biorąc pod uwagę wszystkie poziomy na jakich występował) przez niemalże godzinę utrzymywał ich na prowadzeniu.

Jednak po raz kolejny ta sztuka się nie udała, mimo że piłkarze portugalskiego szkoleniowca podejmowali kolejne próby podwyższenia rezultatu. Najlepszą z nich była ta Anthony’ego Elangi z początku drugiej połowy, aczkolwiek ze skutecznym wybiciem zdążył Mengi. Warto także wspomnieć, że niewiele brakło by to Divock Origi otworzył wcześniej wynik, bo jego lob rownież zmierzał do bramki Thomasa Kaminskiego. Szkoda też z ich perspektywy, że do bramki nie wpadło uderzenie Calluma Hodson-Odoia z doliczonego czasu gry.

Tym samym, w ostatnich 19 spotkaniach przeciwko beniaminkom Tricky Trees wygrali zaledwie raz, remisując aż 12 z nich i przegrywając 6. Udało się pokonać jedynie ekipę z Sheffield na jesień. To fatalny rezultat, bo mówimy o meczach przeciwko bezpośrednim potyczkom z rywalami o utrzymanie. W sobotę można było odskoczyć Luton Town na 6 oczek przewagi, a tak wciąż pozostają tylko 3 punkty różnicy. W poniedziałek ma zostać ogłoszony werdykt w sprawie potencjalnej kary za łamanie reguł FFP (podobnie jak w przypadku Evertonu) i pokaźna kara może zepchnąć zespół w strefę spadkową. W klubowych gabinetach zrobi się wtedy niezwykle gorąco.

Luton ma patent, aby i tak trafić u siebie. Nottingham nie ma patentu na wyjazdy

Jak wcześniej wspomniałem, Luton miało dziś kłopoty z kreacją, Długo ich strzały były mizernej jakości. Jednak w końcu i tak udało się wcisnąć wyrównującego gola. To oznacza, że gospodarze strzelili bramkę w 15 z 16 spotkań (94%) u siebie w Premier League. Jest to rewelacyjny rezultat i pokazuje, jak groźna jest ofensywa beniaminka na własnym terenie.  Tylko Spurs i Manchester City strzelały u siebie częściej – obie te drużyny strzelały we wszystkich domowych potyczkach.

Tymczasem w przypadku Forest, nie dość że nie idzie im w starciach z beniaminkami, to jeszcze pogłębiają się problemy na wyjeździe. Wystep piłkarzy Espirito Santo nie był zły, ale to kolejny mecz na wyjeździe bez zwycięstwa. W ostatnich 24 meczach poza City Ground Nottingham wygrało ledwie 2, schodząc na tarczy z murawy aż 16 razy. Tylko dwa razy udało się utrzymać czyste konto w tym okresie – przeciwko Chelsea we wrześniu i z Crystal Palace w październiku. Do końca sezonu trzeba chyba będzie coś wygrać na obcym terytorium, zwłaszcza jak przyjdzie punktowa kara.