Dwa lata temu byliśmy świadkami zamieszania w związku z próbą stworzenia Superligi. W projekcie brała udział cała angielska Big Six wraz z trzema włoskimi (Juventus, Milan, Inter) i trzema hiszpańskimi topowymi klubami (Barcelona, Real, Atletico). Ostatecznie w związku z wielkimi protestami kibiców większość zespołów wycofała się z pomysłu, a Superliga upadła tak szybko jak powstała.

Ci, którzy myśleli wówczas, że to koniec całej historii, byli w błędzie. Jak się okazało, organizatorzy Superligi wcale nie zrezygnowali z działań na rzecz jej stworzenia. Jeszcze w grudniu doszło do spotkania prezydentów Realu i Barcelony z dyrektorem generalnym A22 Sports – Berndem Reinchardtem, którzy zdecydowali się kontynuować działania na rzecz „zreformowania europejskiego futbolu, poprawy współzawodnictwa, zrównoważonego rozwoju i zarządzania”.

Dzisiaj dowiedzieliśmy się natomiast większej ilości szczegółów na temat tego, jak miałaby funkcjonować potencjalna Superliga. Nowa propozycja zakłada udział od 60 do 80 drużyn piłkarskich, brak stałych członków, lecz kwalifikacje na poziomie sportowym oraz co najmniej 14 meczów każdego uczestnika na sezon.

Pomysł więc jest bardzo rozbudowany, a w takich słowach wypowiedział się na jego temat Bernd Reinchardt w wywiadzie dla Die Welt:

Podstawy europejskiego futbolu są na skraju upadku. To jest moment na zmianę. To kluby ponoszą przedsiębiorcze ryzyko w piłce nożnej. Ale gdy w grę wchodzą ważne decyzje, zbyt często zmuszeni są siedzieć bezczynnie na uboczu, gdy podstawy sportowe i finansowe kruszą się wokół nich.

Nasze rozmowy pokazały również, że kluby często nie mają szans wypowiedzieć się publicznie przeciwko systemowi, który korzysta z sankcji, by zmiażdżyć opozycję. Nasz dialog był otwarty, szczery, konstruktywny i zaowocował jasnymi pomysłami, jakie zmiany są potrzebne i jak mogą zostać wprowadzone. Jest dużo do zrobienia i będziemy kontynuować rozmowy.