Kolejna seria spotkań za nami! Jak zwykle nie zabrakło emocji, a nasi redaktorzy postanowili wyróżnić tych, którzy na to w ich opinii zasłużyli. Po zaciętym głosowaniu, tak przedstawia się jedenastka najlepszych zawodników minionej kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

DEAN HENDERSON (3)

To co wyczynia na początku bieżącego sezonu Henderson jest po prostu niepojęte. Co prawda Nottingham przegrało w niedzielne popołudnie z Tottenhamem 0:2, ale gdyby nie angielski golkiper mogło być zdecydowanie gorzej. Obroniona jedenastka przez Harry’ego Kane’a, cztery skuteczne interwencje na przestrzeni całego spotkania i bardzo pewny występ między słupkami ekipy z City Ground.

Na cztery rozegrane kolejki, Henderson znajduje się w naszym zestawieniu już po raz trzeci. I po raz trzeci wspomnimy o tym, że w Manchesterze z pewnością plują sobie w brodę, że oddali tak znakomitego bramkarza.

Co ciekawe, obroniony rzut karny przez Deana Hendersona był pierwszym pudłem Harry’ego Kane’a z jedenastu metrów od… czterech lat!

OBROŃCY

TRENT ALEXANDER-ARNOLD (1)

Jeżeli uważnie śledzicie nasze rankingi, to wiecie, że dotychczas ten Pan królował wśród najgorszych w danej serii gier. Co by jednak nie mówić Anglik niemal zawsze wyróżnia się na tle innych piłkarzy… Do tej pory dwa razy jako antybohater, a dzisiaj nareszcie Trent Alexander-Arnold zalicza debiut w jedenastce kolejki. Obrońca odnotował książkowy występ — zaliczył bramkę, asystę i czyste konto. 23-latek ostatnim występem powrócił do tego, za co wszyscy go uwielbiamy. Cudowny gol zza pola karnego i klasyczna wrzutka zakończona bramką. Oczywiście asysta nie jest oficjalnie przyznana Anglikowi, a to wszystko za sprawą Chrisa Mephama. Podanie od TAA było tak dobre, że sam Walijczyk postanowił je wykończyć i zapakować samobója. Gdyby jednak nie zrobił tego 24-latek, to tuż za jego plecami czekał Luis Díaz, który z pewnością by się nie pomylił. W najbliższych tygodniach okaże się, czy sobotnia dyspozycja Trenta to chwilowy przebłysk, czy może powrót na wysokie obroty.

JOE WORRALL (1)

Najlepszy zawodnik ekipy Steve’a Coopera obok Deana Hendersona przeciwko Spurs. Skutecznie uprzykrzał życie Sonowi, co doprowadziło do bardzo frustrującego popołudnia dla Koreańczyka. Jednak na szczególnie wyróżnienie zasługuje jego kapitalny wślizg w 15. minucie, gdy w ostatniej chwili wygarnął piłkę Kane’owi na skraju pola karnego. Pokazał swój talent do czytania zagrożenia ze strony rywala, wybił też kilka groźnych wrzutek.

Zapobiegł też kontratakowi Koreańczyka w drugiej połowie, zatrzymując go taktycznym faulem. Ta bądź co bądź niesportowa, lecz niezwykle potrzebna interwencja utrzymała Forest w grze o punkt, dopóki cała linia nie zdrzemnęła się przy dośrodkowaniu Richarlisona. Pełnił też istotną rolę w wyprowadzaniu piłki z obrony i utrzymaniu momentami wysokiej linii defensywy, pomagając ofensywie zamknąć ekipę Conte we własnym polu karnym. Zaliczył 93 kontakty i wykonał 79 na 85 skutecznych podań, wygrał 7 pojedynków i miał łącznie 5 odbiorów. Kapitalny występ.

ARMEL BELLA-KOTCHAP (2)

Ależ w Southampton będą mieli z tego chłopaka pociechę! Co prawda mieliśmy niemałą zagwozdkę – postawić na Bellę-Kotchapa, czy na Lisandro Martineza? Ostatecznie po burzliwej dyskusji podjęliśmy decyzję o umieszczeniu niemieckiego defensora. 2 zablokowane strzały, dwie skuteczne interwencje i aż 81% skutecznych podań. Cała lewa strona Manchesteru United miała ogromny problem z przedarciem się pod bramkę Bazunu właśnie dzięki byłemu zawodnikowi VfL Bochum. No szkoda tylko tego biednego Bednarka…

THIAGO SILVA (1)

Jeśli kogoś szczególnie Chelsea potrzebowała w sobotę, to właśnie Thiago Silvę. Ogromne doświadczenie Brazylijczyka w dużej mierze przyczyniło się do utraty tylko jednej bramki przez The Blues przeciwko Leicester. Podopieczni Rodgersa po czerwieni dla Gallaghera przejęli posiadanie piłki i narzucali warunki gry, ale 37-latek dzięki swojemu sprytowi i błyskotliwości kasował większość potencjalnie niebezpiecznych sytuacji.

Fakt, bramka Barnesa nieco obciąża jego konto, ale na obronę trzeba przyznać, że został sam na dwóch graczy Lisów.  Zaliczał kilka kluczowych interwencji w końcówce meczu, gdy goście siedli na ekipę Tuchela i szukali wyrównującego gola. 5 odbiorów, 2 zablokowane uderzenia, 4 razy „czyścił” sytuację. W dodatku wygrał 6 (na 6) pojedynków na ziemi i 4 (na 5) w powietrzu, podawał z 87% skutecznością. Świetny występ, który zapewnił Chelsea 3 oczka.

POMOCNICY

PASCAL GROẞ (2)

Mewy ponownie od początku sezonu imponują formą, a jedną z najjaśniejszych postaci ekipy jest właśnie Niemiec! Czasem, kiedy spotkanie przebiega w równym, zaciętym tempie, potrzebny jest game changer, który w jednej chwili będzie w stanie przechylić szalę zwycięstwa. Tak było z United, tak było z Leeds, a gościem do zadań specjalnych póki co jest właśnie Gross. Wykończyć i zachować zimną krew w kluczowej sytuacji spotkania, to również duża sztuka.

MARTIN ØDEGAARD (2)

Nie sztucznym pokrzykiwaniem, czy statusem gwiazdy, a takimi postawami na boisku udowadnia się swoją wartość, zwłaszcza przy tak istotnej roli jak kapitan zespołu. Norweg zagrał fenomenalnie i w kluczowym momencie meczu pociągnął swoją postawą drużynę do jeszcze większego zaangażowania. 100% dokładności długich podań, 91 kontaktów z piłką, bramka, 2 wykreowane szanse. Z pozoru dziwna kandydatura Artety na wspomniane wyżej stanowisko, okazuje się kolejnym racjonalnie udokumentowanym wyborem.

RAHEEM STERLING (1)

Przyszło nam chwilę poczekać na debiutanckie trafienie Anglika w barwach Chelsea. Jednak jak już zaczął, to od razu od dubletu. A mogło być znacznie więcej. Już na samym początku spotkania były gracz Manchesteru City mógł zanotować asystę, jednak jego podanie zaprzepaścił Ruben Loftus-Cheek.

W spotkaniu z Leicester Sterling oddał zaledwie trzy strzały i o mały włos nie wyciągnął z tego hat-tricka. Niestety po jednym z jego uderzeń piłka obiła słupek bramki, ale kilka centymetrów w bok i Danny Ward nie miałby nic do powiedzenia. Zresztą — mówiąc szczerze — Walijczyk zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia. Pierwsza bramka zdobyta przez Sterlinga może i była dość efektowna, ale co przy niej zrobił bramkarz Lisów. My nie mamy pojęcia… Wracając jednak do 27-latka, to życzymy kibicom The Blues, aby był to początek jego wysokiej formy, 50 milionów funtów samo się nie zwróci.

LUIS DIAZ (1)

I kolejny Liverpoolczyk w naszym zestawieniu. Wiemy, że prawdopodobnie słyszeliście to już dziesiątki razy, ale po tak fenomenalnych zawodach w wykonaniu Díaza nie możemy tego nie powtórzyć. Kolumbijczyk to bez dwóch zdań jeden z najlepszych transferów The Reds ostatnich lat. W sobotnim spotkaniu były gracz FC Porto dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, a mało brakowało, aby zdobył hat-tricka. Plany pokrzyżował mu jednak Chris Mepham, który uprzedził skrzydłowego Liverpoolu i wpakował piłkę do własnej siatki. Mimo tego Kolumbijczyk zdobył w tym spotkaniu jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą bramkę. 25-latek strzelił bowiem ostatniego gola i ustanowił wynik spotkania na 9-0. Dzięki niemu The Reds zapisali się na kartach historii i razem z Manchesterem United dzielą teraz rekord najwyższej wygranej w dziejach Premier League.

Warto też nadmienić, że obie bramki strzelone przez Díaza zostały zdobyte po strzałach głową. Kolumbijczyk kolejny raz udowadnia, że wzrost nie jest dla niego żadną barierą. W powietrzu bez problemu pokonywał znacznie wyższych od siebie rywali, a zwłaszcza druga bramka, to przykład idealnej główki po rzucie rożnym.

NAPASTNICY

ERLING HAALAND (2)

Haaland raz, Haaland dwa i Haaland trzy! W sobotnie popołudnie Manchester City po raz kolejny udowodnił swoją wielkość, a Norweg przypomniał wszystkim, dlaczego uważany jest za jednego z najlepszych napastników na świecie. Na wstępie trzeba jednak odnotować, że bramki 22-latka nie były spektakularne i w lwiej części były efektem pracy całego zespołu. Dwa pierwsze gole Norwega padły po strzałach z najbliższych odległości, z czego w jednym przypadku gracz The Citizens po prostu dołożył stopę i wsunął piłkę do bramki. Nieco więcej kunsztu Haaland pokazał nam przy trzecim strzale. Norweg perfekcyjnie wyszedł na pozycję, po czym uporał się z atakującym go Joelem Wardem i jak to już ma w zwyczaju, klinicznym wykończeniem pokonał bramkarza Crystal Palace.

Nawet jeśli ktoś chciałby się przyczepić do stylu, w jakim bramki zostały zdobyte, to należy pamiętać, że napastnika rozliczamy raczej z ich ilości, a w tym aspekcie byłemu zawodnikowi BVB nie mamy absolutnie nic do zarzucenia. Po czterech kolejkach 22-latek ma już na koncie 6 bramek, co czyni go samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców. Takie wejścia do Premier League lubimy!

ROBERTO FIRMINO (1)

Skoro w przypadku Haalanda naliczyliśmy do trzech, to przy Roberto Firmino licznik zatrzyma się dopiero na piątce. Brazylijczyk miał bowiem udział aż przy pięciu bramkach strzelonych przez jego zespół. Brzmi to wręcz kuriozalnie nawet w obliczu nie mniej zdumiewającej wygranej 9-0. A co złożyło się na tak duży udział Brazylijczyka w zwycięstwie Liverpoolu? Dwie bramki i trzy asysty. 30-latkowi po prostu wychodziło wszystko, a przy okazji miał też odrobinę szczęścia. Chociażby jego druga asysta przy strzale Harveya Elliotta to raczej efekt niedokładnego przyjęcia piłki, aniżeli planowanej akcji. To samo możemy powiedzieć o drugim golu napastnika The Reds. Firmino nie potrafił skierować piłki do siatki przy pierwszym podejściu i stojąc na 5. metrze, kopnął prosto w bramkarza, zamiast uderzyć futbolówkę w jakąkolwiek inną część bramki. Jednak w obliczu tak wspaniałego występu nie ma to najmniejszego znaczenia. Tym bardziej że zarówno przypadkowa asysta, jak i bramka zdobyta na raty bezpośrednio pomogły ekipie Jürgena Kloppa w wyrównaniu rekordu ligi pod względem najwyższej wygranej. Za sobotni występ Brazylijczyk na większości znanych portali zgarnął notę przewyższającą 9.0 i rzecz jasna został wybrany zawodnikiem spotkania.

Cyferki obok nazwisk piłkarzy oznaczają ile razy dany zawodnik znajdował się w naszej jedenastce kolejki sezonu 22/23.