Biorąc pod uwagę trapioną kontuzjami kadrę Luton, raczej próżno było szukać sensacji na Emirates. Arsenal w delikatnie eksperymentalnym składzie bez większych problemów zdołał stłamsić i zdominować przyjezdnych. Kibiców Kanonierów tym razem ominęły niespodziewane momenty zwątpienia, a postawa piłkarzy pozwoliła wysnuć kilka istotnych wniosków. 

Powracający Partey i Smith-Rowe, jako cenne uzupełnienie kadry w decydującej fazie sezonu

Spotkanie z Luton pozwoliło przypomnieć, jak wartościowymi graczami potrafią być Thomas Partey i Emile Smith-Rowe. Wejście w odpowiedni rytm meczowy i dostosowanie do panujących standardów, naturalnie nie ma prawa zostać wdrożone „od tak”. Niemniej, momenty, w których istnieje szansa na ponowną realizację w określonych ramach czasowych, okazują się w przypadku wspomnianych piłkarzy niezwykle cenne. U Parteya brak gry i odpowiedniego rytmu wydawał się odrobinę mniej dotkliwy, niż w przypadku Anglika, który wiele nadrabiał ponadprzeciętnym zaangażowaniem. Konsekwentnie łapiąc minuty, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że obaj panowie odegrają istotną rolę w nadchodzącej końcówce sezonu.

Niestabilny Zinchenko powinien zmienić pozycję?

O ile druga połowa zdołała delikatnie zatrzeć negatywne wrażenie z tego spotkania, tak nie był to pierwszy raz w tym sezonie, kiedy Zinchenko wyglądał niezwykle blado w defensywie. Co więcej, samo wyprowadzenie piłki, które do niedawna stanowiło jeden z największych atutów byłego piłkarza Manchesteru City, obecnie również kuleje. Brak odpowiedniej komunikacji, nerwowość i podejmowanie błędnych decyzji w sytuacjach wymagających zdecydowanego działania – zespół rywalizujący o najwyższe cele nie może sobie na to pozwolić. Nie jest to raczej właściwy moment na eksperymenty, jednak Arteta powinien wkrótce rozważyć, jak ponownie właściwie wykorzystać reprezentanta Ukrainy. Mając na boku obrony solidnego Kiwiora i powracającego Timbera, miejsca dla trzeciego piłkarza może zabraknąć…

Heroizm najgroźniejszą bronią Luton w walce o utrzymanie

Za podopiecznymi Roba Edwardsa nie przemawia obecnie zbyt wiele. Główni rywale w trwającej batalii o utrzymanie zaczęli punktować, a sytuacja kadrowa dotkliwie utrudnia rywalizację. W tym przypadku nie ma sensu się łudzić, różnica poziomu sportowego jest nieubłagana. Istnieje jednak jakiś mistyczny twór, który na przestrzeni rozegranych dotychczas spotkań i zauważalnej dysproporcji, ciągnął beniaminka w górę – heroizm i wola walki. Niezależnie od przeciwnika, okoliczności i panujących realiów, Luton walczy i nigdy nie odpuszcza. Są tu zadatki na prawdziwie romantyczną, piłkarską historię, wszystko zależy od samych wykonawców.