Premier League to nie tylko najlepsza, ale też najbardziej ekscytująca liga świata. Nie musimy szukać daleko, żeby znaleźć potwierdzenie tej tezy. Wystarczy odtworzyć niedzielny hit pomiędzy Chelsea, a Manchesterem City i wniosku nasuwają się same. To doskonały, ale nie jedyny przykład, pokazujący wyjątkową magię, jaka towarzyszy najbardziej prestiżowym angielskim rozgrywkom.

Meczów, które przeszły do historii, widzieliśmy już naprawdę wiele. W poniższym zestawieniu wybraliśmy kilka, która najbardziej utkwiły nam w pamięci. Już teraz zachęcamy do dzielenia się wspomnieniami i spotkaniami, które dla Was były szczególnie wyjątkowe. Ciekawi naszych wyborów? Zapraszamy do lektury!

Manchester City Queens Park Rangers 3:2 (maj 2012)

Nie sposób zacząć inaczej. Kiedy ktoś zapytałby mnie o najprostsze zobrazowanie fascynacji Premier League, bez zawahania włączyłbym mu wspomniane spotkanie. Przypomnijmy, że Manchester City podchodził do tego meczu ze świadomością, że zwycięstwo zapewni im pierwszy tytuł Premier League w historii klubu. Równocześnie, przy ewentualnej stracie punktów przez Obywateli i zgarnięciu pełnej puli w spotkaniu z Sunderlandem, to Manchester United wznosiłby wówczas ligowe trofeum. Cóż, nawet grając z przewagą jednego piłkarza, odmienienie losów spotkania ze stanu 1:2 jest niezwykle karkołomnym zadaniem. Tu się udało. Edin Dzeko strzelił w drugiej minucie doliczonego czasu gry, a to, co stało się potem przeszło do historii tego sportu. Zegar wskazywał wówczas dokładnie 93:20, a Sergio Aguero chwilę potem wymachując koszulką celebrował pierwszy w historii City tytuł mistrzowski. Wybitna historia i fenomenalne spotkanie.

Newcastle Arsenal 4:4 (luty 2011)

Spotkanie, które powinno uświadomić kibiców, dlaczego nie warto przedwcześnie opuszczać stadionu. Theo Walcott otworzył wówczas wynik spotkania już w 44. sekundzie. Był to początek kompletnej dominacji ekipy Wengera. Dalej trafiali jeszcze Johan Djourou i dwukrotnie Robin Van Persie. Newcastle było na kolanach, 0:4 wydawało się wtedy niemożliwe do odrobienia. Natomiast gdzie, jak nie w Premier League? Punktem zwrotnym okazała się czerwona kartka, którą zobaczył Abou Diaby. To ona zapoczątkowała kłopoty i dezorganizację w szykach Kanonierów. Dwa rzuty karnego wykorzystane przez Bartona plus gol dołożony przez Leona Besta i na tablicy wyników było już 3:4. Zwieńczeniem spotkania był kosmiczny wolej Cheicka Tiote, który w 87. minucie dopełnił comeback gospodarzy. Nieprawdopodobny powrót!

Norwich Liverpool 4:5 (styczeń 2016)

Wydaje się jakby to było wczoraj, ale należy już patrzeć aż siedem lat wstecz. To właśnie wtedy Jurgen Klopp stracił okulary podczas celebracji pierwszego zwycięstwa The Reds w 2016 roku. Liverpool w 54. minucie za sprawą Hoolahana, przegrywał już 1:3. Sytuacja w następnych dwudziestu minutach diametralnie się odmieniła i pełna dominacja została zamieniona na trzy bramki. Podopieczni Niemca prowadzili 4:3. Serca kibiców The Reds zebranych wówczas na Carrow Road zabiły mocniej, kiedy w 92. minucie spotkania Bassong wyrównał wynik tego pasjonującego starcia. Kiedy wydawało się, że już nic złego nie może się Kanarkom stać, zjawił się on, Adan Lallana. Anglik w ostatniej akcji spotkania zapewnił przyjezdnym zwycięstwo, a radość z wygranej batalii ciężko wyrazić jakimikolwiek słowami.

West Ham Bradford 5:4 (luty 2000)

Wybór pewnie nieoczywisty, lecz trudno przejść obok niego obojętnie. Mecz rozpoczął się od koszmaru gospodarzy, kiedy bramkarz, Shaka Hislop złamał nogę. Wówczas w bramce zadebiutować musiał osiemnastoletni Stephen Bywater. Wspomniany golkiper w premierowym spotkaniu stracił cztery bramki, a mimo to, zdołał znaleźć się po zwycięskiej stronie. Powrót gospodarzy rozpoczął się, kiedy zegar wskazywał 25 minut do końca regulaminowego czasu gry. Bradford prowadził 4:2 i niewiele było przesłanek ku temu, aby coś miało się zmienić. Wszystko rozpoczęło się od kuriozalnej kłótni między Lampardem i Di Canio o to, kto powinien wykonać rzut karny. Włoch jakimś cudem znalazł więcej argumentów i niedługo potem kibice mogli cieszyć się z bramki kontaktowej. Niedługo potem legendarny Joe Cole zdobył swoją pierwszą bramkę na Upton Park, a szalę zwycięstwa przechylił wspomniany wyżej Frank Lampard! Legenda The Blues uderzyła wówczas z krawędzi pola karnego i na siedem minut przed końcem ustaliła wynik spotkania. Cóż to była za ekipa The Hammers!

Tottenham Manchester United 3:5 (wrzesień 2001)

Jedno z nielicznych w historii spotkań, które dzieląc na połowy, można uznać za dwa osobne spotkania. To, co się wówczas wydarzyło, było niemal nieprawdopodobne. Podopieczni Glenna Hoodle po pierwszych czterdziestu pięciu minutach prowadzili już 3:0. Manchester United był bardzo pogubiony, a fenomenalne zawody rozgrywali Christian Ziege i Gustavo Poyet. Cóż, nie można zapominać, że po drugiej stronie czekała ekipa sir Alexa Fergusona. Odrabianie strat rozpoczął już w 46. minucie Andy Cole, a trumnę Kogutów zamknął w 87. minucie David Beckham. Tak jak w pierwszej części zniszczył Tottenham, tak w drugiej Manchester United kompletnie zdewastował rywala.

Liverpool Newcastle 4:3 (kwiecień 1996)

Koneserski rodzynek w zestawieniu. Spotkanie powszechnie uznawane w Anglii za jedno z najlepszych i najbardziej elektryzujących w historii rywalizacji ligowej. To właśnie wtedy Kevin Keegan o mało nie zszedł, kiedy zorientował się, że szanse jego  drużyny na mistrzostwo, właśnie poszły z dymem. W 57. minucie, za sprawą Faustino Asprilli, Newcastle prowadziło na Anfield 2:3. Bohaterem The Reds został wówczas Stan Collymore, którego dublet zapewnił tryumf miejscowej drużynie. Szczególnie polecamy zapoznanie się ze skrótem spotkania z angielskim komentarzem. Niewyobrażalnie oddane emocje oraz klimat tamtego okresu. Coś wspaniałego!

Arsenal Tottenham 4:4 (październik 2008)

W zestawieniu nie mogło zabraknąć derbów północnego Londynu. Spotkania te z natury są wyjątkowe i niezwykle elektryzujące, w związku z czym, niewymownie trudno jest wybrać tylko jedno. Postanowiliśmy postawić na te z października 2008, które rozpoczęło się od trafienia Davida Bentleya dla Spurs. Przepiękna bramka przeciwko byłej drużynie szczególnie musiała utkwić w pamięci kibiców obu drużyn. Odpowiednie zgranie i jakość podopiecznych Wengera doprowadziła spotkanie do wyniku 4:2, który podkreślał dominację Kanonierów. Drużyna prowadzona przez Harry’ego Redknappa nie złożyła jednak broni i za sprawą trafień Jermaine’a Jenasa oraz Aarona Lennona wyrwała bezcenny punkt na Emirtaes.

Portsmouth Reading 7:4 (wrzesień 2007)

Takiego obrotu spraw raczej nikt nie miał prawa się spodziewać. W ósmej kolejce sezonu 07/08 wspomniane wyżej ekipy zafundowały oglądającym prawdziwy grad bramek i pokaz otwartej gry. Co ciekawe, Portsmouth prowadził wówczas Harry Redknapp, a w ekipie Reading pierwsze kroki stawiał dobrze znany wszystkim Shane Long, który zdołał nawet strzelić w tym spotkaniu bramkę. Niestety, na niewiele zdała się ona w świetle wyniku, bowiem był to gol na 5:3, po którym gospodarze dobili przyjezdnych kolejnymi, dwiema bramkami. Grad goli, których biorąc pod uwagę niewykorzystany rzut karny, mogło być nawet więcej!