Przez ostatnie dni śledziliśmy zmagania angielskich ekip w Lidze Mistrzów, dziś ruszyły Liga Europy i Liga Konferencji UEFA. W tych pierwszych rozgrywkach Anglię reprezentują Arsenal i Manchester United, podczas gdy jedynym klubem z Premier League w Lidze Konferencji jest w tym sezonie West Ham. Londyńczycy zawodzą w rozgrywkach angielskiej ekstraklasy, nie wiele brakowało a zawiedliby i w europejskich pucharach. Ostatecznie udało im się jednak pokonać FCSB 3:1. Jakie wnioski mogliśmy wyciągnąć z tego spotkania?

West Ham jest cieniem samego siebie z ubiegłego sezonu

Wygrali ten mecz? Wygrali. Strzelili 3 bramki? Strzelili. Można by więc powiedzieć, że misja została wykonana i nie ma co się dłużej rozwodzić w temacie. Uważam jednak, że West Hamowi po tym spotkaniu należy się przede wszystkim krytyka. Nie można przejść obojętnie obok dramatycznych 70 minut meczu, kiedy klub z Londynu wyglądał fatalnie na tle rywala z niższej półki. Nie funkcjonowało tam zupełnie nic. Dobrze ustawiona rumuńska drużyna blokowała wszystkie strzały West Hamu. Brakowało rozegrania w środku pola, nie było komu przyśpieszyć gry. Dramatycznie wyglądały desperackie dośrodkowania Londyńczyków w pole karne, które lądowały w trybunach lub też wgl nie odrywały się od ziemi. Wystarczyła jedna składna akcja FCSB, aby obnażyć również braki zespołu w defensywie. Gdyby nie kuriozalny w mojej opinii rzut karny, który obudził zespół Davida Moyesa, spotkanie to najprawdopodobniej zakończyło by się porażką Londyńczyków.

Tym razem padło na Emersona

Można by powiedzieć, że cała drużyna Davida Moyesa funkcjonuje w tym sezonie kiepsko, lecz jak w każdym meczu można też znaleźć sobie kozła ofiarnego. Tym razem padło na sprowadzonego pod koniec okienka Emersona, który pokazał, że nie potrafi uczyć się na własnych błędach. Odległość dzieląca go od rywala podczas szybkich akcji ofensywnych FCSB była wręcz kuriozalna. Najpierw minięcie się z piłką przy dośrodkowaniu uszło mu na sucho, gdyż strzał Cordei nie był wystarczająco mocny by zaskoczyć Areolę. Niedługo później jednak zupełnie zgubił Rumuna, który bez problemu wykończył kolejną akcję. Nie pomagały też jego dośrodkowania, które dalekie były od ideału. Mimo to, włoskiemu obrońcy udało się uratować honor bramką na 2:1, kiedy West Ham złapał już wiatr w żagle.

A jednak wygrali

Czytając ten tekst, na pewno cofnęliście się już do początku by ponownie sprawdzić kto wygrał ten mecz. W takim razie powtórzę. Zwycięzcą został WEST HAM i poświęcę choć jeden paragrał na to, żeby oddać to ekipie Davida Moyesa. Faktycznie, wykorzystali prezent w postaci karnego w najlepszy możliwy sposób. Po golu Bowena z 11 metrów, zespół z Bukaresztu nie miał już argumentów i Londyńczycy dobili go bezlitośnie. Z dobrej strony pokazali się zmiennicy, którzy odpowiadali za napędzanie kolejnych ataków. Fizycznie dominował Antonio, Bowen z Paquetą nakręcali akcję. Skończyło się 3:1 i jak to mówią, by osiągać sukcesy trzeba umieć wygrywać i słabe mecze. Problem w tym, że w ostatnim czasie West Ham gra takowych zdecydowanie zbyt wiele.