Miał być pogrom, miała być zabawa Liverpoolu. Tymczasem to Manchester United zdobywa trzy punkty na własnym stadionie i pokonuje podopiecznych Jurgena Kloppa 2:1. Piłkarze Ten Haga zasłużyli na ten wynik i dali nam kilka odpowiedzi na pytania, jakie zadawaliśmy sobie od kilku tygodni.

Rewolucja Ten Haga obroniła

Można było zadawać wiele pytań po opublikowaniu składu Manchesteru United. Czy to na temat odstawienia Cristiano Ronaldo, czy wyborze Scotta McTominaya czy miejscu w składzie dla Anthony’ego Elangi. Tymczasem niemal wszystkie zmiany, jakie w składzie wprowadził Holender zaprocentowały. Po meczu z Brentford mówił, że chciałby zmienić aż jedenastu zawodników. Tak drastyczne kroki nie były potrzebne. Raphael Varane przez większość meczu świetnie spisywał się w parze z Lisandro Martinezem, podobnie jak Tyrell Malacia po ich lewej stronie. Anthony Elanga zaliczył asystę przy bramce Jadona Sancho.

Przede wszystkim po stronie United było jednak widać intensywność i chęć wygrania tego spotkania. Zmiana mentalności Czerwonych Diabłów była aż nadto widoczna, dlatego też tym bardziej powinniśmy pochwalić holenderskiego szkoleniowca.

Liverpool potrzebuje wzmocnień w środku pola

Środek pola The Reds wygląda naprawdę przeciętnie. Jurgen Klopp długo zapewniał, że nie potrzebuje środkowego pomocnika, aż w końcu zmienił narracje przed meczem z United. Według niej to właściciele klubu nie widzą potrzeby ściągania nowego zawodnika. Z drużyny przed meczem wypadł Naby Keita ze względu na uraz, a kontuzjowany od jakiegoś czasu jest też Thiago. W efekcie tego w środku wyszli James Milner, Jordan Henderson i Harvey Elliott. Można się śmiać, że Milner w tym wieku powinien być w MLS, ale faktycznie – wyglądał naprawdę źle. Być może ten występ będzie szansą dla Kloppa, żeby przekonać pion decyzyjny do sięgnięcia głebiej do portfela.

Fatalnie grała też defensywa. Klasycznie w zasadzie problemy z tyłu miał Tren Alexander-Arnold, a Virgil Van Dijk został spetryfikowany przez Jadona Sancho. Liverpool musi się obudzić, bo początek tego sezonu wskazuje na kłopoty.

Manchester United nie musi rozgrywać od bramki

Jedną z największych zmian w porównaniu do meczu z Brentford był sposób rozgrywania akcji do bramki. Erik Ten Hag zorientował się chyba, że jego drużyna nie jest jeszcze gotowa na grę krótkimi podaniami od bramkarza. W efekcie tego w pierwszej połowie meczu David De Gea tylko raz podawał piłkę w obrębie pola karnego. Oczywiście, dalekie zagrania pozostawiały sporo do życzenia, ale przynajmniej nie stwarzały realnego zagrożenia dla własnej bramki.