W ostatnich latach Tottenham przyzwyczaił nas, że nowy sezon oznacza zupełnie innego szkoleniowca. W tym roku jest podobnie, ale ten wstępnie daje nadzieje na wyczekiwany długoterminowy projekt w klubie. Niemniej, jest to nazwisko niemal egzotyczne. Kim jest Ange Postecoglou i czy ma on w ogóle jakiekolwiek na naprawę Spurs?

Gra ofensywnie, bo tak chciał jego ojciec. Wygrywał praktycznie wszędzie, gdzie był. Szkolił go Ferenc Puskas, mierzył się z Manchesterem United Sir Alexa Fergusona, chwalił go Pep Guardiola, został Mistrzem Azji z Australią, a gdy awansował z nimi na mundial, to zrezygnował, gdyż był zmęczony narzekaniem na jego kadrę. Ma łatkę trenera upartego, zawsze stawiającego na swoim, ale i lidera oraz świetnego mówcy. Od Aten, przez Antypody, Kraj Kwitnącej Wiśni, Glasgow kończąc właśnie na północnym Londynie. Droga Postecoglou była długa i kręta, ale jak najbardziej zasłużył na to, by wylądować w Premier League. Pytanie brzmi, czy ją podbije, czy może szybko z niej wyleci.

Kandydat z DNA Spurs

Wróćmy do maja 2021 roku. Tottenham ponownie szuka nowego menedżera. Prezes Daniel Levy zwraca się do kibiców. W specjalnie wystosowanym liście pisze on, że Spurs odeszli od swojego klubowego DNA i następny szkoleniowiec ma to naprawić. Koguty mają znów grać ofensywny futbol. Mają stawiać na młodzież z akademii. Przede wszystkim — mają znów dostarczać rozrywki, o co w ostatnich miesiącach było trudno. Koniec końców, po 72 dniach pełnych zawirowań i wielu nazwisk wymienianych w kontekście Spurs, Levy oraz ówczesny dyrektor sportowy Fabio Paratici stawiają na Nuno Espirito Santo.

Portugalczyk w najlepszym przypadku łapał się tylko pod tezę stawiania na młodzież, bo regularnie wystawiał Olivera Skippa i Japheta Tangangę. Ciężkostrawny futbol nie dawał nawet wyników, więc po ledwie kilkunastu meczach zostaje zwolniony. Schedę po nim przejął Antonio Conte, najlepszy wybór spośród dostępnych wówczas wolnych agentów. Niemniej, był to kolejny po José Mourinho trener, który miał Tottenhamowi przynieść puchary, a nie wyczekiwaną przebudowę i efektowny futbol. Włoch skończył podobnie jak utytułowany Portugalczyk.

Teraz również poszukiwania trwały długo, jednak ten proces wyglądał już lepiej. Nie obyło się bez wpadek, jak wypuszczenie informacji, że Tottenham nie był zainteresowany Julianem Nagelsmannem czy wystawienie do wiatru przez Arne Slota, czyli pierwotny cel numer 1, który będąc już jedną nogą w Londynie, przedłużył kontrakt z Feyenoordem. Jednak następny główny kandydat, czyli Postecoglou, pasuje do wyśnionego opisu z 2021 roku, a to wydaje się teraz najistotniejsze.

Kim jest Ange Postecoglou?

Postecoglou urodził się w Grecji, ale od dzieciństwa jest związany z Australią. Z jednej strony jego CV nie powala na kolana. Zaczynał swoją trenerską karierę w 1995 roku. Połowy kadry jego nowego zespołu nie było jeszcze wtedy na świecie. Wygrywał A-League, prowadził młodzieżowe kadry Australii, a z tą seniorską wygrał Puchar Azji w 2015. Później trafił do Japonii, gdzie wygrał mistrzostwo z należącym do City Football Group Yokohama F. Marinos. Ostatnio prowadził Celtic, z którym wygrał kilka pucharów, ale to dalej tylko Szkocja. W wieku prawie 58 lat trafia w końcu do ligi Top 5.

Jednak gdy zagłębimy się w to CV, znajdziemy wiele pozytywów. Trafiał do klubów potrzebujących przebudowy i ją z sukcesami przeprowadzał. Jego Brisbane Roar jest uznawane za jedną z najlepiej grających drużyn w historii kraju. W Yokohamie wygrał pierwsze od 15 lat mistrzostwo, również stawiając na przyjemny dla oka futbol. Z Australią wygrał wspomniany Puchar Azji, awansował też na Mistrzostwa Świata w Rosji. Celtic obejmował w kryzysie, a kibice byli co najmniej rozczarowani, że nie przychodzi choćby wymieniany w prasie Eddie Howe, tylko jakiś anonim z Kraju Kangurów. Dziś za Ange’a mogliby dać się pokroić.

Nie jest najmłodszy, ale trzeba sobie uświadomić jedną, ważną rzecz. Próg wejścia do czołowych europejskich lig jest bardzo wysoki. Bez znanego nazwiska, paszportu dobrego piłkarsko kraju i sporych sukcesów, ciężko przebić się do topu. Wystarczy spojrzeć na Polskę. Największe szanse na karierę „w poważnej piłce” mają dziś byli piłkarze, którzy pokazali się na Zachodzie oraz Maciej Skorża, który jest już kojarzony na rynku azjatyckim. A co ma powiedzieć ktoś z drugiego krańca świata.

Wszystko dzięki ojcu

To ojcu Ange’a, Dimitrisowi, można w głównej mierze zawdzięczać to, gdzie dziś nowy szkoleniowiec Spurs jest. Po tym, jak jego biznes upadł po zamachu stanu, wyemigrował z rodziną z Grecji do Australii. Tam, już jako „Jim”, pracował całe dnie, aby jego najbliższym niczego nie brakowało. Jedną z jego pasji była piłka nożna. Oglądał niedzielne mecze South Melbourne Hellas, klubu założonego przez greckich imigrantów, a także budził syna w środku nocy, aby oglądał razem z nim spotkania Liverpoolu.

Ange widział w futbolu sposób, aby zacieśnić więzi z wiecznie pracującym tatą. I to wyznaje do dziś. W piłce nożnej nie chodzi o wygrywanie czy przegrywanie, a o to, żeby łączyła ona ludzi, o czym wspominał kilka lat temu po śmierci ojca. Od niego przejął też inne motto — Κάτω η μπάλα, co można z trudem przetłumaczyć na „graj piłką po ziemi”. Jego drużyny mają prezentować taki futbol, jaki spodobałby się jego tacie. Ofensywny, pełen dryblingów i podań, a przede wszystkim goli. To właśnie Jim Australijczyk wymienia jako swoją największą inspirację, a nie Guardiolę, Cruyffa czy innych wybitnych szkoleniowców.

South Melbourne zajmuje ważne miejsce w historii Postecoglou. Oglądał ich mecze w młodości, grał u nich jako junior, jako senior, w wieku 21 lat został ich kapitanem. W końcu pod wodzą Ference’a Puskasa zdobył z nimi tytuł mistrzów Australii, a gdy przez kontuzję musiał zakończyć piłkarską karierę, to właśnie w Hellasie rozpoczął swoją trenerską przygodę.

Początki

Ostatnio Tottenham przyjął model zatrudniania specjalistów od pucharów i nie wyszło to najlepiej. Teraz postawili na kogoś z myślą o przebudowie, ale dalej jest to osoba znająca smak zwycięstwa. Na początku swojej kariery trenerskiej Postecoglou zdołał zdobyć dwa razy z rzędu tytuł mistrzów Australii, choć pamiętajmy, że były to jeszcze półprofesjonalne rozgrywki. Niemniej upoważniło to South Melbourne do gry w ówczesnej Lidze Mistrzów Oceanii, którą również wygrali i polecieli do Rio de Janeiro na Klubowe Mistrzostwa Świata. Tam już oczywiście nie poszło im tak dobrze, bo przegrali z pełnym gwiazd Manchesterem United, Vasco da Gamą z Romario czy Juninho Pernambucano oraz meksykańską Necaxą.

Dobre wyniki z South Melbourne zaowocowały rozmową o pracę w roli selekcjonera Australii. Tej nie udało się uzyskać, ale przejął on młodzieżowe drużyny Socceroos. Zdominował rozgrywki w Oceanii, ale stracił pracę po braku awansu na Mistrzostwa Świata do lat 20. Chwilę przed tym podczas programu telewizyjnego The World Game wdał się w sprzeczkę z Craigiem Fosterem, byłym kapitanem Australii oraz piłkarzem m.in. Crystal Palace i Portsmouth, a wówczas bardzo cenionym ekspertem. Krytyka przez Fostera odbiła się na jego reputacji, przez co ciężko było mu znaleźć nową pracę. Dlatego jego następnym przystankiem było występujące na trzecim poziomie rozgrywkowym w Grecji Panachaiki. Krótko później wrócił do Australii, aby zostać ekspertem telewizji Fox Sports, gdzie pokazał się z dobrej strony jako analityk, a w międzyczasie prowadził półprofesjonalne Whittlesea Zebras.

To właśnie obiecujące występy w roli analityka zachęciły Brisbane Roar, aby dać Postecoglou szansę. Jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę.

Pasmo sukcesów

Ange stworzył z Brisbane Roar potwora. Skutecznie przebudował zespół, żegnając się z wielkimi nazwiskami. Doprowadził go do mistrzostwa, a w następnym sezonie udało im się ten tytuł obronić. Potrafili mieć serię 36 meczów z rzędu bez porażki. Jednak wisienką na torcie pozostawał ich styl gry, który przez wielu był określany jako najlepszy w historii ligi. Zyskał nawet przydomek „Roarcelona”. Niemniej, po drugim zdobytym tytule Postecoglou w atmosferze konfliktu odszedł z klubu. Postawił na powrót w rodzime strony, a dokładniej do Melbourne Victory. Tam podobnie jak w poprzednim zespole zaczął od wietrzenia szatni z pożegnaniem Harry’ego Kewella na czele. Choć nie udało się nic tam wygrać, zostawił on podwaliny dla swojego asystenta Kevina Muscata, który w swoim pierwszym pełnym sezonie wygrał A-League. Sam Postecoglou został wówczas selekcjonerem reprezentacji Australii.

Socceroos pozostawali wówczas w kryzysie, tuż po dwóch porażkach 0:6 z Brazylią i Francją, by za chwilę lecieć do Kraju Kawy na Mistrzostwa Świata. A tam Australia trafiła do grupy śmierci z Hiszpanią, Holandią i Chile. Ange ponownie postawił na odmłodzenie zespołu i pożegnanie się ze starszyzną. Niestety, jego ekipie nie udało się oszukać przeznaczenia i po 3 spodziewanych porażkach czekał ich powrót do domu. Jednak postawa kadry dawała nadzieje na coś wielkiego. I tym była wygrana w rozgrywanym właśnie w Australii Pucharze Azji rok później. Postecoglou pokazał się dobrze nie tylko jako świetny szkoleniowiec i taktyk, ale również jako doskonały mówca. Reprezentanci gospodarzy niejednokrotnie chwalili go przed kamerami za przedmeczowe rozmowy.

Przeprowadzka

Niemniej, Postecoglou dalej był krytykowany, co współgrało również z tym, że z czasem Australijczycy grali coraz mniej efektowanie. Dlatego ledwie 2 tygodnie po awansie na Mistrzostwa Świata w Rosji Postecoglou, sfrustrowany krytyką oraz kolejnymi sprzeczkami z krajową federacją, zrezygnował z prowadzenia Socceroos. Kilka miesięcy później objął japońskie Yokohama F. Marinos, zespół należący do City Football Group.

Pierwszy sezon nie okazał się najlepszy. Yokohama grała widowiskowo, ale też traciła sporo bramek, przez co do ostatniej kolejki nie była pewna utrzymania i zapewniła je sobie tylko dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Jednak były to złe miłego początki, bo już w następnym sezonie, po przebudowie składu i ponownym pożegnaniu weteranów, klub wygrał pierwsze od 15 lat mistrzostwo Japonii, prezentując ekscytujący futbol z naciskiem na bardzo wysoki pressing. W połowie 2019 roku Yokohama dzięki powiązaniom z CFG rozegrała sparing z Manchesterem City. Polegli oni 1:3, ale zdominowali posiadanie piłki, a sam Pep Guardiola po meczu opowiadał o rywalach w samych superlatywach. Nawet ostatnio, kiedy zapytano go o to, czy Tottenham dokonał dobrego wyboru, Hiszpan całkowicie się zgodził z tą tezą. W międzyczasie interesowała się nim także reprezentacja Grecji, ale Postecoglou zdecydował się pozostać w Japonii.

Dominacja Szkocji

Dobra postawa w Azji w końcu poskutkowała przenosinami do Europy. W 2021 został on nowym szkoleniowcem Celticu. Szkocki gigant pozostawał wtedy w kryzysie. Po mistrzostwo sięgnęli ich najwięksi rywale, do których strata The Bhoys wyniosła aż 25 punktów. W tym momencie wchodzi kompletny anonim z Azji, a nie faworyt kibiców w postaci Eddiego Howe’a. Jak się cofniemy do dnia ogłoszenia Postecoglou i przyjrzymy komentarzom to ciężko uwierzyć, że to ten sam człowiek, który po dwóch latach jest wprost kochany przez kibiców z Celtic Park. Niemniej i tutaj przebudowa wymagała czasu i również zaczęła się od sporego falstartu.

Pamiętam, że wybór Postecoglou na trenera Celticu nie był oczywisty. Początkowo nie było dużego entuzjazmu wśród fanów. Sam start trenera też nie był najlepszy, ponieważ przygodę w Szkocji rozpoczął od drugiej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Porażka w dwumeczu z FC Midtjylland 2:3 i odpadnięcie z Ligi Mistrzów nie zapowiadało pasma sukcesów. Następnie porażka w pierwszym meczu ligowym z Hearts 0:1  i w 4. kolejce przegrane 0:1 derby z Rangers. Na szczęście był to tylko kiepski początek wspaniałej kariery w Celticu — mówi Michał Milewski, prowadzący profil Szkocki Futbol.

Postecoglou rozpoczął od gruntownej przebudowy. Odchodzące gwiazdy w postaci Kristoffera Ajera (dziś Brentford), Odsonne’a Edouarda (Crystal Palace) czy Ryana Christie (Bournemouth) zastąpiły nazwiska znane Ange’owi z rynku japońskiego. Tyle że nie zamknął się on również na inne rynki.

Przyjście australijskiego trenera do Glasgow to nie tylko widowiskowa, ofensywna gra i imponujące wyniki, ale również interesujące transfery. Celtic dzięki doświadczeniu Postecoglou otworzył się na japoński rynek. Bardzo udane trzy transfery Japończyków, które zdecydowały o sile Celticu to Furuhashi, Hatate i Maeda. Dodatkowo ściągnięcie Joty, Cartera-Vickersa i O’Riley’ego sprawiły, że Celtic był praktycznie niepokonany na szkockiej ziemi — dodaje Milewski.

Celtic Postecoglou zdominował szkockie rozgrywki, czego przykładem są krajowe puchary oraz przede wszystkim tryplet, jaki skompletował kilkanaście dni temu, triumfując w finale Pucharu Szkocji. Ponad 280 bramek w ciągu dwóch sezonów pracy w Glasgow. Jego „We never stop” stało jednym z głównych mott klubu. Ta widowiskowa gra jest jednak jednym z ważniejszych aspektów jego pracy w Celticu. Kibice tutaj nie oczekują od ciebie tylko wyników, bo te są oczywistością, ale i odpowiedniego stylu.

Problemy w Europie

Kapitalna praca w Szkocji to jedno, ale kiedy The Bhoys grali poza krajem, były problemy. Już wspominaliśmy o falstarcie z Midtjylland. Nie udało się awansować wtedy do Ligi Mistrzów, ale Celtic doszedł do Ligi Europy. Tam trafili do grupy z Bayerem Leverkusen, Realem Betis i Ferencvarosem. Ostatecznie ustąpili pierwszej dwójce, tracąc do drugich Hiszpanów punkt. Spadli do Ligi Konferencji, gdzie od razu przegrali z Bodo/Glimt (1:5 w dwumeczu).

Obecny sezon zaczęli już w Lidze Mistrzów z racji tytułu mistrzów Szkocji. Trafili do grupy z Realem Madryt, RB Lipsk i Szachtarem. Jak się można domyśleć — ostatnie miejsce. Tylko 2 remisy z Ukraińcami. Celtic miał swoje momenty, choćby potrafili poważnie odgrozić się Realowi, ale koniec końców różnica w jakości piłkarzy robi swoje.

Kolejną rzeczą wartą uwagi jest też pressing, jaki stosuje Celtic. Szkoci podchodzą do rywali bardzo agresywnie i ryzykownie. Grając w ustawieniu 4-3-3, ale starają się pressować w 4-4-2, gdzie jedna z „8” pełni dołącza do napastnika, by w dwójkę atakować przeciwnika. W ten sposób jeden atakuje stoperów, a drugi pilnuje defensywnego pomocnika rywali. Często też duet z przodu pressuje obu stoperów, a „6” rywali jest celem drugiej „8” Celticu. Jest to skuteczne, kiedy rywal jest słaby w wyprowadzaniu piłki, ale zostawia to spore dziury, które dobra drużyna może z łatwością wykorzystać, jeśli już przebije się przez pierwszą fazę pressingu. Idealnie te mankamenty uwypukliła Liga Mistrzów, a w Premier League powinno być podobnie, jeśli Postecoglou nie wprowadzi poprawek.

Jak może wyglądać Tottenham Postecoglou?

Jeśli porównany Celtic, a obecne Spurs, to nie ma tutaj wielu wspólnych mianowników. Przede wszystkim Postecoglou praktycznie od zawsze grał 4-3-3, a obecna kadra Tottenhamu jest skrojona pod grę trójką stoperów.

Boki obrony Szkotów to odwrócone wahadła, które grając wąsko, wspomagają rozegranie. Poza Daviesem i Royalem w Tottenhamie próżno szukać bocznych defensorów, którzy komfortowo czują się w czwórce z tyłu, a co dopiero są pewni z piłką przy nodze. Tyle dobrego, że wspomniany duet miał już okazję grać bliżej środka u Conte, ale przyszłość Koguty raczej będą wolały budować na Udogiem i Porro. Będą więc potrzebować czasu, by nauczyć się nowych ról.

Defensywny pomocnik Celticu to kluczowa postać drużyny. Musi czuć się dobrze w rozegraniu i nie obawiać się ryzykowanych podań. Wyżej potrzebujemy dwóch „8”, którzy będą działać we wspomnianym już wcześniej pressingu, ale i będą gotowi wykorzystywać przestrzenie tworzone przez skrzydłowych. Skrzydłowych, którzy muszą czuć się dobrze przy linii i nie mogą mieć problemów z walką 1 na 1 przeciwko bocznym obrońcom rywala. Jeśli chodzi o środek pola w Spurs, to więcej mamy piłkarzy od noszenia fortepianu niż gry na nim. Jednak Bissouma czy Bentancur, kiedy już wróci za kilka miesięcy, powinni pasować do systemu Postecoglou. Na skrzydłach dobrze powinni poradzić sobie Kulusevski i Gil, gorzej z Sonem, a zwłaszcza Richarlisonem, ale ten powinien być idealnym napastnikiem do systemu Ange’a – niezmordowaną maszyną do pressingu.

Jednak po to Postecoglou tutaj przyszedł — aby przebudować zespół. Jego kariera pokazywała, że potrafi to robić, więc póki dostanie czas oraz wsparcie zarządu i kibiców, efekty powinny przyjść z czasem. Nawet jeśli zaliczy kolejny falstart. Byle tylko nie taki jak w Yokohamie. Jedno jest pewne — Tottenham będzie grać tak, jak Ange chce, a on chce przyjemnej dla oka piłki. Może to chwilę zająć, ale Australijczyk już nie raz wykazywał się odpowiednią determinacją.