Niedzielny mecz na Tottenham Hotspur Stadium miał wszystko – bramki, zwroty akcji, kosztowne błędy, czerwoną kartkę oraz… niemałe kontrowersje. Świetnie znany kibicom Premier League sędzia Mark Clattenburg ocenił dyskusyjne sytuacje ze spotkania Tottenham Hotspur – Liverpool na łamach Daily Mail. Według jego opinii arbiter Paul Tierney nie miał najlepszego dnia…

Były już sędzia angielskiej ekstraklasy przyjrzał się pięciu kluczowym zajściom z niedzielnego starcia. W przypadku kilku z nich nie zgodził się z decyzją młodszego kolegi, który był rozjemcą konfrontacji Kogutów z The Reds, zakończonej remisem 2:2.

Niezadowolenie z pracy Tierneya i jego zespołu wyraził również menedżer Liverpoolu, Jürgen Klopp. Jego słowa podczas pomeczowych rozmów z mediami to nie wszystko. Kamery wyłapały jego uszczypliwe komentarze w kierunku rozjemcy spotkania po końcowym gwizdku.

Oto, jak najważniejsze sytuacje meczu Tottenham – Liverpool przeanalizował dla Daily Mail pan Mark Clattenburg:

20’: Harry Kane powinien dostać czerwoną kartkę?

Zaledwie siedem minut po tym, jak kapitan reprezentacji Anglii dał gospodarzom prowadzenie, mógł wylecieć z boiska. Wszedł ostrym, zbyt agresywnym wślizgiem w nogi Andy’ego Robertsona. Za atak otrzymał tylko żółtą kartkę.

Jeżeli wejście Kane’a nie jest czerwoną kartką, to nie wiem, co jest. Miał wysoko uniesioną nogę, powyżej kostki, zaatakował korkami i do tego się spóźnił. Z żadnej perspektywy nie wyglądało to dobrze – ocenił doświadczony sędzia. – Andy Robertson czuł, co się stanie. (…) Dzięki temu, że odskoczył, uniknął poważnego uszczerbku na zdrowiu. Kane’owi się upiekło, a Paul Tierney pokazał tylko żółtą kartkę. Operujący VAR-em Chris Kavanagh nie zauważył tu jasnego i oczywistego błędu. Ja wyciągnąłbym czerwoną kartkę. To, że jesteś kapitanem reprezentacji Anglii, nie oznacza, że masz specjalne przyzwolenie na tak groźne wejścia.

39’: Liverpool powinien dostać karnego?

Diogo Jota wpada w pole karne rywali, ale pada na murawę po, jak się wydaje, popchnięciu przez Emersona. Brazylijczyk rozkłada ręce i daje jasno do zrozumienia, że nie zrobił nic złego, a sędzia się z nim zgadza i nie dyktuje jedenastki.

To powinien być karny. Emerson Royal wpada w Diogo Jotę od tyłu i nawet nie dotyka piłki. Asekurował go kolega, więc nie skończyłoby się wyrzuceniem go z boiska, ale jedenastka się należała.

68’: Tottenham powinien dostać karnego?

Sekwencja, która doprowadziła do trafienia Andy’ego Robertsona na 2:2, miała w sobie nie jedną, a dwie kontrowersje. Liverpool trafił po tym, jak Tottenham został zatrzymany w ich polu karnym, a następnie wyprowadzona została kontra – Clattenburg zaczął od wydarzenia w szesnastce gospodarzy. Tam Trent Alexander-Arnold zdawał się popchnąć Dele Alliego, powodując jego upadek. Gracz Kogutów domagał się wskazania na wapno.

To było miękkie. Dele Alli szukał jedenastki po tym, jak poczuł dotknięcie Trenta Alexandra-Arnolda. Po ponownym obejrzeniu wygląda to na „nura”. Nogi Alliego „lecą” zdecydowanie przed jakimkolwiek poważnym kontaktem. Tierney obserwował tę sytuację ze świetnej perspektywy i słusznie kazał kontynuować grę – stwierdził eks-arbiter Premier League.

69’: Bramka Liverpoolu nie powinna zostać uznana przez rękę Salaha?

Kilkadziesiąt sekund później piłka ląduje w siatce Kogutów. Poza domniemanym faulem na Allim pojawiają się jednak jeszcze inne wątpliwości. W akcji bramkowej piłkę głową zagrywał Mohamed Salah. Jak pokazały powtórki, futbolówka po jego zagraniu głową odbiła się również od dłoni Egipcjanina. Następnie po odbiciu przez Hugo Llorisa wylądowała pod nogami Alexandra-Arnolda, a ten dograł na głowę Robertsona. W tej sytuacji Clattenburg powołuje się na najnowsze wytyczne:

Czy Salah zagrał ręką? Jak najbardziej, ale to nic nie znaczy w tej sytuacji. W tym sezonie przepisy się zmieniły. Nawet jeżeli przypadkowe zagranie ręką bezpośrednio poprzedza zdobycie gola przez innego zawodnika, to powinien on zostać uznany. Bramkę odwołanoby, gdyby to sam Egipcjanin ją strzelił. W poprzednich rozgrywkach anulowanoby gola Robertsona z powodu tego, co zaszło w akcji. Według najnowszych zasad słusznie go uznano.

77’: Andy Robertson wylatuje z boiska

Szkocki defensor Liverpoolu w chamski sposób zaatakował przy linii bocznej Emersona. Nie próbował nawet zagrać piłki, tylko po prostu kopnął go w nogi. Pan Tierney dopiero po konsultacji z zespołem VAR oraz samodzielnemu obejrzeniu zajścia na monitorze ustawionym przy boisku postanowił usunąć go z boiska. Niemniej, Clattenburg nie ma tutaj najmniejszych wątpliwości:

To był ostry mecz, pełen „gorących” ataków, ale to wejście Robertsona w Royala było szczególnie agresywne. Zasługiwało na czerwoną kartkę, ale warto zwrócić uwagę, że wcześniejszy atak Kane’a był gorszy. Gdzie konsekwencja? Jak to możliwe, że VAR kazał Tierneyowi obejrzeć to wydarzenie, a wcześniej milczał?

Ostatecznie możemy więc uznać, że Tierney pomylił się dwukrotnie. I to w sytuacjach potencjalnie kluczowych dla przebiegu spotkania. Niedziele starcie Tottenhamu z Liverpoolem nie było dla niego zbyt udane. Wydawało się, że nie do końca panuje nad boiskowymi wydarzeniami.

Zarzuty należy jednak kierować nie tylko do niego, ale i reszty zespołu, zwłaszcza wspomagających go asystentów wideo. Mogli bowiem sprostować pomyłki kolegi. W tym miejscu wracamy do problemu poruszanego szalenie często. Współpraca na linii VAR – murawa w Premier League pozostawia wiele do życzenia praktycznie od momentu wprowadzenia tego systemu. Kiedy w końcu zostaną wyciągnięte wnioski?