Kwestia wysokości zarobków profesjonalnych piłkarzy od kilkudziesięciu lat jest przedmiotem dyskusji publicznej. Wielu ludzi uważa, że zawodnicy w tej najpiękniejszej dyscyplinie na świecie zarabiają zdecydowanie za dużo. A już na pewno niewspółmiernie do pensji lekarzy, prawników, inżynierów itd. W końcu świat mógłby istnieć bez nich, co odrobinę pokazały pierwsze miesiące pandemii Covid-19. Drudzy z kolei podkreślają fakt, że ich zawód, jak mało który, dostarcza ogromnej rzeszy ludzi rozrywkę nieporównywalną z niczym innym. Wstawanie z łóżka do pracy w poniedziałek rano po zwycięstwie Twojej ukochanej drużyny w 93. minucie spotkania jest po prostu trochę łatwiejsze.

Czy nam to odpowiada, czy nie tak ukształtował się przez te ostatnie dwie, trzy dekady piłkarski rynek. Nie pamiętam dokładnie, w której książce (w „Futbonomii” lub w „Futbolu obnażonym”) pojawia się anegdota, która w idealny sposób ukazuje te zmiany. Jeden z byłych czołowych angielskich zawodników, już po 30. urodzinach, miał przejść do Leicester City. Przed spotkaniem z komitetem transferowym Lisów ustalił wraz ze swoim agentem, że chciałby otrzymać 3-letnią umowę i gaże na poziomie 15 tysięcy funtów tygodniowo. Gdy weszli do sali, gracz z marszu usłyszał otwierającą ofertę ze strony gospodarzy: kontrakt na 5 lat i 30 tysięcy tygodniówki. Nie podpisałbyś? Chyba każdy, by to uczynił.

Patrząc z perspektywy kibica, jeśli zawodnik dobrze wypełnia swoje obowiązki, stanowi istotny element swojej ekipy, to wszystko jest ok. Gość co tydzień wychodzi na murawę, zasuwa przez 90 minut, czasami dołoży bramkę i wywołuje uśmiech na twarzy sympatyka. Wtedy nawet jak czasami zdarzy mu się rozczarować, nikt mu wielkiej tygodniówki nie będzie wypominał. Kiedy jednak zawodzi w dłuższym czasie, zaczyna się patrzenie na jego pensje, na długość kontraktu, na jego agenta…

Najgorzej, gdy piłkarz stanowi czołówkę pod względem pobieranej gaży w klubie albo ledwo co parafował nową umowę. A jeśli w dodatku nie jest w stanie poprawić swojej słabej formy, wśród kibiców ciśnienie rośnie. Tylko czy jest możliwe, by nagroda w postaci wyższej pensji i przedłużenia umowy rzeczywiście sprawiała, że dobra dyspozycja się ulatnia? Przecież włodarze dają jasny sygnał, że wierzą w Ciebie i nierzadko widzą w Tobie jednego z liderów drużyny? A może dochodzi do utraty motywacji?

Panie Aubameyang, czy Pan jest w ogóle poważny?

Po części idea, że zawodnik traci zapał do dalszego rozwoju i woli spocząć na laurach wiąże się z czasem. Najczęściej klub rozpoczyna lub przyśpiesza pertraktacje w sprawie nowej umowy, gdy gracz notuje serię występów przewyższającą jego normalny poziom. Kiedy tydzień po tygodniu błyszczy na boisku, a trener zaczyna od jego nazwiska układanie wyjściowej jedenastki. Jest to zupełnie normalne. Wzrasta zainteresowanie innych ekip, które chętnie zobaczyłyby go w swojej drużynie, a obecny klub chce zatrzymać go na dłużej. Dobry piłkarz przekłada się na lepszy zespół, lepszy zespół na lepsze wyniki, lepsze wyniki na większe pieniądze dla właścicieli. A przynajmniej tak mówi teoria.

Miejscem, w którym systematycznie to założenie bierze w łeb, jest północny Londyn. Najświeższym przykładem pozostaje, jak żeby inaczej, Pierre Emerick-Aubameyang. Decyzja o podwyżce dla Gabończyka (bo długość umowy nie uległa zmianie) wydawała się uzasadniona. 22 gole w Premier League w pierwszej pełnej kampanii na Wyspach. Powtórzenie tego osiągnięcia w następnym sezonie. W dodatku na swoich barkach poprowadził Arsenal po Puchar Anglii, gdy na ostatnich etapach dwukrotnie ukąsił The Citizens, a następnie Chelsea. Znalazł się w jedenastce roku PFA, a w klubie wybrano go Graczem Sezonu. Zarobki byłego króla strzelców Bundesligi wzrosły z 10,4 milionów funtów za sezon do 13 milionów. Znacząca różnica.

Na Emirates liczyli, że przynajmniej utrzyma swój wysoki poziom i pociągnie projekt pod batutą Mikela Artety. Tymczasem Auba podobnie jak cały zespół zaliczył koszmarne rozgrywki. Nie dość, że zjechał ze sportową formą, to jeszcze doszły problemy dyscyplinarne. Spóźnienie się na prestiżowy derby z Tottenhamem to totalna kompromitacja. Hiszpański menedżer mimo wszystko nie odebrał mu opaski kapitańskiej.

Ostatni sezon wyglądał chyba jeszcze gorzej. 32-latek trafił do sieci 7-krtonie. Tyle że trzeba brać mocną poprawkę. 3 z tych goli przyszły w Pucharze Ligi przeciwko West Bromowi, który w bój posłał drugi garnitur. Pudła przeciwko Newcastle oraz Evertonowi tylko dolewały oliwy do ognia. Kilkukrotnie znalazł się w naszej Antyjedenastce kolejki. Kolejne problemy pozasportowe – powrót do klubu z wizyty u matki we Francji, gdzie jak się okazało, robił sobie tatuaż. Utrata statusu kapitana. W końcu transfer do FC Barcelony. Co się stało po parafowaniu nowej umowy? Mesut Özil vibes.

Derby Północnego Londynu w braku motywacji do gry

U sąsiada zza miedzy jest niemalże bliźniacza sytuacja. Z dwiema różnicami – po pierwsze trwa ona już nieco dłużej, po drugie dotyczy gracza ma dopiero 26 lat na karku. Delemu Alliemu talentu nie można odmówić. „Złote dziecko” angielskiego futbolu, jak się przyjęło w stosunku do wychowanka MK Dons, kiedy wchodził do Premier League, chyba oczarował nas wszystkich. Lekkość w poruszaniu się, instynkt strzelecki, fantastyczna technika, którą potwierdzały kolejne trafienia.

To nie przypadek, że pomocnik dwa razy z rzędu zostawał najlepszym młodym zawodnikiem sezonu (15/16 i 16/17). To nie przypadek, że Sir Alex Ferguson dał Jose Mourinho tylko jedną radę w czasie pobytu Portugalczyka na Old Trafford – „kup Dele Alliego”. Po kolejnej świetnej kampanii (17/18), w której dołożył kolejne kluczowe cyferki. Poprowadził Spurs do triumfu nad Realem Madryt i zakotwiczył w wyjściowej jedenastce Southgate’a na Mundialu w Rosji. Październikiem 2018 roku urodzony w Milton Keynes piłkarzem podpisał nową, sześcioletnią umową, odpędzając zapędy m.in. Królewskich.

Zamiast kolejnego kroku w swoim rozwoju, wskoczenia do panteonu światowego topu, jeśli chodzi o ofensywnych pomocników, przyszło rozczarowanie. Iskierka, która mogła zamienić się w pożar, nagle zgasła. Na chwilę udało się ją wzniecić The Special One, który naprawdę uwierzył, że Dele da się przywrócić na właściwą ścieżkę. Jednakże, gdy trener używa wobec Ciebie słów „you are so fucking lazy guy”, nie wystawia to najlepszego świadectwa.

Co ciekawe, zwrot w sprawie rozwoju gracza Lilywhites przewidział w 2016 roku jego idol z dzieciństwa, Steven Gerrard. Legenda Liverpoolu w felietonie dla The Telegraph pisała, że młodzianowi przyjdzie w końcu zmierzyć się z sytuacją, gdy beztroskie życie przemieni się w coraz to wyższe wymagania.

Kiedy w młodym wieku wywierasz wpływ na klub i kraj, wydaje się, że wszystko idzie po twojej myśli. Cały świat jest po twojej stronie. Chciałbyś, żeby to uczucie trwało przez całą twoją karierę. Podnosisz gazetę i codziennie czytasz inny artykuł, w którym piszą, jaki jesteś fantastyczny.

Wchodzisz na boisko, desperacko pragnąc następnego meczu, pragnąc szansy na zmierzenie się z najlepszymi. Nadejdzie czas, kiedy stanie się za znacznie trudniejsze; beztroska postawa bycia nastolatkiem, który nie ma nic do stracenia, zostanie zastąpiona poczuciem odpowiedzialności, którą musisz udźwignąć każdego tygodnia.

Iskierka pożądania dobrych występów gdzieś zgasła

Allemu przylgnęła łatka imprezowicza. Nie raz, nie dwa paparazzi przyłapali go, kiedy w środku tygodnia wyskoczył sobie do klubu i szalał do 4-5 nad ranem. Na palcach dwóch rąk można ukazać liczbę cholernie dobrych spotkań w jego wykonaniu. Tylko momentami, jak przeciwko Manchesterowi United, dawał nam pokaz swoich wirtuozerskich umiejętności. Co roku składając w sierpniu drużynę w FPL-u, umieszczałem w niej 26-latka, mając nadzieję, że on w końcu wróci. Jednak za każdym razem przeżywałem zawód.

Aczkolwiek dopiero sposób, w jaki schodził z boiska – w słoweńskiej Murze pozbawił mnie jakichkolwiek złudzeń. Ten powolny marsz do linii bocznej z uśmiechem na ustach, gdy jego zespół goni kompromitujący wynik. Chyba jeszcze gorszy niż ten Ndombele z Morecambe parę tygodni wcześniej. Po czymś takim skończyły mi się argumenty za tezą, że ma on jeszcze motywację do przywrócenia kariery na właściwe tory w północnym Londynie. Wydaje się, że nie nastąpi to również w Evertonie, bo jego transfer na Goodison Park można określić jedynie mianem rozczarowania. Zresztą aktualne rozgrywki dokończy już w barwach tureckiego Beşiktaşu.

Cofnijmy się jeszcze raz do momentu przedłużenia kontraktu. Dele udzielił wtedy wywiadu, w którym mówił o tym, jak istotne jest dla niego podekscytowanie futbolem.

Dotarcie tutaj wymagało wiele wysiłku. Wciąż cieszę się tymi samymi elementami futbolu, co jako dziecko. Nigdy nie chcę stracić tego szczęścia i podekscytowania w mojej grze, to duża część gracza, którym jestem.

Wydaje się, że to właśnie dokładnie się stało. Zapewne nie jest dumny z tego ani on, ani Daniel Levy, który przedłużał kontrakt. Ani nawet Steven Gerrard, który w ostatecznym rozrachunku miał po prostu rację.

Mityczne pojęcie „ostatniego roku kontraktu”

Istotnym tematem przy dywagacjach o utracie motywacji przy podpisywaniu nowych umów jest bez wątpienia ten mityczny „ostatni rok obowiązywania kontraktu”. Wielokrotnie jest to wspominane w mediach, szczególnie przy okazji trwających okienkach transferowych. Z jednej strony zarząd ma ostatnią szansę na zarobieniu jakichkolwiek pieniędzy. Gdy ma się pewność, że zawodnik nie przedłuży przygody z obecnym zespołem, warto przekuć to w kilka groszy do klubowej skarbonki. Czasami to też moment, aby jeszcze raz podjąć próbę przedłużenia. Zwłaszcza jeśli bardzo na tym trenerowi, który widzi w piłkarzu integralną część swojej taktycznej układanki. Z drugiej strony gracz ma 12 miesięcy, żeby udowodnić wartość na rynku i pokazać się w dobrym świetle potencjalnym zainteresowanym.

Temat ten niejednokrotnie zaognia atmosferę w samym zespole i rozgrzewa do czerwoności menedżerów. Trudno im się dziwić, gdy co tydzień muszą mierzyć się z tymi samymi pytaniami o przyszłość podopiecznego. Szkoleniowcy stają też przed dylematem, czy warto stawiać na piłkarza, który za chwilę może być już poza klubem. Może to czas na chwilę chwały dla utalentowanego juniora lub oddanego i niezawodzącego zmiennika.

Tu na myśl oczywiście wysuwa się ostatni przypadek Paula Pogby. Jak donosili dziennikarze na Wyspach, kierownictwo z Old Trafford do samego końca próbowało przekonać Francuza do parafowania nowej umowy. Ralf Rangnick przynajmniej raz w miesiącu otrzymywał na konferencji prasowej „szansę” wypowiedzenia się w tej kwestii. Niemiec jednak przez większość krótkiej kadencji w Manchesterze podkreślał, że liczy na to, że 28-latek będzie wyjątkowo oddany, ponieważ spróbuje zaimponować najlepszym ekipom ze Starego Kontynentu.

Dla mnie liczy się tylko to, czy wciąż pozostaje duszą i ciałem na naszym pokładzie. Teraz po długiej kontuzji chce on pokazać całemu światu, jak świetnym piłkarzem potrafi być. Nawet jeśli to zrobi tylko dlatego, żeby zapracować na nowy kontrakt gdzieś indziej, to dlaczego miałbym go nie wystawiać?

No, były trener RB Lipsk nieco się rozminął z rzeczywistością. A Francuz po odpadnięciu z Ligi Mistrzów stracił motywację do dalszej gry.

Co zrobię, gdy kontrakt wygaśnie? Chcę wygrywać, rozwijać się, aby nadrobić te lata, gdy nie byłem w stanie zdobywać trofeów. Muszę być szczery. Poprzednie pięć sezonów nie dało mi żadnej satysfakcji. Żadnej. […] Aktualny sezon jest już skończony.

Odchyły w tę lepszą stroną

Wspomniani wyżej trzej piłkarze to przykłady znaczącego regresu czy to w przypadku podpisania nowego kontraktu, czy ostatniego roku trwania obecnej umowy. Jednak w samej Premier League są (lub byli) gracze, którzy do postawy Aubameyanga, Alliego i Pogby stoją w totalnej opozycji. W przypadku mniej znanych zawodników, którzy o swoje miejsce muszą walczyć zdecydowanie bardziej zaciekle, widać zdecydowanie większe zaangażowanie i determinację. Oni nie mogą, a wręcz muszą zostawić po sobie jak najlepsze wrażenie, by ktoś ich zauważył.

Potwierdzeniem tej tezy są słowa Jacka Corka z grudnia zeszłego roku dla Burnley Express. Cork należał do grona 10 graczy The Clarets, którym po zakończeniu sezonu 21/22 wygasały dotychczasowe kontrakty. Podopieczny jeszcze wtedy Seana Dyche’a podkreślił w rozmowie z lokalną gazetą, że wśród tej grupy panuje ogromna chęć zaimponowania potencjalnym „zalotnikom”, ale również aktualnemu pracodawcy.

Nie możemy pozwolić, aby zawieść samych siebie. Jeśli przegrywamy kolejne mecze, to naprawdę źle się to na nas odbija. Spadek to nie jest to, czym chcesz się pochwalić w swoim CV. Nie chcesz tego, tym bardziej że latem zostaniesz bez kontraktu i będziesz musiał znaleźć nowy zespół.

Nie możesz się denerwować, że nie grasz. Musisz po prostu być zawsze gotowym na swoją szansę, kiedy ona wreszcie nadejdzie. Jeśli się dąsasz, kiedy dostaniesz okazję do gry, to nie wypadniesz wystarczająco dobrze. Dlatego musisz jeszcze ciężej pracować, gdy nie grasz, aby być przygotowanym w 100%.

Cork na tę upragnioną możliwość gry w końcu poprzedniej kampanii zapracował. Choć po trochu był beneficjentem zwolnienia Dyche’a, który w środku pola wolał stawiać na parę Brownhill–Westwood. Od czasu przejęcia drużyny przez Mike’a Jacksona defensywny pomocnik został stałym ogniwem drugiej linii ekipy z Turf Moor. Rozegrał wszystkie spotkania do końca rozgrywek w pełnym wymiarze minut. Raz nawet założył opaskę kapitańską w potyczce ze Spurs. Tym samym zapracował sobie na kolejną szansę, parafując tego lata nową, dwuletnią umowę. Patrząc na pierwsze spotkania w jego wykonaniu na zapleczu, w Burnley raczej nie żałują wydanych pieniędzy.

A co w tej kwestii mówią nam dane?

Potencjalna korelacja pomiędzy dyspozycją zawodników a ich kończącą się lub ledwo co przedłużoną umową była kilkukrotnie obiektem badań statystyków i matematyków. Jedna z ostatnich i najbardziej znanych prac na ten temat powstała w 2019 roku. „Analysis of elite soccer players’ performance before and after signing a new contract” jest dziełem naukowców z Technical University of Madrid oraz z German Sport University Cologne.

Hiszpańsko-niemiecka grupa analizowała różnice w występach piłkarzy w Premier League, Bundeslidze, Serie A oraz La Liga. Brali oni pod uwagę przedostatni, ostatni i następny rok obowiązywania umowy (2 lata przed i rok po podpisaniu nowego kontraktu) w latach 2008-2015. Próba składała się z 249 graczy z uwzględnieniem ich pozycji, narodowości, umiejętności zespołowych i wieku. Był jeszcze jeden warunek. Musieli oni rozegrać oni min. 20 spotkań (z min. 20 minutami na boisku) w ciągu trzech kolejnych kampanii (oznaczonych -1, 0 – koniec kontraktu i 1).

Zmiennymi, które na celownik wziął sobie ten europejski zespół były: celność strzałów i podań, obrona (suma defensywnych wślizgi, przechwyty i bloki), procent udanych dryblingów, żółte i czerwone kartki oraz liczba rozegranych minut. Za pomocą dwustopniowej klasteryzacji* (działając w tym przypadku na podstawie ligowych minut) podzielili zawodników obrony na trzy grupy. Istotnych krajowych, istotnych zagranicznych i mniej istotnych. W przypadku pomocników i napastników mniej istotni gracze zostali dodatkowo rozdzieleni na krajowych i zagranicznych.

Intrygujące, ale i nieco zaskakujące są wyniki uzyskane przez naukowców. Powszechna teoria głosi, że piłkarz przed parafowaniem umowy bardziej się stara, aby osiągnąć lepszą pozycję negocjacyjną, a po podpisaniu kontraktu staje się bardziej leniwy. Rezultaty mówią jednak zupełnie co innego. Mianowicie, badacze nie wykazali wyraźnego związku między dyspozycją zawodników a czasem trwania umowy. Fakt, pojawiały się znaczące różnice między rokiem -1 i 1 np. w przypadku obrońców, krajowych pomocników oraz zagranicznych napastników (każda z tych trzech grup dotyczyła piłkarzy „mniej istotnych”)  w liczbie rozrywanych minut czy sumie akcji obronnych. Jednak ostatecznie nie miało to aż takiego wpływu na całokształt indywidualnych występów.

Psychologia – drugoplanowa aktorka

Wbrew przytoczonym tu wynikom badań, wydaje się, że nie można jednoznacznie stwierdzić, że motywacja graczy jest niezwiązana z finansową zachętą lepszej oferty kontraktowej. Myślę, że wiele osób chce się pokazać w swojej pracy z jak najlepszej strony, walcząc o uznanie i bardziej sowite wynagrodzenie. Piłkarze z  Premier League lub Championship nie są inni. Wiadomo, że zdarzają się przypadki tych trochę bardziej leniwych i mniej ambitnych. Tyle że większość z nich doskonale zdaje sobie sprawę, że jak w każdym zawodzie, jeśli chcesz coś znaczyć, musisz przycisnąć. Ten mechanizm nie może w tym przypadku tak prosto wyparować.

W jednym z odcinków podcastu The Football Show Psychology profesor Marc Jones szeroko opisał, w jaki sposób na motywację do lepszych występów wpływają kompetencje wybranej jednostki, jej stosunki z szefostwem i trenerem, a także wysokość pobieranego wynagrodzenia.

Piłkarze to bardzo utalentowani ludzie, których przyciąga motywacja w postaci korzystnego pod względem finansowym kontraktu. To zarówno uznanie ich doświadczenia, jak i kompetencji – mówi Jones.

Profesor w rozmowie przywołuje przykład negocjacji kontraktowych Ashleya Cole’a z Arsenalem przed tym, jak Anglik trafił na Stamford Bridge. W swojej autobiografii pt. My Defence były etatowy reprezentant Synów Albionu poświęcił całkiem długi fragment, aby opisać pertraktacje z szefostwem Kanonierów. Jak wspomina, wszystko zaczęło się jeszcze w czasie zgrupowania drużyny narodowej w Hertfordshire, przed wyjazdem na Euro 2004 w Portugalii. Do hotelu przybył z osobistą wizytą ówczesny wicedyrektor klubu – David Dein.




Członek zarządu przyjechał do Cole’a z propozycją przedłużenia umowy, oczywiście zawierającą podwyżkę wynagrodzenia. Na początku piłkarz przyjął wiadomości od Deina z uśmiechem na ustach, jednak nie trwało zbyt długo.

Jego ton wkrótce starł uśmiech z mojej twarzy. Czułem, że jego postawa sugeruje, że wyświadcza mi przysługę, jakbym był 17-letnim stażystą. Zaoferował mi podwyżkę o 10 tys. funtów tygodniowo do poziomu 35 tys. Piekielnie dużo pieniędzy. Jednak w kontekście płac w piłce nożnej i mojej własnej szacowanej wartości, a wyceniali mnie na przeszło 20 milionów funtów, gdy zestawi się ją z innymi zarobkami piłkarzy tamtego Arsenalu, wynoszącymi od 80 do 100 tys. funtów tygodniowo, jego oferta okazała się niedorzeczna. To był policzek w twarz, a nie przyjacielskie klepnięcie po plecach – opowiada legenda Chelsea w swojej książce.

„Chodzi o to, jak bardzo czują się doceniani”

Dlatego, choć zachowanie Ashleya, a następnie przeprowadzka do zachodniego Londynu często są uważane za przejaw pychy i chciwości, profesor Jones patrzy na tę sprawę inaczej niż większość. Według niego wybuch i awantura, jaką wszczął w klubie Cole, wynika z faktu zdemotywowania piłkarza poprzez brak należytego uznania. Zabolało go to, jak naprawdę postrzegają i na ile wyceniają na tle zespołowych kolegów. W wywiadzie dla News of the World z 2005 roku Anglik mówił wręcz o „zdradzie i gorzkim rozczarowaniu”.

Z tezą Jonesa zgodził się również uczestniczący w programie dr Andy Hill. To psycholog współpracujący na co dzień z wioślarską kadrą olimpijską Wielkiej Brytanii, a wcześniej również z Blackburn Rovers. Hill dodaje, że kwestia finansowego docenienia ma spory wpływ na formę graczy, ale czasami służy wręcz do dręczenia przeciwników.

Słyszysz historie o odnoszących sukcesy graczach, którzy biegają po boisku w dniu meczu, powtarzając innym graczom, ile zarabiają. Robią to tylko po to, aby ich trochę zdekoncentrować i zmusić do błędu. […] Dlatego to ma znaczenie dla piłkarzy, ponieważ chodzi o to, jak bardzo czują się doceniani. Dla większości z nich nie chodzi o same pieniądze, a co one reprezentują.

Z drugiej strony barykady, jeśli chodzi o wsparcie docenienie zarządu, znajduje się przypadek Jamesa Ward-Prowse’a. Środkowy pomocnik Świętych po znakomitej kampanii 2020/21 otrzymał ze strony szefostwa nowy, pięcioletni kontrakt.  Fakt, że 8-krotnie wpisywał się na listę strzelców i tyle samo razy asystował kolegom, przekonał władze, aby zatrzymać kapitana, a zarazem najlepszego gracza w talii Ralpha Hasenhüttla na dłużej. Dobra postawa przełożyła się na zwiększenie tygodniówki z 75 do 100 tysięcy funtów.

Jestem w siódmym niebie. Prawdopodobnie jest to pierwszy raz w mojej karierze, kiedy mam to połączenie i tę rozmowę. Bardzo chciałem się spotkać i porozmawiać z klubem, ale to działało w obie strony. Usiedli i powiedzieli mi o swoim podziwie wobec mojej osoby i sposobie, w jaki chcą, abym prowadził drużynę.

Złożony podpis podziałał w tym wypadku tylko uskrzydlająco. Ward-Prowse na swoich plecach utrzymał ekipę z St. Mary’s w elicie, zapisując na koncie 10 trafień i 5 asyst. Jednocześnie został drugim najskuteczniejszym strzelcem z rzutów wolnych w historii ligi.

Długi kontrakt – jasna czy ciemna strona mocy?

Trudnym zadaniem jest odpowiedź na powyższe pytanie. Z jednej strony ciężko nie zaufać w tej kwestii twardym dowodom przytoczonym przez hiszpańsko-niemiecki zespół naukowców. Choć podkreślają oni w swojej pracy pewne ograniczenia (niebrana pod uwagę była chociażby pensja) i złożoność samej natury i środowiska piłkarskiego (taktyka, które może maskować niewielkie skutki podpisania nowej umowy), to jednak przytaczają bardzo racjonalne wyniki na poparcie końcowych wniosków. Mnie samemu jako sympatykowi Man United ciężko sobie przypomnieć jakieś widoczne różnice pomiędzy występami zawodników w ostatnim roku obowiązującej umowy, a podpisaniem nowej. Poza Pogbą może wskazałbym Chrisa Smallinga, ale to tak trochę na siłę. No, jest jeszcze Alexis…

Z drugiej strony nie można też nie wziąć pod uwagę opinii samych zainteresowanych i psychologów, którzy współpracują z profesjonalnymi sportowcami. Chęć pokazania się potencjalnym kupcom bardzo widoczna jest na imprezach pokroju Euro czy Mundialu. Aczkolwiek, jak pokazuje przykład Corka, to ważne również dla tych graczy nieco z cienia. Zresztą wysnutej przez wspomnianych wyżej matematyków i statystyków przeczą też przykładu pokroju Auby i Dele Alliego. Obaj po parafowaniu nowych kontraktów mocno zjechali z formą. O ile jeszcze Gabończyk wciąż widnieje na piłkarskim świeczniku, to Anglik powoli zjeżdża coraz niżej w futbolowej hierarchii.

Dlatego przed proponowaniem nowego, długoletniego i sowicie opłacanego przymierza z piłkarzem zarząd powinien bardzo dogłębnie przeanalizować całą sytuację. Wziąć pod uwagę charakter, ambicje i postawę nie tylko w czasie ostatniej kampanii. A na pewno nie robić tego, tylko z uwagi na życzenie fanów, presję agenta i kilka krótkich wystrzałów formy. Posłać swoją gwiazdę w sidła lenistwa niejednokrotnie jest zadaniem bardzo prostym.

* Klasteryzacja to metoda polegająca na podzieleniu populacji lub punktów danych na wiele grup. Czyni się to w ten sposób, aby punkty danych w tych samych grupach były bardziej podobne do innych punktów danych w tej samej grupie niż w innych grupach.