Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 23. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ILAN MESLIER

Spotkanie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać i Chłopca, który przeżył. W pierwszej części górą był ten chłopiec z Leeds, gdy pofrunął po świetnym woleju Voldemorta Shelveya i zaliczył piękną paradę. Jednak w drugiej połowie, zupełnie jakby Czarny Pan, znaczy Jonjo Shelvey, rzucił urok na piłkę i bramkarza. Przy jego strzale z rzutu wolnego futbolówka leciała wprost w Mesliera, lekko kozłując. Nie wiadomo dlaczego jednak Francuz położył się na ziemi i przeleciała ona nad nim. I tak oto zło (bo wiecie, bogaci Szejkowie) zatryumfowało nad dobrem (biedny Marcelo Bielsa siedzący na wiadrze).

OBROŃCY

JAPHET TANGANGA

Jeśli Callum Hudson-Odoi robi z Ciebie wiatrak i nie jesteś w stanie poradzić sobie z Malangiem Sarrem śmigającym po lewej obronie… To zasługujesz na Antyjedenastkę. Tanganga złapał dość szybko żółtą kartkę i cały mecz musiał być ostrożny, miał związane nogi i dawał się objeżdżać Hudsonowi-Odoiemu. Oczywiście w ofensywie nie możemy o nim absolutnie nic powiedzieć. Wygrał zaledwie 2 z 8 pojedynków, 3 razy dał się przedryblować (raz przy golu Ziyecha) i zaliczył zawrotne 6 podań w 60 minut. 1 podanie na 10 minut. On grał w tym meczu?!

MATT DOHERTY

Conte lubi wyciągnąć z szafy zakurzonych piłkarzy i za sprawą swojej modnej, włoskiej miotełki odkurzyć ich, nadając błysk nowości. Niestety, pomysł z Dohertym i Sessegnonem jako wahadłowymi/bocznymi pomocnikami w 4-4-2 był poroniony. Doherty powinien był wylecieć już w pierwszej połowie po tym, jak zdeptał Malanga Sarra i prawie złamał mu kostkę. Nie zaliczył żadnego dośrodkowania przez 90 minut.

SAMIR

Brazylijczyk zaliczył wejście smoka do Premier League zaraz po swoim transferze do Anglii. Już jego drugi mecz doprowadził do sytuacji, aby dołożył solidną cegiełkę do zwolnienia menedżera, dla którego go ściągnięto. Choć przez większość spotkania z Kanarkami spisywał się całkiem poprawnie, to jednak cieniem na tym występie kładzie się sytuacja przy linii końcowej z Teemu Pukkim. Nie wiemy, co Samir miał w głowie po prostu kładąc się na murawie, w czasie gdy Fin nawet zbyt mocno go nie popchnął. Mike Dean słusznie gwizdka nie użył, a napastnik rywali dograł piłkę do Sargenta. Reszta jest już historią. Amerykanin trafił skorpionem do sieci, a w poniedziałek pożegnano Ranieriego.

RYAN SESSEGNON

Nie wiemy co podziało się z tym talentem z Fulham. Może Conte wierzył, że jego umiejętności defensywne i ciąg na bramkę sprawdzą się przeciwko Chelsea w tym systemie 4-4-2 (albo raczej 6-2-2). Niestety, Sessegnon wyglądał na totalnie zagubionego. Odbijał się od Azpilicuety i nawet Ziyech wyglądał przy nim jak zawodnik dobrze przygotowany fizycznie. A to mówi wiele o dyspozycji młodego piłkarza Spurs. W 60 minut zaliczył 8 podań na skuteczności 50% (!!!). W godzinę gry w profesjonalną piłkę nożną mężczyzn, ten zawodnik grający na pozycji pomocnika wykonał 4 celne podania. To jest skandal.

POMOCNICY

ANDRE GOMES

O ile często mamy obiekcje co do komentatorów i ich opinii wygłaszanych w trakcie meczu, tak podczas spotkania Evertonu mieliśmy ochotę pisać non stop „+1”. Bo Andre Gomes rzeczywiście był cały czas zbyt wolny w odbiorze, nie walczył o odzyskanie piłki, miał problem z intensywnością spotkania, przez co łatwo tracił piłkę i nie potrafił jej odebrać. Apogeum jego fatalnego występu był rzut rożny Aston Villi, gdy przegrał główkę z Emiliano Buendią, co skończyło się golem. Buendia mierzy 172 cm, Andre Gomes 188 cm.

JURAJ KUCKA

Co za impuls wysłany przez Claudio Ranieriego. Stary Słowak wszedł, prawie strzelił gola (zdjął mu go z nogi Sissoko, który był na spalonym), a potem władował sobie swojaka. Właściwie nie wiadomo dlaczego, bo mógł to wybić, mógł zostawić Bachmannowi, a tak trafił idealnie po krótkim rogu. Wykończenie, jakiego pozazdrościłby Lukaku i Werner.

RAHEEM STERLING

Po kilku dobrych meczach, wrócił stary i dobry Raheem. Chociaż był aktywny i kilka razy można było przyklasnąć jego zagraniom, to w decydującym momencie zachował się jak ten Sterling z dwumeczu z Lyonem. Mając piłkę na 5. metrze, leżącego Forstera i wolną resztę bramki, trafił właśnie w bramkarza Southampton. To mogła być piłka meczowa dla City, bo skończyło się 1-1.

NAPASTNICY

EMMANUEL DENNIS

Odrobinę żal nam graczy Fantasy Premier League, którzy sugerując się podwójną kolejką Watfordu, postanowili uczynić kapitanem swoich ekip Dennisa. Nigeryjczyk ponownie okazał się bezproduktywny w ofensywie. Mimo to zadbał o to, by jego posiadacze nie zaliczyli blanka… Nigeryjczyk najpierw poturbował w polu karnym Brandona Williamsa, wykonując na jego barkach znany z WF-u skok przez kozła. Następnie powinien wylecieć z boiska za koszmarny faul na Lees Melou, gdy po złym przyjęciu uciekła mu piłka. No ale Mike Dean nie wiedzieć czemu, oszczędził go w tej sytuacji. Z tym że były gracz Zorii Ługańsk nie wyciągnął żadnych wniosków. Po przerwie postanowił przy 0:2 w meczu wejść nakładką w Maxa Arronsa i o kolejnym pobłażaniu nie mogło być już mowy. Tym samym z hukiem pożegnał swojego trenera.

DANIEL JAMES

Za co można pochwalić Daniela Jamesa w spotkaniu z Newcastle? Umiejętnie pressował graczy przeciwnika, kilka razy świetnie podłączył się do konstruowania ataku i popchnięcia akcji do przodu. To niestety już wszystko. Trochę mało jak na gracza, który był jedynym napastnikiem w ekipie Leeeds. James przez 71 minut miał zaledwie 15 kontaktów z piłką, zaliczył katastrofalne 4/9 celnych podań, dodatkowo w sumie z 6 pojedynków na ziemi i w powietrzu wygrał tylko jeden.

Mimo to mógł zostać bohaterem swojej drużyny. Tyle że ewidentnie ni chciał, bo zmarnował dwie kapitalne szanse dla Pawii. Najpierw po fenomenalnej kontrze Raphinha wystawił mu piłkę na 5-6 metrze, jednak przegrał starcie z Dubravką. Tu jeszcze można go rozgrzeszyć, bo interwencja Słowaka była niczego sobie. Ale jak wytłumaczyć to, co zrobił po przerwie, gdy nie dobił z bliska podania Harrisona? Chyba tylko James to wie. Krótko mówiąc, idealna definicja katastrofalnego występu.

RICHARLISON

Czemu on w ogóle dograł ten mecz do końca? Sędziowie w tej kolejce zdecydowanie nie chcieli pokazywać czerwonych kartek. Richarlison może nie próbował nikomu złamać nogi, jak Doherty, ale przez cały mecz z Aston Villą można było naliczyć z 5 okazji, gdy kogoś popychał, uderzał lub nieładnie faulował. Niestety gra w piłkę szła mu gorzej, bo zaliczył tylko jeden groźny, choć niecelny, strzał głową.