Pierwsza połowa rozgrywek angielskiej ekstraklasy już za nami. Nie dla wszystkich wyglądała ona tak, jak chcieli. Wybraliśmy największe rozczarowania pierwszej sezonu 2021/22 w Premier League – oczywiście do tej pory.

Bohaterowie letnich transferów, liderzy, którzy nie potrafią pociągnąć drużyny, gracze zaliczający kryzys formy – wytypowanie dziesiątki najbardziej zawodzących zawodników było niełatwym zadaniem. Oto największe rozczarowania tego sezonu Premier League. Zgadzacie się z naszymi wyborami?

10. Emiliano Buendía

Sprzedaż Jacka Grealisha oznaczała, że trzeba zainwestować. Aston Villa zrobiła więc latem trzy efektowne zakupy. No i dwa z nich znalazły się na naszej liście. Najpierw mamy jednego z głównych autorów awansu Norwich do ekstraklasy. Buendía w teorii powinien stanowić naturalne zastępstwo dla najdroższego zawodnika w historii Premier League. Podobna pozycja, skłonność do brania na siebie ciężaru gry, świetne umiejętności techniczne – wszystko układało się w logiczną całość.

Na razie nie zdołał jednak wejść w buty lidera. Gra regularnie, ominął tylko dwa ligowe mecze, jedynie w czterech z pięciu ligowych występów wchodził z ławki. A jego zdobycz? Gol i dwie asysty. Jego transfer miał pomóc w poprawieniu formy zespołu bez Grealisha, ale aż do zwolnienia Deana Smitha kompletnie się to nie udawało. Cała drużyna wyglądała jak zagubiona bez swej największej gwiazdy, a Argentyńczyk nie był w stanie dać, choć odrobiny tego, co gwarantował sprzedany do Manchesteru City wychowanek The Villans.

Skoro u poprzedniego menedżera nie udało się wejść w buty jego talizmanu, to być może zmiana u sterów okaże się sposobem na odmianę losu? Steven Gerrard wciąż układa Villę na swoją modłę i wydaje się, że Buendía to zawodnik pasujący do założeń eks-trenera Rangersów. To właśnie tutaj można upatrywać nadziei na powrót przebojowego piłkarza, który zachwycał nas przy okazji ostatniego pobytu Norwich w ekstraklasie.

9. Bruno Fernandes

W przypadku Portugalczyka statystyki nie wyglądają aż tak źle. W samej Premier League ma bowiem pięć bramek i trzy asysty na koncie. Do tego w Lidze Mistrzów, wykręca naprawdę świetne cyferki. My jednak kierujemy się tym, co oglądamy na boiskach ligowych. A tam Fernandes w ciągu ponad dwóch miesięcy strzelił tylko jednego gola, w międzyczasie notując trzy finalne podania (żadnego od początku listopada).

Gdy United znajdowało się w wielkim kryzysie, skutkującym pożegnaniem Ole Gunnara Solskjæra, Portugalczyk nie potrafił pociągnąć zespołu. Zdecydowanie więcej oczekuje się od lidera, zawodnika, który napędzał United praktycznie non-stop od przybycia na Wyspy. Nigdy nie znajdował się w tak słabej formie. Apogeum stanowił okres od września do listopada, gdy nie potrafił oddać choćby jednego celnego strzału w meczach Premier League. W trakcie tej serii zmarnował również rzut karny w doliczonym czasie gry spotkania z Aston Villą, mogący zagwarantować zwycięstwo.

Miejsce Bruno w naszym zestawieniu to w dużej mierze efekt tego, jak wysoko sam postawił sobie poprzeczkę. Niemniej, należy przyczepić mu łatkę wielkiego rozczarowania pierwszej części sezonu Premier League. Odblokowanie go to jedno z najważniejszych zadań dla Ralfa Rangnicka. Kibice Czerwonych Diabłów dobrze wiedzą, ile 27-latek znaczy dla ich klubu.

8. Danny Ings

Aston Villa pobalowała latem za hajs z Grealisha i poza Buendíą ściągnęła również Danny’ego Ingsa. Anglik miał zostać nową superstrzelbą ekipy z Birmingham. Zaczął dobrze, bo w pięciu kolejkach popisał się dwiema bramkami i dwoma asystami. Jego trafienie przeciwko Newcastle to nawet mocny kandydat do miana gola sezonu. Gdy jednak nadszedł spadek formy, skutkujący zwolnieniem Deana Smitha, napastnik również obniżył loty.

Gdy The Villans przegrywali z Tottenhamem, Wolves i Arsenalem, ich nowa „dziewiątka” praktycznie przechodziła obok meczów. „Praktycznie”, bo z Wilkami udało się jej trafić do siatki, ale to był tylko przebłysk. Potem pojawił się na murawie przy okazji starcia z Brighton, by znowu wypaść na kilka spotkań. W efekcie bohater jednego z najbardziej zaskakujących transferów letniego okienka nie zdołał jeszcze pokazać pełni swoich umiejętności pod batutą Stevena Gerrarda. Jak do tej pory zagrał u niego w czterech meczach, dwukrotnie wchodząc z ławki.

Niemniej, po Ingsie spodziewaliśmy się dużo więcej, niż gola co 316 minut. Po pierwszych kilku kolejkach wydawało się, że Aston Villa trafiła ze świetnym wzmocnieniem. Na razie Anglik nie pomógł nawet utrzymać posady menedżerowi, który ściągał go na Villa Park. Czy wróci do formy pod wodzą nowego trenera? Musimy się przekonać.

7. Luke Shaw

Anglik miał za sobą naprawdę świetne Euro. Ba, strzelił nawet gola w przegranym finale. Po poprzedniej naprawdę udanej kampanii, podczas której brylował zwłaszcza statystykami wykreowanych szans, kibice Manchesteru United mogli liczyć, że wychowanek Southampton okaże się jednym z motorów napędowych drużyny. Chyba nikt nie spodziewał się, że dwa miesiące po starcie sezonu praktycznie wszyscy zamarzą, by wreszcie usiadł na ławce. I, co jeszcze bardziej absurdalne, pomimo katastrofalnej formy, konsekwentnie będzie wychodził w podstawowym składzie.

Pierwsze miesiące obecnego sezonu Premier League w wykonaniu Shawa to wręcz karykatura. Katastrofalne ustawianie się, proste błędy, bezsensowne decyzje, łamanie linii spalonego… Jeżeli można było zrobić coś źle, to on dokładnie to robił. Wystarczy przypomnieć pogrom z Liverpoolem, gdzie ustawiony na prawej stronie Mohamed Salah szalał i nie miał najmniejszych problemów z rywalem. I to właśnie m.in. fatalna forma lewego defensora doprowadziła do serii katastrofalnych wyników, skutkujących zmianą trenera na Old Trafford.

Jose Mourinho kiedyś sugerował, że za Shawa trzeba myśleć na boisku. Te słowa mogły przypomnieć się fanom Czerwonych Diabłów. Może gdyby 26-latek usiadł na ławce i trochę odpoczął, to wróciłby do lepszej dyspozycji. Ole Gunnar Solskjær nie zamierzał jednak nawet dać prawdziwej szansy Alexowi Tellesowi. Ralf Rangnick przyszedł akurat, gdy Anglik musiał pauzować. Brazylijczyk wykorzystał okazję i spisał się dobrze. Możliwe więc, że nabytek Louisa van Gaala powinien drżeć o miejsce w jedenastce.

6. Romelu Lukaku

Dużo w naszym zestawieniu głośnych nazwisk na pozycji „nominalnych dziewiątek”. Najdroższa z nich to właśnie Lukaku. Ba, Belg minionego lata został drugim najdroższym zawodnikiem w historii angielskiego futbolu. Powrót wychowanka Anderlechtu na Stamford Bridge miał wnieść coś zupełnie nowego do ofensywy Chelsea. Najbardziej potrzeba jednak było bramkostrzelnego zawodnika.

Choć 28-latka mogą usprawiedliwiać kontuzja, przez którą stracił jakiś miesiąc oraz zachorowanie na koronawirusa, trudno w jego przypadku mówić, że jak do tej pory spełnia oczekiwania. W pierwszych czterech występach strzelił cztery gole, ale od tamtej pory było już dużo gorzej. Od 14 września, czyli przez ponad trzy miesiące, trafił do siatki zaledwie trzy razy. W tym czasie spędził na murawie łącznie 761 minut. Od gracza wartego 100 milionów funtów wymaga się zdecydowanie więcej.

Drużyna Thomasa Tuchela zmaga się obecnie ze sporymi osłabieniami, które miały wpływ na obniżkę formy. Brakuje im prawdziwego „killera”. Lukaku w ostatnim tygodniu wrócił do tego, co pokazywał na początku sezonu. Jeżeli podtrzyma dyspozycję, może okazać się kluczem do utrzymania tempa Manchesteru City i Liverpoolu. Jednak jeśli znany nam już od dawna z boisk Premier League zawodnik ponownie zaliczy zastój, nie uwolni się od łatki rozczarowania.

5. Jack Grealish

Kasa nie zawsze gra – obok Lukaku mamy tutaj kolejny przykład. W naszym rankingu wylądował bowiem najdroższy piłkarz w historii angielskiego futbolu. Letni transfer Grealisha na Etihad był jednym z najważniejszych wydarzeń ostatniego lata. Kibice wielu klubów czołówki marzyli o gwieździe Aston Villi. Ostatecznie wyścig wygrali właśnie Obywatele. Sympatycy rywali mogą jednak pozwolić sobie na odrobinę uszczypliwości.

Anglik nie wniósł bowiem efektu „wow”, jakiego należałoby oczekiwać. W końcu kosztował 100 milionów funtów. Powinien grać pierwsze skrzypce nawet w naszpikowanej fenomenalnymi graczami ekipie Guardioli. Nie mówimy tutaj o ciągnięciu jej za uszy, jak robił to z Aston Villą, lecz za takie pieniądze powinien zostać jej liderem. Tymczasem kompletnie się nie wyróżnia. Właściwie, to nawet nie można nazwać go częścią podstawowej jedenastki. Nie bronią go też liczby – ma na koncie udział tylko przy czterech golach w lidze.

Sam zawodnik przyznał, że przenosiny na Etihad okazały się większym wyzwaniem, niż początkowo sądził. Musi dostosować się do zupełnie nowej sytuacji. Na Villa Park wszystko było ustawiane pod niego. Teraz to on musi wpasować się w zbalansowany, wymagający system, przynoszący fenomenalne wyniki. Co prawda Manchester City prowadzi w tabeli Premier League, ale ich letni nabytek, przynajmniej na razie, nie ucieknie od łatki „rozczarowania”. Musi pokazać na murawie dużo więcej.

4. Saúl Ñíguez

Gdy hiszpański pomocnik trafiał na Stamford Bridge, nikt nie spodziewał się fajerwerków. To miało być tylko uzupełnienie składu. I chociaż poprzedniego sezonu Saúl nie mógł określić mianem udanego, to każdy, kto pamiętał jego występy w koszulce Los Colchoneros, miał prawo oczekiwać, że okaże się dla Thomasa Tuchela naprawdę użytecznym piłkarzem.

Co z tego wyszło? Raczej nic, z czego warto się cieszyć. Hiszpan od przenosin do Londynu wygląda na kompletnie zagubionego. Brakuje mu dynamiki, przekonania i spokoju w podejmowaniu decyzji. Wygląda, jakby pierwszy raz miał okazję grać na naprawdę wysokim poziomie i po prostu nie dojechał. A to przecież były finalista Ligi Mistrzów i zaledwie 27-letni zawodnik! Już debiut w spotkaniu z Aston Villą mógł sprawić, że w głowach kibiców zapaliła się czerwona lampka.

Wychowanek Atleti został zmieniony po 45 minutach gry i właśnie w tym momencie The Blues zaczęli powoli odzyskiwać kontrolę nad meczem. Od tamtej pory wystąpił w lidze tylko czterokrotnie – głównie z powodów problemów kadrowych Chelsea. Tuchel korzysta z niego tylko w sytuacjach awaryjnych lub przy okazji spotkań pucharowych. Na jego obronę może przemawiać fakt, że jest tylko wypożyczony i najprawdopodobniej po zakończeniu kampanii opuści stolicę Anglii. Jeśli nie zobaczymy żadnej zmiany, to skończy przygodę w Premier League z łatką gigantycznego rozczarowania.

3. Pierre-Emerick Aubameyang

Rozczarowania w tym sezonie Premier League? Nie ma opcji, żeby pominąć tutaj Gabończyka. Napastnik Arsenalu miał być liderem londyńskiego zespołu podczas jego przebudowy, a ostatnio stał się chodzącym problemem. Słaba forma to już nic dziwnego, bo od ponad roku ma kłopoty ze skutecznością oraz utrzymaniem wysokiej dyspozycji. Teraz doszły do tego jeszcze kwestie dyscyplinarne.

Ostatnio Mikel Arteta odsunął go od zespołu. Przypomnijmy, że do tej pory napastnik był kapitanem Kanonierów. Niestety, w kluczowym momencie kompletnie się z tej roli nie wywiązał. Teraz wydaje się, że jego dni na Emirates są już policzone. A najbardziej rozczarowujący jest fakt, że zespół najprawdopodobniej kompletnie nie odczuje jego absencji. Cztery ligowe gole strzelone w tych rozgrywkach nie są czymś wyjątkowym, a wpływ na postawę zespołu był znikomy.

Te fatalne rozgrywki to dla niego prawdziwa kumulacja nieszczęść: zarówno na polu sportowym, jak i osobistym. W odpowiednim skupieniu na powrocie do formy z pewnością nie pomogła choroba mamy oraz przejście malarii. Te dwa zdarzenia tylko dodatkowo utrudniły odnalezienie dawnego siebie. Gość, który ciągnął Arsenal za uszy, już dawno odszedł w zapomnienie. I raczej na pewno już nigdy nie będzie zachwycał kibiców zasiadających na trybunach Emirates.

2. Jadon Sancho

Ileż czasu Manchester United robił podchody pod skrzydłowego Borussii Dortmund? Ile razy słyszeliśmy, że kluby wciąż nie mogą osiągnąć porozumienia co do kwoty transferu? Tego lata wreszcie udało się dogadać. Jadon Sancho trafił na Old Trafford za około 80 milionów funtów. Biorąc pod uwagę cenę oraz to, jak długo się za nim uganiały Czerwone Diabły, wydawać by się mogło, że mają na niego jasny pomysł.

Okazało się, że niekoniecznie. Przez pierwsze kilka miesięcy reprezentant Anglii nie pokazał w koszulce z diabełkiem na piersi praktycznie nic ciekawego. Jeżeli pojawiał się na murawie, to z reguły z ławki i występował raczej w roli statysty. Efektowne, dynamiczne akcje, jakimi brylował w Niemczech? Tego pod wodzą Ole Gunnara Solskjæra nie pokazał chyba ani razu. Od zwolnienia Norwega można jednak dostrzec u niego pewien progres.

Otworzył już swoje konto strzeleckie w nowych barwach, zdaje się stanowić ogniwo pierwszej jedenastki Ralfa Rangnicka i powolutku odzyskuje pewność siebie. Niemniej, to nie jest w stanie w pełni uchronić go od krytyki. Pierwsza część rozgrywek w jego wykonaniu to wręcz bolesna przeciętność. Pomimo tego można zakładać, że wejdzie na zdecydowanie wyższy poziom. W końcu umiejętności ma ogromne. Nieraz już widzieliśmy zawodników, którzy potrzebowali sporo czasu na aklimatyzację.

1. Harry Kane

Po double-double z poprzedniej kampanii oczekiwania, naturalnie, były wysokie. Tym bardziej że Kane jako kapitan poprowadził reprezentację Anglii do finału Euro. Nikt nie spodziewał się, że pierwsza połowa sezonu 2021/22 okaże się aż tak nieudana dla gwiazdora Tottenhamu. Zaraz kończymy rok, a on ma na koncie zaledwie cztery ligowe gole!

Od startu rozgrywek trafiał tylko przeciwko Newcastle United, Wolverhampton Wanderers, Pacos de Ferreira, słoweńskiej Murze, Węgrom, Andorze, Polsce, Albanii i San Marino, a dopiero ostatnio do tej listy dołączyły Liverpool, Crystal Palace oraz Southampton. Krótko mówiąc – lista zdobyczy nie powala, zwłaszcza, jak na zawodnika, który uwielbia strzelać bramki przeciwko naprawdę mocnym rywalom. 28-latek zupełnie nie przypomina samego siebie i wszyscy zachodzą w głowę, co się z nim dzieje.

Bez dwóch zdań można typować go do miana największego rozczarowania tego sezonu Premier League. Wielu kibiców z pewnością typowała go jako kandydata do korony króla strzelców i najlepszego zawodnika ligi. Na czym polega jego problem? Trudno powiedzieć. W teorii dochodzi do sytuacji podobnej jakości, co w poprzednich latach (na to wskazuje xG). Oddaje też podobną liczbę celnych strzałów. Może więc po prostu potrzebuje dwóch-trzech meczów z golem z rzędu, by na dobre się odblokować? Dopóki to się jednak nie stanie, trudno nie czuć zawodu, oglądając jego grę.