Święta Bożego Narodzenia. Tak długo wyczekiwane przez nas wszystkich standardowo trwają zaledwie dwa dni. Może trzy, jeśli włączymy do tego Wigilię. Wyczekujemy tego spotkania z bliskimi, rozpakowywania prezentów, wyśmienitych dań typowych tylko dla tego czasu czy też zapachu choinki. Jednak dla fanów Premier League piłkarskie święta trwają cały grudzień. To najbardziej zapracowany okres drużyn – liga pędzi jak szalona, szczególnie w okresie Boxing Day. Pewnego roku jednak angielska ekstraklasa przeszła samą siebie, a bramki, jakie padły przez te 31 dni to prawdziwe perełki. BBC Goal of the Month December 2006 to prawdopodobnie najlepszy konkurs na najpiękniejsze trafienie miesiąca, jaki kiedykolwiek miał miejsce w historii futbolu.

Grudzień do prawdy jest niesamowity. Jeden środek tygodnia zarezerwowany na Ligę Mistrzów. Jeden na Carabao Cup. A tak Premier League gra praktycznie cały czas (w tym roku z wiadomych przyczyn może być odrobine inaczej). Zespoły grają wtedy blisko 5-6 kolejek, a mecze wydają się nie kończyć. Nie, żebym na to narzekał, sam uwielbiam corocznie podziwiać ten angielski maraton. Choć niewątpliwie natłok spotkań obfituje nam w masę wspaniałych zagrań czy bramek, zazwyczaj wartych zapamiętania jest co najwyżej 2-3. Resztę po krótkim czasie wymazujemy z pamięci. Czasami trzeba nawet naciągać pewne trafienia, by stworzyć tę magiczną liczbę 7-8 kandydatów do nagrody miesiąca.

Na takie problemy 15 lat temu nie mogli narzekać dziennikarze BBC. Ostatni miesiąc 2006 roku był pod tym względem wyjątkowy, a wręcz można rzec legendarny. Choć ostatecznie triumf odniósł Paul Scholes, jego rywale nie ustępowali rudowłosemu Anglikowi ani na krok. A czołowa piątka to spokojni kandydaci do bramki roku. Oto przed Wami subiektywny ranking najefektowniejszych goli z tamtego okresu!

10. Keith Gillespie (Sheffield United 2-1 Charlton, 02 grudnia 2006)

Keith Gillespie w ciągu swojej kariery rozegrał ponad 230 spotkań na poziomie Premier League. Mało kto pamięta, ale prawy pomocnik był częścią wymiany Manchesteru United z Newcastle w styczniu 1995 roku. Walijczyk i 6 milionów funtów w gotówce przekonały włodarzy Srok, by oddać na Old Trafford Andy’ego Cole’a. Choć wiadomo, kto zrobił na tym lepszy interes, Gillespie na St. James’ Park przeżył najlepsze lata swojej kariery, zdobywając z zespołem wicemistrzostwo Anglii oraz rozgrywając kilkanaście spotkań w Lidze Mistrzów.

Najbardziej znany pozostaje jednak z trafienia przeciwko Charltonowi w barwach Sheffield United zaraz na początku grudnia 2006 roku. Kilka miesięcy po awansie do Premier League ekipa z Bramall Lane przez większą część następnej kampanii balansowała na granicy strefy spadkowej. The Addicks okupowali 20. pozycję w tabeli, Szable natomiast przystępowały do meczu z 18. lokaty, więc doszło do przysłowiowej bitwy o sześć punktów.

To właśnie Keith został bohaterem tego starcia. W 88. minucie popisał się fenomenalnym wolejem z 25 metrów, zapewniając kluczowe trzy oczka. Po wybiciu piłki głową przez jednego z obrońców rywali Gillespie uderzył bez zastanowienia nad wszystkimi piłkarzami w polu karnym, umieszczając piłkę tuż przy prawym słupku.

9. David Bentley (Reading 1-2 Blackburn Rovers, 16 grudnia 2006)

Jeden z dwóch przedstawicieli The Riversiders w tym zestawieniu. Przejście na Ewood Park w styczniu 2006 roku po półrocznym wypożyczeniu okazało się dla wychowanka Arsenalu strzałem w dziesiątkę. Bentley rozbłysnął pełnią blasku, stając się jednym z najlepszych skrzydłowych ligi. Zaraz po transferze strzelił hat-tricka Manchesterowi United, w dodatku zaprowadził swój zespół do europejskich pucharów. Sam zresztą został katem Wisły Kraków, gdy przy Reymonta strzelił decydującą bramkę (na 2:1) w pierwszym spotkaniu fazy grupowej Pucharu UEFA.

Drugi sezon w jego wykonaniu równie dobry już nie był. Rovers na Madejski Stadium zjawili się jako 17. ekipa Premier League, a miano objawienia ekstraklasy pozostawało jedynie pięknym wspomnieniem. Podobnie jak wspomniany wyżej Gillespie, również Bentley zdobył przepiękną, decydującą o ostatecznym wyniku bramkę, gdy na zegarze zbliżała się 90. minuta. Prawy pomocnik przejął piłkę na połowie boiska. Następnie pognał z nią kilkadziesiąt metrów tak szybko, jakby co najmniej ścigał się na 100 metrów z Usainem Boltem i ze skraju pola karnego posłał bombę na bramkę rywali.

8. Robin van Persie (Watford 1-2 Arsenal, 26 grudnia 2006)

Ach, co to były za czasy dla fanów Kanonierów. Bramki strzegł Jens Lehmann. W obronie grywał William Gallas i Kolo Touré. Z kolei w pomocy występowali Gilberto Silva, Cesc Fàbregas oraz Tomáš Rosický, a linię ataku tworzyli Robin van Persie z Thierrym Henrym. Ta ekipa pod wodzą Wengera poprzedniego sezonu dotarła do samego finału Ligi Mistrzów, gdzie musiała finalnie uznać wyższość Blaugrany.

Zaledwie kilka miesięcy później już tak kolorowo to nie wyglądało. Zespół z Emirates Stadium ledwo wygrał słabą grupę najbardziej elitarnych kontynentalnych rozgrywek z CSKA Moskwa, Hamburgiem oraz Porto, a w lidze musieli oglądać plecy całej czołówki. W Boxing Day piłkarze stołecznej drużyny wybrali się na Vicarage Road i nie mogli sobie pozwolić na kolejną wpadkę.

Faworyci starcia długo nie mogli ponownie objąć prowadzenia, po tym, jak przed gwizdkiem na przerwę Szerszenie odpowiedziały na trafienie Gilberto. Od czego jednak ma się w składzie Robin van Persie. Holender pod presją czasu wziął sprawy w swoje ręce i kiedy otrzymał doskonałe podanie od Walcotta, pognał na prawej flance na bramkę przeciwników. Zbliżając się do szesnastki, ściął do środka, przełożył piłkę na drugą nogą, kompletnie gubiąc obrońcę, i oddał strzał przy lewym słupku. Cudo!

7. Frank Lampard (Everton 2-3 Chelsea, 17 grudnia 2006)

Tim Howard wpuścił w tym spotkaniu aż 3 gole, ale ciężko mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Rzadko zdarza się, by puścić 3 trafienia aż takiej urody jak te grudniowego popołudnia (o jednym z nich za chwilę). Nawet pierwsza bramka, choć ostatecznie sklasyfikowana jako samobój ze strony Amerykanina, padła po znakomicie wykonanym rzucie wolnym przez Ballacka. Jednak później było jeszcze bardziej okazale.

Chelsea szukała gola wyrównującego na 2:2 na Goodison Park i dopiero na 9 minut przed końcem dopięła swego. Choć Frank Lampard strzelił aż 136 goli w angielskiej elicie, mało który był tak zdumiewający, jak ten w końcówce przeciwko drużynie Davida Moyesa. Powodzenie tej próby to zapewne jakiś ułamek procenta – można by rzec, posługując się terminologią ze snookera tzw. kick and hope. Na 100 prób 90 z nich wylądowałoby na wyższych piętrach trybun obiektu gospodarzy. Jednak rakieta posłana przez legendę The Blues zatrzepotała w sieci gospodarzy.

6. Morten Gamst Pedersen (Blackburn Rovers 1-3 Newcastle United, 09 grudnia 2006)

Drugi zawodnik Blackburn w tym legendarnym gronie. W ciągu swojej całkiem długiej kariery Pedersen miał talent do pakowania piłki do sieci w iście spektakularny sposób. Latem 2005 roku wolej w spotkaniu z Fulham dał mu jedna nagrodę Bramki Miesiąca w Premier League w sierpniu. Ale w rozgrywki 06/07 norweski skrzydłowy Blackburn wszedł bardzo blado, do 17. kolejki i starcia z Newcastle w swoim dorobku miał zaledwie 1 gola i 2 asysty. Po drodze jednak zdobył kolejną olśniewającą bramkę, gdy z ostrego kąta, niczym Marco van Basten, trafił przeciwko Węgrom w ramach eliminacji do Euro 2008. Kto nie widział, niech koniecznie sobie to odwinie.

Trafienie ze Srokami wlało trochę nadziei fanom Blue & Whites na zdobycie choćby jednego punktu w tej potyczce. Choć ostatecznie do tego nie doszło, Pedersen dał im tego popołudnia ten jedyny powód do radości. Były gracz Tromsø otrzymał piłkę na lewym skrzydle, przełożył sobie próbującego interweniować obrońcę i zszedł z nią do środka. Będąc kilka metrów od pola karnego, zdecydował się uderzyć na bramkę Shaya Givena. Na pierwszy rzut oka piłka zmierzała w prawą stronę, ale Pedersen nadał jej taką rotację, że skręciła ku bliższemu słupkowi i zatrzepotała w sieci.

5. Tom Huddlestone (Man City 1-2 Tottenham, 16 grudnia 2006)

Dla Huddlestone’a kampania 06/07 okazała się sporym przełomem w jego karierze. Po serii wypożyczeń w końcu dłużej został na White Hart Lane i powoli przebijał się do roli regularnego gracza wyjściowej jedenastki. Defensywny pomocnik zyskał markę jednego z najbardziej ekscytujących piłkarzy młodego pokolenia w Anglii. Do tego stopnia, że Martin Jol kierujący wówczas Kogutami porównywał go do legendarnego Franza Beckenbauera pod względem wszechstronności, umiejętności rozgrywania i strzału z dystansu.

Ta ostatnia cecha ukazała w najlepszy możliwy sposób się grudniowego popołudnia na Main Road, kiedy to zdobył swoją pierwszą bramkę w Premier League.  Po miękkiej wrzutce Hossama Ghaly’ego z prawej strony Huddlestone bez zastanowienia kropnął z około 20 metrów. Jako jedyny w tym zestawieniu uderzył nisko, tuż nad murawą – natomiast równie efektownie co pozostała dziewiątka. Wychowanek stołecznej ekipy pokazał swój kunszt w całej okazałości. Szkoda jedynie, że przy tak pustym stadionie The Citizens.

4. Didier Drogba (Everton 2-3 Chelsea, 17 grudnia 2006)

Nie minęło 7 minut w niebieskiej części Merseyside, a ekipa Jose Mourinho strzeliła kolejnego, a jak się potem okazało również decydującego gola. Drogba grał w barwach The Blues kapitalny sezon – został wybrany do jedenastki roku Premier League według zawodników oraz drużyny roku UEFA, a także zdobył tytuł Piłkarza Roku Afryki.

Po dalekim wykopie Henrique Hilário, walkę o górną piłkę w środku pola wygrał Andriy Shevchenko, który zgrał ją do partnerującego mu w linii ataku Drogby. Iworyjczyk, kontrolując kątem oka ustawienie Howarda w bramce, przyjął sobie futbolówkę na klatkę piersiową, pozwolił jej się odbić od ziemi i posłał ją wysokim łukiem do sieci rywali. Było to jedno z jego 20 trafień w sezonie 06/07 na poziomie angielskiej ekstraklasy, które pozwoliły mu sięgnąć w ostatecznym rozrachunku po Złotego Buta.




3. Matthew Taylor (Portsmouth 2-0 Everton, 09 grudnia 2006)

Trzeba przyznać, że Tim Howard w tamtym miesiącu miał szczęście (lub raczej pecha) do fantastycznych uderzeń, jakie leciały w jego kierunku. To już trzeci raz, kiedy jego nazwisko przewija się przy okazji plebiscytu BBC Goal of the Month. Aczkolwiek zanim Amerykanin przyjął dwa trafienia z listy od piłkarzy Chelsea, najpierw otrzymał nokautujący cios od Matthew Taylora.

W potyczce z The Toffees były młodzieżowy reprezentant Anglii po krótkiej przebitce w środku pola, uderzył, ile tylko fabryka dała z 40-50 metrów na bramkę przeciwników. Strzał okazał się tak soczysty, a zarazem dokładny, że Howard mógł jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem.

Co ciekawe podobnie jak były bramkarz Manchesteru United, również i Taylor mógłby na tej liście znaleźć się więcej niż raz. Wystarczyłoby wydłużyć ją o kolejne 2-3 gole. Trafienie z Evertonem dało mu tyle pewności siebie, że tydzień później na Emirates Stadium równie przepięknym wolejem pokonał Jensa Lehmanna.

2. Paul Scholes (Aston Villa 0-3 Manchester United, 23 grudnia 2006)

Paul Scholes to ten typ piłkarza, któremu na przestrzeni kariery udało się strzelić kilka bramek naprawdę wyjątkowej urody. Pochodzący z Salford piłkarz posiadał niezwykłą technikę i umiejętność celnego przymierzenia z dystansu, często dając popis kibicom klubu z Old Trafford. Rozstrzygający gol z dystansu przeciwko Barcelonie w półfinale Ligi Mistrzów, bramka po idealnym woleju z Bradford City itd. Jednak numerem jeden na jego liście (również zdaniem samego piłkarza) pozostaje bez wątpienia trafienie z Aston Villą.

Po rozegraniu rzutu rożnego przez Giggsa, piłkę z pola karnego wysoko wybił jeden z obrońców The Villans. Tam, na około 20 metrze już czekał na nią rudowłosy pomocnik, który bez wahania przymierzył pod samą poprzeczkę bramki przeciwników. Ten gol to idealne połączenie siły, precyzji i gigantycznej pewności siebie. A dźwięk poprzeczki i krótka pauza komentatora, któremu po prostu odebrało mowę, tylko dodaje dramaturgii całemu zdarzeniu. Niewielu jest graczy na świecie, którzy mogliby powalczyć o rekonstrukcję takiego uderzenia.

Jak już wcześniej wspomniałem, dzięki tej bramce Anglik wygrał grudniowy plebiscyt BBC Goal of the Month. Jednak na koniec sezonu to nie jego wirtuozeria została wybrana najlepszym trafieniem roku. Według jurorów przebił go kolega z drużyny, Wayne Rooney, który wykończył kapitalny kontratak przeciwko Boltonowi.




1. Michael Essien (Chelsea 1-1 Arsenal, 10 grudnia 2006)

Choć mi na zawsze Ghańczyk będzie kojarzył się z trafieniem przeciwko Barcelonie w Lidze Mistrzów, kilka lat wcześniej popisał się równie soczystym uderzeniem na Stamford Bridge. Niektórzy powiedzą, że może nawet bardziej urodziwym niż na początku półfinałowego starcia w najgorzej sędziowanym spotkaniu w historii futbolu.

Podobnie jak w wielu przypadkach w tym zestawieniu, Chelsea musiała gonić wynik w samej końcówce, a nasz bohater w spektakularny sposób zapewnił jej punkty w starciu z Kanonierami. Kilka minut wcześniej na prowadzenie gości wyprowadził Flamini. Radość ekipy Wengera nie trwała jednak długo, gdyż w 84. minucie Michael Essien popisał się strzałem w stylu słynnego Roberto Carlosa.

Pomocnik posłał z prawej strony piłkę w ten sposób, że ta dokręcała się do lewego słupka, pozostawiając bez szans na interwencję Jensa Lehmana. Całe ten urok podkreśla jeszcze powtórka w zwolnionym tempie. Widać tam, jak futbolówka przecina powietrza i zakręca do siatki. Didier Drogba robi nawet minimalny unik, by przypadkiem nie zmienić na torze lotu piłki. Gol ten pozwolił przedłużyć Chelsea swoją serię bez porażki na własnym obiekcie, która trwała jeszcze prawie 2 lata. Sam gol zresztą został potem uznany Bramką Roku w klubie, a Essien na gali zdobył również nagrodę dla Piłkarza Sezonu.

Myślę, że to godny zwycięzca tego legendarnego zestawienia. Po prostu nie do opisania. Zresztą zobaczcie sami!