Niemal 27 lat. Tyle czasu Sir Alex Ferguson nieustannie pracował jako menedżer Manchesteru United. Wynik wprawdzie imponujący, jednak dzisiaj przyjrzymy się trenerom, którzy na swoich stanowiskach spędzili mniej czasu… i to znacznie mniej. 

Historia zawsze jest jakaś, jest zawsze czyjaś. W “Kronikach angielskiej piłki” przedstawiamy te bardziej lub mniej znane historie związane z brytyjskim futbolem. Jedno jest natomiast pewne – wszystkie są jedyne w swoim rodzaju!

Beat it

Zaczniemy od dobrze znanego nazwiska w polskiej piłce. Przed objęciem Legii Warszawa, Henning Berg zaliczył krótką przygodę w Blackburn Rovers. I słowo krótką najlepiej oddaje okres jego pracy. Norweg utrzymał posadę przez 57 dni. Zaczął w listopadzie, pierwszy mecz wygrał mniej więcej po miesiącu i jak się później okazało, jedyny z całych dziesięciu. Tuż po Boxing Day został zwolniony (według portalu Transfermarkt dokładnie 27 grudnia).

Myślę, że zarząd Blackburn spojrzał na to, podniósł ręce i powiedział, że się pomylili i dlatego działali tak szybko – powiedział w rozmowie cytowanej przez BBC Kevin Gallacher, były napastnik Blackburn, który grał razem z Bergiem w barwach Rovers.

Z pobytu późniejszego mistrza Polski na wyspach można przytoczyć jeszcze jedną historię. Brytyjskie media informowały, że menedżer podobno wybiegł z klubowej imprezy bożonarodzeniowej, po tym, jak kazano mu nosić perukę Michaela Jacksona i tańczyć na scenie. Cóż, może nie chciał wywołać wilka z lasu śpiewając Beat It.

A imię jego czterdzieści i cztery

Zbawcą Leeds może nie został, ale Brian Clough zapisał się w historii angielskiej piłki jako menedżer, którego kadencja trwała całe 44 dni. To od samego początku nie mogło się udać. Angielski szkoleniowiec wielokrotnie wcześniej krytykował drużynę Leeds. O tej burzliwej relacji z 1974 roku nawet nakręcono film pt. “The Damned United”

Pawie pod wodzą Clougha zdobyły cztery punkty w sześciu ligowych meczach. Zaledwie siedem tygodni po przybyciu na Elland Road, szkoleniowiec został zwolniony, ale zapewnił, że jego umowa została w pełni opłacona. Oznaczało to, że otrzymał wypłatę w wysokości około 100 000 funtów. Zaledwie kilka godzin po zwolnieniu, pojawił się w programie telewizyjnym na żywo, obok swojego poprzednika z Leeds, Dona Reviego. W pewnym momencie programu Revie zapytał dopiero co zwolnionego, dlaczego podjął tę pracę, skoro był wobec nich otwarcie krytyczny. Otrzymał następującą odpowiedź. “Bo to była najlepsza praca w kraju. Przejmowałem mistrzów ligi. Chciałem zawalczyć o Puchar Europy i go wygrać. Chciałem zrobić coś, czego ty nie zrobiłeś”.

Żeby nadać kontrastu, Brian Clough później pracował w Nottingham Forest, z którym wywalczył dwa Puchary Europy, i które prowadził przez ponad 270 spotkań.

Świąteczne prezenty

Pozostając w Nottingham, 28 grudnia 2012 roku na City Ground przybywa Alex McLeish. Lekko spóźniony świąteczny prezent nie przetrwał nawet do Wielkanocy. Szkot poprowadził klub w siedmiu spotkaniach i 5 lutego pożegnał się ze stanowiskiem. Słabe wyniki nie były jedynym powodem rozłąki. Fakt, że jedna wygrana i dwa remisy nie usprawiedliwiały pracy menedżera, ale to konflikt z kuwejskimi właścicielami odegrał fundamentalną rolę. 54-letni Szkot jako powód odejścia podał “różnice w zrozumieniu strategii rozwoju” w klubie. Obie strony miały inną wizję polityki transferowej. McLeish był rozgniewany brakiem pozyskania piłkarzy przez klub podczas styczniowego okienka transferowego. W ostatnich minutach okna nie wypalił transfer Georga Boyda, gdy pomocnik Peterborough nie przeszedł testów medycznych.

Po zwolnieniu McLeisha Nottingham zaczęło szukać swojego czwartego menedżera od lipca.

W odmiennym nastroju święta Bożego Narodzenia spędzał Les Reed. Anglik w listopadzie 2006 roku objął stanowisko trenera Charlton. Pod jego wodzą The Addicks odpadli z dwóch pucharów z niżej notowanymi przeciwnikami i wygrali jeden ze wszystkich ośmiu meczów pod wodzą 54-latka. 24 grudnia było już pozamiatane i jako prezent pod choinkę, Reed dostał list z wypowiedzeniem. 

Menedżer jakich mało

Karuzela trenerska, jaka kręciła się w Swansea w latach 90., mogłaby zapełnić cały ten tekst. W półtora roku na Liberty Stadium pracowało w sumie sześciu menedżerów. Jednak historie dwójki z nich są szczególnie godne uwagi. Kevin Cullis wytrzymał 7 dni, natomiast Micky Adams 13. Niestety te wspaniałe kadencje nie nastąpiły po sobie. Cullis swoje mecze przegrał w lutym 1996, a Adams w październiku 1997. 

Co do przyczyn odejścia tego pierwszego pozostaje wiele niewiadomych. Zagadką pozostaje czy Cullisa zwolniono, czy sam podał się do dymisji. Pomimo zaledwie tygodnia spędzonego na stanowisku trenera, wypowiedzi z tamtego okresu sugerują, że był to bardzo intrygujący moment w historii Swansea. Cullis był uparty w wywiadach, mówiąc, że gra jest taka sama, niezależnie czy to „Inter Mediolan czy Cradley”. Chciał sześciu nowych graczy, twierdząc, że kilku z nich, nie jest wystarczająco dobrych.

Kiedy spotkałem graczy, aby im to powiedzieć, byli bardzo spokojni, bardzo stonowani – powiedział ówczesny menedżer Łabędzi.

A co na to drużyna?

Byliśmy przerażeni – napisał bramkarz Roger Freestone w swojej autobiografii – myślałem, że to żart. Po pierwszym treningu powiedział, że jego zdaniem graliśmy najlepiej od dłuższego czasu, ale to był najgorszy trening, jaki widziałem od lat. Wszyscy chłopcy spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem.

Kevin Cullis wziął to chyba do siebie albo stwierdził, że jeden trening przeprowadzony przez niego wystarczy na zaś.

Zadzwonił do mnie i powiedział, że jest zbyt zajęty, aby brać udział w treningu, ponieważ szuka zawodników – mówi Jimmy Rimmer, pełniący wówczas rolę zastępcy trenera – tak samo było następnego dnia i kolejnego. Gracze po prostu się z niego śmiali.

7-dniowy epizod skrywa znacznie więcej takich cytatów, ale pora przejść do drugiego wieczystego trenera. Micky Adams dostał obietnicę otrzymania pieniędzy na wzmocnienie drużyny. Po niespełna dwóch tygodniach zorientował się, że obiecane fundusze nie nadejdą i uciekł z Walii. W sezonie 1997/1998 pracował jako menedżer w trzech brytyjskich klubach. Kolejno w Fulham, Swansea i Brentford. Sezon 98/99 rozpoczął już jako asystent w Nottingham Forest.

Szybkie odejście i jeszcze szybszy powrót

Podobnie do Adamsa, następny menedżer również nie zamierzał czekać na niemożliwe. Martin Ling przeniósł się na Abbey Stadium 27 lipca 2009 roku, aby zastąpić Gary’ego Brabina, ale zrezygnował po 9-dniowej serii sporów z prezesem Cambridge United, Georgem Rollsem. 

Jestem w grze od 27 lat i nie odszedłbym od zobowiązania, gdybym nie uważał, że to słuszne. Wszyscy wiedzą, co się stało – mówił Anglik na konferencji po swoim powrocie.

Dokładnie 8 dni po odejściu, wrócił do klubu, by znowu prowadzić Cambridge. Skąd ta nagła zmiana decyzji? Powodem było odejście prezesa Rollsa. Nie było jednej strony sporów, w związku z tym druga mogła w spokoju pracować i pracowała do 2011 roku. 

And the winner is?

Co można zrobić w 10 minut? Na przykład zrobić serię na barki, strzelić 5 bramek w Bundeslidze (z minutą zapasu), przeczytać tekst na stronie Angielskie Espresso, obejrzeć wszystkie części Shreka na maksymalnym przyspieszeniu oraz można zaliczyć najkrótszą przygodę trenerską w historii angielskiej piłki.

Tym właśnie osiągnięciem zasłynął Leroy Rosenior. Angielski menedżer dokonał tego, pracując w czwartoligowym wówczas Torquay United. To nie była jego pierwsza przygoda z tą ekipą, w 2002 roku został szkoleniowcem drużyny po raz pierwszy. W drugim sezonie pracy wywalczył awans do League One, jednak radość nie trwała długo i po sezonie Torquay wróciło do League Two, a Rosenior pożegnał się z posadą. W 2007 roku Anglik wrócił do klubu, po krótkiej przygodzie z reprezentacją Sierra Leone. Druga kadencja trwała aż 10 minut. Skąd ten absurdalny wynik? W tym samym dniu Torquay zostało sprzedane miejscowemu konsorcjum, na którego czele stał Chris Boyce. Nowi właściciele mieli już swojego kandydata i tak zwolniono Leroya Roseniora, a w jego miejsce zatrudniono Paula Buckle’a z Exeter City. Przytoczony przypadek jest oficjalny, a niechlubny rekord ciężki do pobicia. W wywiadzie z 2017 roku dla The Telegraph rekordzista tak wspominał tamte wydarzenia.

Prezes do mnie zadzwonił i powiedział, że szuka kupca dla klubu, ale nie ma menedżera. Zapytał, czy mogę pójść na konferencję prasową. Wkrótce zadzwonił ponownie i wyznał, że podczas trwania konferencji sprzedał klub. Nowi właściciele przeprowadzili swojego człowieka. 

Przykładów szybkich kadencji jest wiele. Do zestawienia jako krótkie, jak jego czas pracy, wtrącenie można dodać Dave’a Basseta, który wcześniej pewnie dzierżył rekord najkrótszej pracy w roli trenera. Ustalił poprzeczkę na czterech dniach, spędzonych na stołku menedżerskim w Crystal Palce. Stwierdził, że praca w drużynie Orłów jest nie dla niego i podążając za głosem serca, wrócił do ukochanego Wimbledonu. Czasy długoletnich kadencji jak ta Fergusona prawdopodobnie nigdy już nie wrócą, ale można sądzić, że przygody pokroju tych Roseniora czy Cullisa mogą się jeszcze przydarzyć. W końcu rekordy są po to, żeby je bić.