Pojedynki Manchesteru United z Arsenalem w ostatnich latach zazwyczaj nie dostarczały nam wielu emocji. Wystarczy wspomnieć, że w ostatnich 5 takich starciach ani razu nie padły więcej niż 2 gole, a zaledwie raz zdarzyło się, aby obie ekipy trafiły do siatki. Jednak kto odpuścił sobie mecz zamykający 16. kolejkę w Premier League i w czwartkowy wieczór nie włączył telewizora, powinien żałować. Na Old Trafford obejrzeliśmy ciekawe, ofensywne widowisko z golami, zwrotami akcji i sytuacją bez precedensu. 

Mecz odważnie zaczęli goście, którzy już na samym początku mieli serię 3 rzutów rożnych z rzędu. Po jednym z nich piłkę tuż sprzed linii bramkowej wybił Marcus Rashford i uratował swój zespół przed szybką stratą gola. United odpowiedziało celnym uderzeniem Dalota zza pola karnego. Po chwili po ładnej akcji Arsenalu strzał Aubameyanga obronił De Gea. W podobnej sytuacji po drugiej stronie boiska Ronaldo znacznie chybił.

W 13. minucie meczu doszło do absurdalnego wydarzenia. Po rzucie rożnym dla Arsenalu piłka została wybita przed pole karne, a Smith Rowe uderzył z półwoleja. W bramce nie było jednak De Gei. Hiszpan leżał na murawie i zwijał się z bólu, a piłka po niezbyt mocnym strzale gracza Arsenalu wleciała do siatki. Początkowo sędzia gola nie uznał, używając gwizdka w momencie, gdy futbolówka przekraczała linię bramkową. Trudno stwierdzić czy była już za linią, czy jeszcze przed – decydowały bowiem ułamki sekund. Nikt nie wiedział jednak co tak naprawdę stało się z bramkarzem United. Dopiero powtórki pokazały, że piłkarzem, który faulował Hiszpana był… Fred! Pomocnik gospodarzy przez swoją niezdarność nadepnął na kolegę z drużyny, co spowodowało jego uraz. VAR wszystko zakomunikował arbitrowi głównemu i po chwili gol został uznany.

Przebudzenie United

Początek meczu był jednak dużo lepszy w wykonaniu Arsenalu, niż kolejne minuty pierwszej połowy. United coraz śmielej atakowało i przejmowało inicjatywę. Zaskakująco aktywny był dzisiaj Harry Maguire, który podłączał się do ofensywy i często wysoko odbierał piłki. Dwa razy spróbował swoich sił uderzeniami zza pola karnego i po jednym z tych strzałów Ramsdale musiał interweniować. Gospodarze wyrównali chwilę przed przerwą za sprawą Bruno Fernandesa. Portugalczyk wreszcie się przełamał, a asystę przy tym trafieniu zaliczył Fred. Brazylijczyk częściowo zrehabilitował się za stratę pierwszej bramki, a to nie był jeszcze koniec jego ofensywnych wyczynów.

Tak jak pierwszą połowę lepiej zakończyli piłkarze United, tak też znacznie lepiej rozpoczęli drugą. W 52. minucie Ronaldo trafił do siatki i zdobył tym samym swojego 800. gola w karierze. Podawał mu Marcus Rashford, który jednak poza tą akcją zaliczył bardzo bezbarwny występ. Kibice zgromadzeni na Old Trafford nie cieszyli się jednak z prowadzenia zbyt długo. Dwie minuty później podopieczni Artety przeprowadzili bliźniaczą akcję prawą stroną i wyrównali. Rolę Ronaldo przejął Odegaard, a w Rashforda zamienił się Martinelli.

Poza tym trafieniem, gra Arsenalu pozostawiała jednak wiele do życzenia. Przebłyski indywidualnej magii pokazywał Martinelli, który kilkukrotnie podejmował się prób dryblingu. Remis byłby korzystnym wynikiem dla gości, ale w 70. minucie nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym zachował się Odegaard. Norweg zaatakował wślizgiem Freda i po interwecji VAR-u sędzia słusznie wskazał na wapno. Do siatki znowu trafił Ronaldo i ustalił wynik meczu na 3:2.

Kanonierzy próbowali jeszcze zagrozić bramce De Gei w końcówce, ale United dobrze się broniło. Na trybunach Teautru Marzeń obecny był nowy menedżer Czerwonych Diabłów – Ralf Rangnick – i w piłkarzach było widać spore pokłady energii. To dobry zwiastun na przyszłość dla sympatyków klubu z Old Trafford. Dzisiejszy mecz na pewno wlał sporo optymizmu w ich serca i pozytywnie nastawił na grudzień. W tym miesiącu przed nimi całkiem łatwy kalendarz i sporo punktów do ugrania. United musi gonić rywali i pod wodzą nowego szkoleniowca na pewno mają sporo do udowodnienia wszystkim kibicom.