Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 14. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ALEX MCCARTHY

Niestety McCarthy nie jest jak wino – im więcej wiosen na liczniku bramkarza Southampton, tym częściej zalicza wpadki. Leicester wybitnie nie idzie w tym sezonie, ale Alex postanowił im pomóc. Przy pierwszym golu Evansa wypluł przed siebie taki-sobie-groźny strzał Ndidiego z 16 metrów, przez co obrońca Leicester łatwo wbił piłkę do siatki. Drugi gol także idzie na jego konto. Jasne, Maddison zrobił wiatrak z obrońców Świętych, ale strzał po ziemi w krótki róg nie powinien znaleźć się w siatce.

OBROŃCY

SEAMUS COLEMAN

Jako kapitan Evertonu, powinien wyjść maksymalnie zmotywowany i skoncentrowany na ten mecz. A od pierwszych minut wszystkie groźne akcje Liverpoolu brały się z jego strony. Pozwalał na niebezpieczne dośrodkowania Jocie i Mane, co cudem nie skończyło się dwoma golami. Akcja bramkowa przy golu Hendersona też poszła jego stroną. Apogeum jego dyletanctwa w tym meczu jednak miało miejsce przy 3 golu The Reds. Nie wiadomo co chciał zrobić Coleman, ale był ostatnim obrońcą na połowie boiska. Zamiast wybić piłkę lub ją przyjąć, pomyślał „why not both” i wybił ją na pół metra do przodu, wykonując jakiś dziwny szpagat. Salah z tego skorzystał i przez całą połowę Evertonu biegł sam na sam z Pickfordem.

CIARAN CLARK

Przeciwnik główkuje piłkę w twoim kierunku, innego rywala masz jakiś metr od siebie. Wystarczy wybić bezpiecznie na aut i fajrancik, koniec akcji. Ale tutaj wchodzi Ciaran Clark, który wybija piłkę prosto w biegnącego w niego Teemu Pukkiego, następnie mimo wspomnianego już dystansu daje się wyprzedzić, by na koniec pociągnąć Fina za koszulkę, aby uniemożliwić mu wyjście sam na sam z bramkarzem. Oczywiście czerwona kartka, bo Irlandczyk był ostatnim obrońcą. I to wszystko w 9. minucie meczu. A ciężko się walczy w meczu o „6 punktów” z bezpośrednim rywalem o utrzymanie grając w osłabieniu przez prawie cały mecz.

BEN WHITE

Przy pierwszym golu White zostawił za dużo miejsca Bruno Fernandesowi. Przy drugim golu to samo – przyglądał się tylko, jak Cristiano Ronaldo pakuje gola Arsenalowi. I w sumie to nie był jedyny raz, kiedy na Ronaldo mógł tylko popatrzeć…

WILLIAM TROOST-EKONG

Mógł zrobić poważną krzywdę Masonowi Mountowi, a potem to jego nie upilnował w polu karnym przy golu dla Chelsea. Również przy decydującym golu Ziyecha, to w jego strefę wbiegł Kameruńczyk, a Ekong nawet nie zorientował się, że stamtąd przeciwnik może strzelić gola.

POMOCNICY

SAUL NIGUEZ

Saul bardzo starał się kontynuować tradycję przereklamowanych środkowych pomocników Chelsea. Na Vicarage Road próbował zanotować występ imienia Tiemoue Bakayoko, ale stety dla Tuchela, skończyło się tylko na kilku groźnych stratach, żenujących przyjęciach piłki i ogólnym zagubieniu na boisku. To oczywiście skończyło się zmianą po pierwszej połowie. Chyba śmiało można powiedzieć, że Hiszpan to niewypał na miarę Drinkwatera.

ADEMOLA LOOKMAN

Niby to on przytomnie zgrał piłkę do Ndidiego przy golu Evansa, ale to jego jedyne udane zagranie w meczu z Southampton. Brakowało mu jakości właściwie w każdym zagraniu. Nie zliczymy, ile razy sfrustrowany Maddison załamywał ręce po niedokładnym podaniu lub dryblingu Lookmana. Słusznie zdjęty z boiska, ale niestety Ayoze Pereze wcale nie jest upgradem w stosunku do Ademoli.

THOMAS PARTEY

To był ten mecz, po którym fani Arsenalu przestali wierzyć w Parteya. I przypomnieli, że jego jedyny naprawdę genialny mecz w barwach Kanonierów to ten z Manchesterem United sprzed roku. Niestety wczoraj na Old Trafford Partey zapomniał jak się gra w piłkę. W pierwszej połowie miał problem nawet z przyjęciem i odegraniem piłki na 5 metrów. To w jego strefę wbiegał Ronaldo przy drugim golu Manchesteru. W ataku poza rozrzuceniem piłki do Martinellego przy golu Odegaarda, jak zwykle nie istniał. Dużo lepiej wyglądał na jego tle McTominay, czy nawet chaotyczny i elektryczny Fred. A to mówi dużo.

NAPASTNICY

PIERRE-EMERICK AUBAMEYANG

XD Przypomnimy, że Arsenal płaci mu 250 tysięcy funtów tygodniowo. Nie wiadomo w sumie za co, bo już nie robi fikołków, wcale szybko nie biega, a wydaje się że zapomniał także, jak się strzela na bramkę. Z United był niewidoczny cały mecz, wręcz bezużyteczny. Gdy dostał podanie od Martinellego, to z 16 metrów uderzył w koszyczek De Gei. A potem – na jego szczęście ze spalonego – trafił prosto w Hiszpana z 3 metrów, gdy nie było wokół niego żadnego obrońcy. Tragedia w zbyt wielu już aktach.

CHRISTIAN BENTEKE

Mógł być bohaterem Palace, bo zastąpił fatalnego w tym meczu Odsonne’a Edouarda. Miał jedną okazję, którą niejako sam wypracował. Natomiast wykończył ją najgorzej jak tylko można, bo z 4 metrów spudłował głową, kompletnie nieatakowany przez obrońcę. To była tzw. piłka meczowa, bo do końca zostało kilka minut. Zamiast cieszyć się z prowadzenia 1:0, kilka minut później Raphinia strzelił karnego i Palace ostatecznie przegrało 0:1.

MICHAIL ANTONIO

Kolejny mecz, w którym Antonio praktycznie przechodzi obok spotkania. W zasadzie, to przeszedł nawet koło swojej bramki, którą strzelił po pinballu sprzed bramki. Ale nie została ona uznana, gdyż Jamajczyk stał na spalonym, chociaż na powtórkach sam był w szoku, że ta piłka w ogóle go tam dotknęła. I to w zasadzie najważniejszy highlight Antonio z tego meczu. Ewentualnie jego dwie niedoszłe asysty, kiedy zgrywał do Fornalsa i Rice’a, ale w obu przypadkach było to tylko metrowe podanie, a resztę załatwiali koledzy. Oraz poprzeczka, który powstrzymała Hiszpana, i Sanchez, który obronił uderzenie z dystansu Anglika.