Mając 25 lat, Jamie Vardy, zdobywca m.in. Premier League i Pucharu Anglii, wciąż grał jeszcze na angielskim piątym poziomie rozgrywkowym. Wydawało się, że historia Anglika to absolutna anomalia. Że w dzisiejszych czasach nie zdarza się, by piłkarz tak późno dorastał do pewnego poziomu. Albo żeby skauci tak bardzo pomylili się w ocenie możliwości zawodnika. Tymczasem kibice Tuluzy już śpiewają piosenki o swoim nowym, własnym Vardym. Rhys Healey, 27-letni napastnik Les Violets, przewodzi w tabeli strzelców Ligue 2, a dopiero co kopał jeszcze… na angielskim piątym poziomie rozgrywkowym.
Mogliście o nim ostatnio usłyszeć. W poprzedni weekend Tuluza pokonała Sochaux 4:1, a Healey zdobył dla gospodarzy wszystkie bramki, dzięki czemu trafił do drużyny tygodnia FIFA. W tej chwili uzbierał już 12 ligowych trafień w 15 rozegranych meczach, a warto podkreślić, że nie wykonuje karnych. Jeśli jednak obserwujecie Premier League wystarczająco długo i wystarczająco uważnie, o Healeyu mogliście usłyszeć już w czerwcu 2014 roku. To wtedy 19-letni napastnik Cardiff zadebiutował w angielskiej ekstraklasie.
English striker Rhys Healey (26) of Ligue 2 club Toulouse netted all of TFC's goals in a 4-1 win over promotion rivals Sochaux this weekend making him the league's top scorer with 11. Ligue 1 next season? Toulouse top Ligue 2.pic.twitter.com/GMCY8jWhQI
— Get French Football News (@GFFN) November 25, 2021
Debiut
Pierwszy mecz Anglika był jednocześnie ostatnim spotkaniem sezonu, a ekipa Bluebirds pogodzona była już ze spadkiem. Ówczesny menedżer walijskiej drużyny, Ole Gunnar Solskjaer, dawał pograć zawodnikom, którzy normalnie nie łapali się do składu. Waga pojedynku nie miała jednak żadnego znaczenia dla nastoletniego napastnika. Tego dnia Healey spełniał marzenia.
„Kiedy dołączyłem do Cardiff, był tam Craig Bellamy. Chyba nigdy mu tego nie powiedziałem, ale przez całe życie tydzień w tydzień oglądałem Manchester City” – opowiadał w niedawnym wywiadzie Anglik. – „Kiedy tam grał, uwielbiałem go, nosiłem nawet koszulkę z jego nazwiskiem. Więc gdy kilka lat później trenowałem z nim w Cardiff, byłem trochę sparaliżowany. Debiut w Premier League i wejście za niego na boisko było czymś wyjątkowym. Do dziś wciąż o tym opowiadam i za każdym razem, kiedy ludzie pytają mnie o moją karierę, pierwsza rzecz, o której wspominam – zagrałem przeciwko Chelsea i zastąpiłem Craiga Bellamy’ego. To było jak spełnienie marzeń”.
Marzeń, na które Healey ciężko pracował i w dążeniu, do których nie poddał się mimo wielu przeciwności losu.
Marzeń, których spełnienie było jedynie zapowiedzią wielu kolejnych prób, na które przez następne lata wystawiony został Healey.
Droga do Premier League
Już droga do Cardiff była dla Anglika urodzonego w Manchesterze wyjątkowo kręta. Gdy w wieku 14 lat zrezygnowało z niego Rochdale, klub, który wówczas spędził 35 kolejnych sezonów na czwartym poziomie rozgrywkowym, Healey zrobił sobie roczną przerwę od gry w piłkę. Przeniósł się z ojcem do Walii, gdzie wznowił karierę w młodzieżowym zespole drugoligowego Connah Quay Nomads. Rok później dorosła drużyna awansowała do walijskiej ekstraklasy, a Healey zawansował do pierwszej kadry drużyny. Na najwyższym walijskim szczeblu zdobył 12 goli w 19 meczach i zwrócił na siebie uwagę ekip z Championship. Sprowadziło go Cardiff.
„Jako dziecko kopałem jedynie w amatorskich drużynach juniorskich” – wspomina. – „Miewałem testy w różnych zespołach i wiedziałem, że jestem w miarę przyzwoity, ale zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, jak dobry mogę być. Wtedy, gdy podpisałem kontrakt z Cardiff, wszystko ruszyło. Wejście do profesjonalnej piłki nożnej było jak spełnienie marzeń. Mój tata zawsze mi powtarzał: ‘Myślę, że gdybyś w wieku 15 lub 16 lat trenował codziennie w profesjonalnym klubie, zaszedłbyś daleko’. Musiałem chwilę poczekać, ale w końcu udało mi się zdobyć tę okazję w Cardiff. Za co do dziś jestem bardzo wdzięczny”.
Gdy szansa w Cardiff w końcu przyszła, równie szybko przyszło zderzenie z rzeczywistością.
Droga po Premier League
Następne trzy sezony Healey spędził na wypożyczeniach w Colchester, Dundee i Newport, czyli odpowiednio w League One, szkockiej Premiership i League Two. Gdy w końcu w 2017 roku wrócił do Cardiff, panujący wtedy w klubie Neil Warnock zauważył drzemiący w nim potencjał. Legendarny trener pochwalił napastnika w swoim stylu, w jednym z wywiadów nazywając go „wysypką, bo jest równie upierdliwy, tylko że dla obrońców”.
I tym razem Healey wykorzystał szansę, którą dostał. Warnock wpuścił go na ostatnie minuty meczu Championship przeciwko Burton, a Anglik zdobył zwycięską bramkę. Jak sam później przyznawał, to był moment, gdy na nowo zakochał się w piłce i poczuł potrzebę gry w pierwszym składzie.
Niczym wystawiany na próbę swojej miłości do piłki nożnej, Anglik znów zderzył się ze smutną rzeczywistością. Niedługo później zerwał więzadła krzyżowe i wypadł na dziewięć miesięcy.
„To był prawdopodobnie najgorszy okres w mojej karierze. Czułem, że właśnie odebrano mi wszystko, na co pracowałem. Nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek zagram – wspomina napastnik. – Kiedy ludzie mówią o kontuzjach, nigdy