Kolejna seria spotkań za nami! Jak zwykle nie zabrakło emocji, a nasi redaktorzy postanowili wyróżnić tych, którzy na to w ich opinii zasłużyli. Po zaciętym głosowaniu, tak przedstawia się jedenastka najlepszych zawodników minionej kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

JOSE SA

Za spotkanie z West Hamem można pochwalić całą defensywę Wilków. Niemniej, ich golkiper zrobił to, co do niego należało. Pewnie wybronił wszystkie celne uderzenia rywali, a do tego wydatnie pomógł swoim obrońcom. Pod tym względem należy wyróżnić zwłaszcza jego grę na przedpolu. Wrzutki podopiecznych Davida Moyesa to ich wielka broń, lecz jego dobre wyjścia pozwoliły zniwelować to zagrożenie.

OBROŃCY

TRENT ALEXANDER-ARNOLD

51 asyst dla Liverpoolu. 23 lata na karku. Jeśli TAA utrzyma tę passę przez najbliższych kilka lat, tak… nawet wolimy nie myśleć. Anglik w sobotnim spotkaniu z Arsenalem znów imponował swoim ofensywny usposobieniem. Obrońca The Reds miał bezpośredni udział przy dwóch bramkach, a takiemu Mane czy Minamino nie pozostawało nic więcej, niż wpakować piłkę do siatki rywala. O jego grze w obronie zbyt dużo powiedzieć nie możemy, bo Kanonierzy na połowie przeciwnika przebywali naprawdę rzadko. Jednak jego statystyki naprawdę budzą podziw. 92% skuteczności podań, gdzie większość wyprowadzając piłkę do przodu? Chapeau bas.

ANTONIO RUDIGER

Tak naprawdę cała linia defensywna Chelsea zasługuje na miejsce w jedenastce kolejki, ale my zdecydowaliśmy się na Antonio Rudigera. Niemiec był pewnym punktem drużyny, która zdeklasowała Leicester na ich boisku. To jego gol napoczął Lisy i dał wyraźną przewagę psychologiczną już w 14. minucie spotkania. Co ciekawe, chyba można się było tego spodziewać, bo Rudiger uwielbia grać przeciwko Leicester. Sobotni gol był jego ósmym ligowym trafieniem w Premier League i czwartym zdobytym przeciwko ekipie z King Power Stadium. Prawdziwy Fox-hunter!

SERGI CANÓS

Wahadłowy Brentford nie zaliczył udziału przy bramce od sensacyjnej wygranej z Arsenalem na inaugurację sezonu. Przy okazji starcia z Newcastle popisał się jednak dwiema asystami. Wynik 3:3 wskazuje dosyć jasno, że mieliśmy do czynienia z bardzo otwartym spotkaniem. Caños idealnie się do niego dopasował. Widać go było zdecydowanie więcej z przodu, niż z tyłu – ale się opłaciło

JOAO CANCELO

Trent Alexander-Arnold, Reece James i Joao Cancelo. Można by rzec, że ta trójka prowadzi ze sobą korespondencyjny pojedynek w każdej kolejce o to, kto jest najlepszym bocznym obrońcą w Premier League. Portugalczyk, podobnie jak pozostali „rywale”, zanotował kolejny kapitalny występ okraszony cudownym, wysokim podaniem na nos Raheema Sterlinga z głębi pola, które pomogło przełamać do tej pory szczelną obroną Evertonu niedzielnego popołudnia. Absolutnie jedna z najlepszych asyst tegorocznych rozgrywek. Na uwagę zasługuje również fakt, że wyłączył z gry zagrożenie po swojej stronie, a gdy The Toffees próbowali uruchomić Androsa Townsenda czy Demaraia Gray’a kasował wszelkie potencjalne zagrożenie.

POMOCNICY

SADIO MANE

To już norma, że ofensywa Liverpoolu uwielbia grać przeciwko Kanonierom. Przeciwko nim bardzo lubi grać również Sadio Mane, który sobotnim występem przypomniał wszystkim sympatykom The Reds o swojej dawnej formie. Wielokrotnie w tym i tamtym sezonie kibice zarzucali Senegalczykowi brak skuteczności i bylejakość, a tu proszę. Za nami dwunasta seria gier, a Mane jest wiceliderem w klasyfikacji strzeleckiej tuż zaraz za jego kolegą, Mo Salahem. Były skrzydłowy Świętych został oceniony najwyżej ze wszystkich graczy Kloppa przez portal Sofascore. W meczu z ekipą Artety zanotował 25 dokładnych podań (78% skuteczności), strzelił jedną bramkę, dołożył asystę i zanotował dwa podania otwierające drogę do bramki. Może nie był to występ ocierający się o ideał, aczkolwiek naprawdę podobał nam się Sadio w sobotni wieczór na Anfield.

MOHAMED SALAH

Obecność jego osoby w naszej jedenastce kolejki to już niemal chleb powszedni. Co prawda w naszej redakcji pojawiły się sprzeczne głosy kto w meczu z Arsenalem zagrał lepiej – on czy Sadio Mane, jednak koniec końców doszliśmy do kompromisu i… postawiliśmy na obu zawodników LFC. Dobra, ale do rzeczy. Zapytacie pewnie dlaczego mieliśmy wątpliwości co do Mo Salaha? Nie umniejszając nic Egipcjaninowi, bo zagrał kolejne świetne spotkanie, myślimy, że w paru sytuacjach mógł zachować się lepiej. Chodzi tu przede wszystkim o zbyt długie holowanie piłki, które z reguły kończyło się jej utratą. Dzięki bramce po podaniu jego kolegi z Senegalu, Mo tylko umocnił się na prowadzeniu najlepszych strzelców w tym sezonie. I o jego klasie niech świadczy fakt, że nawet kiedy gra nie do końca dobre spotkanie, to i tak wyróżnia się na tle innych zawodników w lidze.

EMMANUEL DENNIS

Jakby nie patrzeć na postawę piłkarzy United, to Dennis okazał się bezpośrednim katem Ole Gunnara Solskjaera. Wykazał się boiskową inteligencją i wykorzystał nieuwagę Wan-Bissaki przy wysokiej piłce, dogrywając do Joshui Kinga, który wykończył akcję na 1:0. Był całkowitym przeciwieństwem postawy sobotnich rywali. Sprawiał ogromne problemy z piłką, ale również gdy przychodziło do zakładania pressingu. Pokazał niesamowite pokłady energii, walkę i determinację. Niezmordowanie biegał przez całe 90 minut, szarpał, świetnie współpracował z kolegami z linii ataku, sprawiając nie lada problemy pogrążonej w kryzysie defensywie United. Kapitalny występ podsumował czwartą bramką dla zespołu, kiedy to zabawił się z Maticiem i wykorzystał długi wykop Bena Fostera.

BERNARDO SILVA

Pokaz piłkarskiej magii ze strony będącego ostatnimi czasy w doskonałej formie Bernardo. Jego przeszywające defensywę rywala wbiegnięcia w ostatnią strefę boiska i pole karne siały zamęt w szeregach ekipy Beniteza przez całe popołudnie na Eitahd Stadium. Miał 100% celność strzałów, wygranych pojedynków i starć w powietrzu, w dodatku 92% dokładność podań. Miał świetna okazję jeden na jeden, by otworzyć wynik spotkania, ale jego strzał wybronił Pickford. Ostatecznie mecz zakończył z bramką, kiedy to wykończył (trochę dzięki szczęściu) składną akcję The Cityzens.

NAPASTNICY

CHRISTIAN BENTEKE

Dwie bramki przeciwko Burnley są? Są. A tak naprawdę mogło ich spokojnie być cztery, jak nie pięć. Ale dobra, nie jesteśmy tu od marudzenia, tylko od chwalenia. W sobotnie popołudnie na Turf Moor na nudę narzekać nie mogliśmy, a jednym z gości, który doprowadził do takiego stanu rzeczy był właśnie Christian Benteke. Kiedy w zasadzie musiał strzelić gola, ten pudłował. Kiedy wydawało się, że akcja zakończy się niepowodzeniem, ten pakował piłkę do siatki. Belg mimo wszystko był najjaśniejszym punktem ekipy Orłów. Było go wszędzie pełno, zastawiał się, odgrywał, strzelał, próbował asystować. Wygrał większość prób dryblingu ze swoimi przeciwnikami, choć w powietrznej walce z Tarkowskim czy Benem Mee był bez szans. Mimo wszystko jego występ naprawdę mógł się podobać.

JOELINTON

Dużo krytykowaliśmy Brazylijczyka, bo napastnik z jego statystykami… wygląda komicznie. Niemniej, tym razem pokazał klasę. Harował jak wół, pomagał w obronie, gdy drużyna znajdowała się w tarapatach, rządził w powietrzu i, co kluczowe, trafił do siatki w lidze pierwszy raz od maja! Jeśli ten mecz ma stanowić wyznacznik jego współpracy z Eddie’em Howe’em, to wygląda to naprawdę obiecująco.