Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 12. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

KARL DARLOW

Tutaj pewnie byłby David De Gea, ale na korzyść Hiszpana jest na pewno to, że obronił 2 rzuty karne. Wprawdzie obydwa były „w jednej akcji”, ale i tak to zawsze spory plus.

Darlow zaś zupełnie zawalił przy pierwszym golu dla Brentford. Toney strzelił prosto w niego, a piłka mimo to wpadła do siatki. Generalnie The Bees w całym meczu oddało tylko 4 celne uderzenia, a 3 wpadły do siatki. Skuteczność obron na poziomie 25% raczej nie powala…

OBROŃCY

AARON WAN-BISSAKA

Zabawnie teraz patrzy się na prośby o powołanie Wan-Bissaki do kadry Anglii. Czy ktoś nauczy go w tym Manchesterze ustawiać się w obronie? Ewentualnie wybijać piłkę? W meczu z Watfordem nieudolnie wybijał piłkę po wrzutce, z czego padł pierwszy gol dla gospodarzy. Potem Joshua King urwał mu się także dwa razy przy stałych fragmentach, co prawie skończyło się golem. Oczywiście wkład w ofensywę – jak zwykle – zerowy.

HARRY MAGUIRE

Harry, Ty już sam wiesz co… Anglik jeszcze tydzień temu podczas przerwy na kadry uciszał krytyków w geście celebracji. Teraz też uciszył, ale nadzieje Ole Gunnara Solskjaera na bycie menedżerem Czerwonych Diabłów. Dostał dwie żółte kartki i w konsekwencji czerwoną, gdzie przy drugiej ratował się faulem po swojej nieudolnej próbie dryblingu.

Złośliwi powiedzą, że zrobił to by nikt nie oskarżał go za tydzień o słaby mecz przeciwko Chelsea. Chociaż patrząc na jego dyspozycję to kto wie czy The Blues nie będą chcieli odwołać się od zawieszenia Maguire’a.

JONNY EVANS

Najpierw nie wyskoczył z niewiadomego powodu do N’Golo Kante, pozwalając mu strzelić pięknego golu dawnemu zespołowi. A na koniec postanowił uciąć sobie drzemkę przy golu Pulisicia – po prostu uznał, że Amerykanin wyparował zza jego pleców. Evans zrobił więc mannequin challenge i patrzył, jak Chelsea strzela 3 gola.

NUNO TAVARES

Chętnie wymaże ten występ z pamięci były piłkarz Benfiki. Wydawało się, że Arsenal – jak i Tavares – weszli na optymalne tory, ale Liverpool brutalnie ich zweryfikował. Na jego konto idą 2, jak nie 3 gole. Gola na 2-0 Diogo Jocie wręcz podarował, gdy odebrał piłkę Salahowi, przebiegł z nią 5 metrów i podał na 11 metr pod własną bramką wprost do przeciwnika. Przy golu na 3-0 chyba tylko on wie, dlaczego ścinał i biegł do Sadio Mane, który był wyrzucony do boku, zamiast biec obok Salaha i wybić ewentualne podanie – w efekcie Egipcjanin dostał piłkę wprost na pustaka. Przy ostatnim golu pogubił się przy obiegu Trenta i pozwolił mu wyłożyć piłkę na pustą bramkę do Minamino. Przez cały mecz miał też problem – czy doskakiwać do Trenta, czy trzymać się bliżej środka i Salaha, z czego korzystał skwapliwie boczny obrońca Liverpoolu.

POMOCNICY

SAMBI LOKONGA

Środek pola Arsenalu nie istniał, ale o ile Parteyowi można wyliczyć kilka udanych zagrań, tak Lokondze nie bardzo. Totalnie pogubiony w defensywie, nie potrafił wyprowadzić piłki z własnej połowy, wielokrotnie oddając ją tuż przed polem karnym piłkarzom Liverpoolu. Naprawdę, do spółki z Tavaresem sam stworzył im kilka dobrych okazji do strzelenia gola.

WILFRED NDIDI

Ani śladu po jego dobrej formie z zeszłych sezonów. W sobotę ewidentnie brakowało mu Youriego Tielemansa, bo współpraca z Soumare nie układała się najlepiej. Nie usprawiedliwia to jednak zaledwie 68% celności podań na tak newralgicznej pozycji środkowego pomocnika. Wygrał zaledwie 5 z 14 pojedynków, 3 razy został przedryblowany i stracił piłkę aż 22 razy. Pomocnicy Chelsea robili wokół niego kółka, a nawet gdy udało mu się im piłkę odebrać, to od razu ją oddawał.

BRUNO FERNANDES

Co się stało z Bruno? My nie wiemy. Portugalczyk nie oddał celnego uderzenia w lidze od 2 miesięcy, a przecież w międzyczasie miał nawet okazję wykonywać rzut karny, który poleciał gdzieś w okolicę dachu Old Trafford.

Tym razem nie chodzi jednak tylko o działania ofensywne, bo zdecydowanie największym failem Bruno przeciwko Watford było zagranie 8. minuty, gdy postanowił zagrać górną piłkę we własne pole karne, w wyniku czego McTominay musiał faulować Kinga. Miał też 2 całkiem niezłe okazje, ale nikogo nie zaskoczymy jeśli powiemy, że nie trafiły nawet w bramkę.

SCOTT MCTOMINAY

O strzałów + 0 kluczowych podań + 1 odbiór + sprokurowany karny = zjazd do bazy w przerwie. McTominay przed sezonem określany był pewniakiem do gry w pierwszym składzie i filarem środka pola, a jest co najwyżej plastikowym, nieugruntowanym słupkiem.

Idealnym podsumowaniem tego meczu w wykonaniu Szkota będzie na pewno sprokurowany rzut karny, gdzie próbując przejąć piłkę, przewrócił się na wbiegającego w pole karne Kinga. Ciekawe czy przy nowym menedżerze wróci do lepszej dyspozycji.

FABIAN DELPH

Patrząc na jego występ w niedzielę, aż ciężko było sobie wyobrazić, że kilka lat temu grał w przeciwnej drużynie. Na tle pomocników Man City, Fabian Delph wyglądał jak junior, chociaż to obraza dla występującego w tym meczu Cole’a Palmera. Everton rzadko miał piłkę przy nodze, a gdy ta trafiała do Delpha, od razu odzyskiwało ją City. Gdy podawał celnie, to w poprzek lub do tyłu. A w defensywie miotał się od jednego zawodnika do drugiego, nie wygrywając żadnego pojedynku, notując okrągłe 0 przechwytów i odbiorów.

NAPASTNICY

JAMIE VARDY

Halo, Jamie, jesteś tam? Coraz większym standardem staje się przejście obok meczu przez Vardy’ego. Nie inaczej było w meczu z Chelsea. Oczywiście był odcięty od podań przez żenująco spisującą się pomoc Lisów, ale 12 kontaktów z piłką i 1 zmarnowana dobra sytuacja w 90 minut to jest dramat.