Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 11. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ALISSON

Rzadko zdarzają się takie mecze Brazylijczykowi. Tym razem miał swój niechlubny udział przy każdym z 3 goli West Hamu. Najpierw po prostu nie złapał piłki, do której wyskoczył również Ogbonna i sugerował faul, gdy sam wrzucił ją sobie do bramki. Potem przepuścił kiepski strzał Fornalsa, który miał w zasięgu rąk. Ostatni gol Zoumy to po prostu złe obliczenie toru lotu piłki przy przeciągniętej wrzutce z rożnego. Naprawdę, może mieć na sumieniu ten mecz.

OBROŃCY

LUKE SHAW

Gdzie się podziała jego forma z EURO 2020 i końcówki tamtego sezonu? Luke Shaw wygląda, jakby na Old Trafford pojawili się kosmici i ukradli cały jego talent, jak w Kosmicznym Meczu. W meczu z City znów wyglądał bezradnie i prócz jednej wrzutki na głowę Maguire’a, ten występ był całkowicie na minus. To on tragicznie zaspał przy bramce Bernardo, gdy po prostu przepuścił piłkę za plecy do zamykającego pozornie niegroźną wrzutkę Portugalczyka.

ERIC BAILLY

Domagano się szansy dla Erica Bailly’ego, zwłaszcza w obliczu problemów zdrowotnych Maguire’a i Varane’a, którzy co chwila grali z niedoleczonymi urazami. Iworyjczyk dostał w końcu okazję do wykazania się i to w nie byle jakim meczu – derbach Manchesteru. Od początku wiatrak z niego robił Foden, Jesus czy De Bruyne, co skończyło się jego golem samobójczym. Po mocnej wrzutce Cancelo, Bailly próbował wślizgiem wybijać piłkę i idealnie wbił sobie ją do bramki. Najlepsze było to, że wcale nie musiał interweniować i piłka mogłaby nie trafić do piłkarza City.

AARON WAN-BISSAKA

Od kilku miesięcy trwa dyskusja czy Anglik to topowy obrońca i powinien być regularnie powoływany do kadry. Patrząc jednak na jego ostatnie mecze, śmiało można rzucić tezę, że w klasyfikacji angielskich prawych obrońców zajmuję gdzieś miejsce między Jonjoe Kennym a Fankatym Dabo. Już pal licho, że przez swoje słabe wyczucie w akcjach ofensywnych zupełnie nie nadaje się na wahadłowego, ale ważniejsze są tutaj problemy z ustawieniem w obronie. Tak jak na przykład podczas załączonej sytuacji, w której najpierw De Bruyne, a później Jesus mieli stuprocentowe sytuacje.

MASON HOLGATE

Daleko nam do Przemka Rudzkiego w rapowych analogiach, ale Kaz Bałagane kiedyś powiedział „on tylko przyszedł podać”. Mason Holgate przyszedł tylko wjechać w nogi Hojbjerga i dostać czerwoną kartkę. 12 minut na boisku wystarczyło na Antyjedenastkę.

DANNY ROSE

Widać było niechęć do Arsenalu, wyniesioną jeszcze z czasów gry dla Spurs. Tylko wówczas Kanonierom strzelał bramki po woleju z 30 metrów, a tutaj niechęć wyraził łokciem w twarz Alexa Lacazette’a. Bezpardonowy wjazd bez zainteresowania piłką skończył się rzutem karnym. Do tego 1 na 8 pojedynków wygranych i 14 strat piłki – Saka i Tomiyasu robili z Rose’em co chcieli.

POMOCNICY

JURAJ KUCKA

Kucka miał jeden moment w tym meczu, gdy wyglądał jak piłkarz – przedryblował dwóch pomocników Arsenalu i oddał strzał na bramkę z 16 metrów. Potem jednak było tylko gorzej. To (stary) Słowak zagrał beznadziejne podanie, które zakończyło się stratą i golem Smitha Rowe’a. Frustracja z powodu żałosnego występu (54% celności podań jako środkowy pomocnik, 18 strat piłki) narastała, a jej apogeum miało miejsce w 89. minucie, gdy po prostu wymierzył potężnego kopa w Nuno Tavaresa. Obrońca Arsenalu aż wywinął koziołka w powietrzu po tym uderzeniu. Czerwona kartka to idealne podsumowanie jego występu.

PIERRE-EMILE HOJBJERG

Pierwsza połowa w wykonaniu Duńczyka była straszna. Liczne niedokładne odbiory i słabe wyprowadzenie piłki, kiedy tę futbolówkę udało się odebrać. W drugiej połowie wyglądało to nieco lepiej, ale dalej jednym z największych plusów Højbjerga w tym meczu było zostanie sfaulowanym na czerwoną kartkę.

ANWAR EL GHAZI

Gość, który w jednym meczu zasłużył na trzy żółte kartki, a otrzymał tylko jedna. I to jeszcze za najmniej ewidentną, ale pierwszą sytuację. Później sędzia Andy Madley litował się nad Holendrem, bo najpierw taktycznie złapał w pół Livramento, a później w żałosny sposób symulował w polu karnym Świętych. W żałosny, naprawdę. Tam najbliższy rywal był jakieś pół metra od niego. Jaja ze stali pokazał też Dean Smith, który trzymał go na boisku aż do 78 minuty, a wszystkie te akcje miały miejsce jeszcze w pierwszej połowie.

HEUNG-MIN SON

Nie był to najlepszy mecz duetu Kane i Son. Anglik nas już do tego przyzwyczaił, ale w tym meczu być chociaż blisko asysty przy podaniu do Reguilona. Son z kolei był kompletnie niewidoczny. Żadnego strzału, żadnego stworzonego zagrożenia, na heatmapach jego kontaktów z piłką bliżej mu było do wahadłowego niż lewego napastnika. Gdyby nie fakt, że dalej na status najlepszego piłkarza Spurs (patrząc na formę Kane’a), to ta zmiana nie byłaby w 85. minucie, tylko w jakieś 55.

NAPASTNICY

PIERRE-EMERICK AUBAMEYANG

Po tym meczu kapitan Arsenalu powinien dostać własny gif z szalikiem „PEA Aubameyang 100% not Gooner”. Bo to był jawny sabotaż w wykonaniu Auby. Gamończyk Gabończyk najpierw z 5 metrów nie trafił w piłkę przy pustej bramce, przez co zagrał ją do Saki, a ten był na spalonym. Potem zmarnował karnego, fatalnie uderzając wprost w bramkarza. Do tego żółta kartka. Miał farta, ze Arsenal jednak to spotkanie wygrał po golu Smitha Rowe’a, bo inaczej miałby nieprzespaną nockę, albo i dwie.