Od kilku lat nieodłącznym elementem każdego weekendu jest lawina dyskusji i skrajnych opinii związanych z kontrowersjami VARu. Trzeba jednak przyznać jest ich coraz mniej. Po części pewnie za sprawą tego, że zawodnicy, obserwatorzy i my widzowie jeszcze oswajamy się z wciąż względnie nową technologią. W dużej mierze jest to jednak zasługa tego, jak odpowiednie organizacje uczą się VARu i jednocześnie usprawniają jego działanie. A przed nami kolejny wielki skok rozwojowy. Arsene Wenger, dyrektor do spraw rozwoju FIFA, zapowiedział, że już w 2022 roku spalone wyłapywane będą przez sztuczną inteligencję.

Mikrospalone

Część z Was zapewne uśmiechnęła się lekko pod nosem, czytając o coraz mniejszej liczbie dyskusyjnych sytuacji. Jasne, wciąż jest ich całkiem sporo. Przypomnijcie sobie jednak, jak przeładowane trudnymi do zaakceptowania decyzjami były ostatnie rozgrywki. Na pewno część z nich była uznaniowa i ta część już zawsze budziła będzie kontrowersje. Skoro przez 150 lat grania w piłkę wciąż nie udało się do końca ujednolicić przepisów dotyczących ręki czy czerwonej kartki, to już raczej nigdy się nie uda. Sęk w tym, żeby wykluczyć te błędy, przy których opinia sędziego nie ma znaczenia. Pod tym względem w ciągu ostatniego roku udało się poczynić niewątpliwy postęp.

Praktycznie każda kolejka poprzedniego sezonu naznaczona była przez minimalne spalone, których zasadność kwestionowała znakomita większość fanów piłki. By zapobiec dalszej fali absurdów, wprowadzono margines błędu – poszerzone linie wyznaczające zawodnika atakującego i broniącego. Gdy obie linie na siebie nachodzą, nie ma mowy o spalonym. Jak przyznał szef sędziów, Mike Riley – „W konsekwencji zwrócimy piłce ok. 20 goli, których nie zaliczyliśmy w zeszłym sezonie”.

I rzeczywiście, od początku sezonu 2021/22 wszystko wskazuje na to, że to naprawdę działa. Już w pierwszej kolejce Bruno Fernandes strzelił gola Leeds, którego na 99% anulowałby VAR z zeszłego sezonu. Chwila zamieszania wśród fanów niekoniecznie śledzących każdą zmianę przepisów i cyk, wszyscy się przyzwyczaili. Zmiana wyszła zdecydowanie na plus. Wciąż co prawda pojawiają się jakieś drobne wyjątki, ale generalnie był to krok we właściwym kierunku.

Za następny cel władze FIFA postawiły sobie wyeliminowanie opóźnienia związanego z ustaleniem przez sędziów VAR pozycji spalonej. W tym pomóc ma sztuczna inteligencja.

Ale na co to komu?

O ile kibice na całym świecie przyzwyczaili się już do często przedłużających się konsultacji sędziego z VAR’em, o tyle wciąż ciężko jest im zaakceptować anulowanie zdobytej już bramki. Szczególnie gdy decyzja o unieważnieniu pada dobrych kilkadziesiąt sekund po golu, z którego cały stadion zdążył się już ucieszyć.

Choć zdaniem Gianniego Infantino – „VAR zamiast zabierać, dodaje kolejny poziom adrenaliny. Teraz, jeśli jest jakaś wątpliwość, musisz sprawdzić, poczekać, dochodzą emocje, które sprawiają, że dzisiejsza piłka nożna jest taka, jaka jest”. Kibice niekoniecznie podzielają entuzjazm prezydenta FIFA. Chyba że chodzi mu o te emocje, które udzieliły się w ostatni weekend fanom brazylijskiego Gremio. Ci po anulowanym golu wyrównującym losy spotkania z Palmeiras, wdarli się na boisko i zdemolowali stanowisko VAR’u.

W całej reformie nie chodzi jednak o kibiców i poziom ich adrenaliny, a o sprawiedliwość i przede wszystkim bezpieczeństwo i zdrowie piłkarzy.  Zdanie powtarzane niczym zgrana płyta przez komentatorów piłkarskich, w tym wypadku jest jednak jak najbardziej prawdziwe. Choć pewnie żadna technologia połączona z najszybszym sędziowskim rewolwerowcem, nie uchroniłaby Van Dijka przed wchodzącym w niego Pickfordem, to  sytuacja w której Connor Coady skasował Rui Patricio po tym, gdy kilka sekund wcześniej Salah był na spalonym, była spokojnie do uniknięcia. I choć Patricio nic ostatecznie się nie stało, widok Portugalczyka znoszonego z boiska przez medyków, przyprawiał o mdłości i zwyczajną wściekłość.

„Raz Trent przebiegł jakieś 40 metrów, żeby na koniec wykonać wślizg, a okazało się, że napastnik był na kilkumetrowym spalonym. Nie dość, że wykonał bezsensowny sprint, to jeszcze stracił niezłą pozycję wyjściową. To strasznie frustrujące – komentował po jednym z meczów Andy Robertson. – Ale cóż, takie są teraz zasady, a my musimy grać do gwizdka. Nauczono nas tego, gdy byliśmy naprawdę mali i zwyczajnie musimy się dostosować”- i właśnie o to chodzi, że wcale nie muszą.

Pora na Sokole oko

Już niedługo zawodnicy nie będą musieli robić bezsensownych przebiegów w oczekiwaniu na oczywisty gwizdek. Niedługo w podjęciu decyzji pomoże sędziom automat. A dokładniej półautomat, bo ostateczna decyzja należeć ma do człowieka.

Wszystko za sprawą tzw. Sokolego oka (ang. Hawk-eye), z którego sędziowie najprawdopodobniej korzystać będą mogli już na mistrzostwach świata w Katarze. Technologię wykorzystywaną w tenisie zaadaptowano już do warunków piłkarskich i jest gotowa do użycia. Pierwsze próby odbyły się zakulisowo już na klubowych mistrzostwach świata w 2019 roku. Następnym krokiem ma być przedstawienie systemu kibicom „na sucho” podczas tych samych rozgrywek na początku 2022 roku. Z kolei debiutu w Premier League możemy spodziewać się wraz ze startem sezonu 2023/24.

Sokole oko to technologia oparta o 12 kamer ustawionych wokół boiska i sztuczną inteligencję, która na każdym zawodniku obserwuje 29 charakterystycznych punktów. Z owych punktów system określa szkieletowy zarys człowieka, dzięki któremu dokładnie może ocenić, czy w momencie podania dany zawodnik był na spalonym, czy np. na spalonym była tylko jego ręka. Pół sekundy po kopnięciu piłki informacja ląduje w wozie VAR. Dalej po krótkiej analizie ostateczna decyzja wysyłana jest do sędziego głównego. Ciekawi Was, skąd system dokładnie wie, w którym momencie wykonane zostało podanie. Tego do końca jeszcze nie sprecyzowano. Według ostatnich informacji decyzja zapadnie na podstawie danych z kamer lub ewentualnie systemu czujników.

„Celem jest opracowanie urządzenia podobnego do technologii goal-line. Nie zaprojektowanego do podejmowania autonomicznej decyzji, ale do natychmiastowego dostarczenia dowodów sędziom” – wybrzmiało na sierpniowym zgromadzeniu IFAB i FIFA.

Nie ma wątpliwości, na początku Sokole oko nie będzie idealne. Wywoła wiele kontrowersji i minie pewnie trochę czasu, zanim sędziowie dojdą do perfekcji w określaniu spalonych. Jednak większość kibiców przyzna, że mimo wszystko musimy dążyć do maksymalnego wyeliminowania błędów w jak najmniejszym czasie. No chyba że zdecydujemy się na inną drogę i zaufamy byłemu dyrektorowi technicznemu FIFA, Marco van Bastenowi. „Chciałbym przynajmniej serii testów, aby pokazać, że piłka nożna jest też możliwa bez spalonych. Jestem przekonany, że futbol bez nich byłby znacznie lepszy” – apeluje od kilku lat legenda holenderskiej piłki.