Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 10. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

TIM KRUL

Holender zagrał tak jak się nazywa – czyli z jednym wielkim błędem. Umówmy się, że gracze Leeds nie są w tym momencie najlepszą ofensywą w lidzę, a i tak zdołali strzelić mu 2 gole. Przy pierwszym dostał siatkę, ale mimo to nie chcemy doszukiwać się jakiejś wielkiej winy, jednak druga bramka musi zostać zapisana na jego konto. Niezbyt mocny strzał Rodrigo wylądował pod pachą Krula i to przez niego Norwich nie zdobyła choćby punktu przeciwko Pawiom.

OBROŃCY

BEN GODFREY

Możesz wyjąć zawodnika z Norwich, ale nie wyjmiesz Norwich z zawodnika. Ben Godfrey już w zeszłym sezonie regularnie lądował w naszych Antyjedenastkach, można było się spodziewać wielkiego powrotu. Tym razem sprezentował Wolves drugiego gola, gdy nieatakowany po prostu podał pomiędzy Holgate’a a Pickforda. Czyli prosto do Jimeneza, który wcinką strzelił na 2:0. I w ogóle, Trincao, Jimenez i Hwang wyglądali naprzeciwko niego jak prime Deco, Eto’o i Ronaldinho.

BEN DAVIES

Na jego koncie zapisujemy przede wszystkim pierwszego gola dla Manchesteru United. Ale Walijczyk zawinił tam na całej linii. Najpierw złamał linię spalonego, przez co Ronaldo mógł zrobić krok do przodu i Davies nie mógł już go dogonić, przez co ostatecznie Portugalczyk trafił do siatki. Poza tym był zupełnie nieaktywny w odbiorze, bo zaliczył tylko po jednym odbiorze i przechwycie, a poza tym nic. No może poza trzema faulami. Za Conte raczej wiele sobie nie pogra.

ERIC DIER

Nie był najgorszym z obrońcy Spurs, bo to miano zyskał Davies, ale również nie zaliczył udanego spotkania. Przy bramce na 0:2 pozostawał bierny, kiedy United ruszyli z kontrą. Do tego złamał wtedy linię spalonego. Przy golu Rashforda napastnik Czerwonych Diabłów był dla Diera za szybki. Kolejny raz Anglik przeplata niezłe występy w obronie z tymi słabszymi. Zobaczymy, jak to będzie u nowego szkoleniowca.

AYMERIC LAPORTE

Laporte to po francusku „drzwi” i właśnie te pokazał obrońcy Manchesteru City Andre Marriner. Aymeric sfaulował Zahę w doliczonym czasie gry pierwszej połowy i obejrzał czerwoną kartkę. Iworyjczyk najpierw przestawił Baska, później odwrócił się z nim na plecach i zaczął biec w kierunku bramki Edersona. Laporte więc złapał go w pół, a mimo to dziwił się, że otrzymał czerwoną kartkę. Jakby tego było mało, to przy pierwszym golu również on zawinił. Aymeric na własnej połowie podał do Gallaghera, który musiał oddać tylko piłkę do Zahy i zacząć cieszyć się z gola. Fatalny występ Hiszpana/Francuza.

EZRI KONSA

Dosyć niepotrzebna czerwona kartka. Konsa wpadł w Bowena praktycznie zaraz po tym, jak zawodnik West Hamu przejął piłkę. Mógł spróbować przypilnować Anglika, aby ten musiał oddać strzał z dosyć ostrego kąta, na dodatek swoją słabszą prawą nogą. Do tego wciąż w bramce miał Martineza. A tak to faul, a że był ostatnim obrońcą – przerwanie potencjalnej akcji bramkowej, czerwona kartka i spore osłabienie Aston Villi, która i tak musiała już wtedy odrabiać straty.

POMOCNICY

FRED

Jest to sztuka, trafić do Antyjedenastki, gdy twój zespół wygrywa 3-0 z Tottenhamem na wyjeździe. A jednak. Manchester United nie wyglądał może fenomenalnie, Spurs wyglądali jeszcze gorzej, a Fred wyglądał jak po 3-tygodniowym maratonie alkoholowym z piłkarzami Legii. Jedyny pozytyw jego występu to ładny strzał z 30 metrów, który nieco zaskoczył Llorisa.

Poza tym, jego liczby wyglądają przerażająco. 20 pojedynków, a wygranych… 5. Do tego dołożył 16 (!) strat piłki, wielokrotnie przyjmując ją jak piłkarz B-klasy na rozgrzewce lub odgrywając wprost do pomocników Tottenhamu. 4 faule, 4 razy przedryblowany, 0 przechwytów. No nawet wygrana 3 bramkami nie przykryje tej katastrofy w wykonaniu Freda.

SON HEUNG-MIN

Mógł załatwić ten mecz dla Tottenhamu już w pierwszej połowie. Z kilku metrów fatalnie spudłował nad bramką, gdy De Gea nie miał nawet szans zareagować. Miał także sytuację praktycznie sam na sam, ale dał się dogonić Wan-Bissace, który z łatwością zablokował jego strzał wślizgiem.

JEAN-PHILIPPE GBAMIN

Z pozytywów – Gbamin zagrał 45 minut w Premier League. To jak na niego duże osiągnięcie. Ostatni raz w lidze wystąpił 5 kwietnia, ale wtedy zagrał zaledwie 12 minut z Palace. Natomiast jego ostatnia co najmniej połówka meczu to druga kolejka sezonu 2019/20.

Na tym koniec pozytywów, bo zobaczyliśmy czemu Gbamin nie gra, nawet gdy jest zdrowy. Zagubiony, nie wiedzący jak skutecznie zabezpieczać przestrzeń przed czwórką obrońców, nie potrafił odbierać piłki oraz jej rozgrywać. Właściwie nawet jej nie chciał, unikając brania na siebie gry. 22 kontakty, 16 podań (13 celnych) i kilka razy ograny jak dziecko. W efekcie zjazd do bazy po połowie meczu. Nawet w obliczu tylu kontuzji, Benitez zastanowi się dwa razy zanim go wystawi.

NAPASTNICY

HARRY KANE

Nikt nam nie wmówi, że Kane’owi dalej się chce. Może to była kwestia Nuno i teraz coś się ruszy, ale od momentu zakończenia Euro, aż wypada zadać Harry’emu pytanie „GRAŁEŚ W TO KIEDYŚ?”.

Znów kolejny anonimowy występ. Myślę, że z meczu przeciw United także możemy wyciąć minutowe wideo, na którym Kane stoi w miejscu – tak jak to z Messim krążące po Twitterze w ostatnich dniach. Nie cofał się po piłkę, nie walczył o nią, nie pokazywał się do podań, nie pokazał absolutnie nic. 1 zablokowany strzał, 13 strat, 0 kluczowych podań, 0 udanych dośrodkowań, 1 wygrana główka. Żenada, totalnie zasługuje na przydomek Parry Pane.

JAMIE VARDY

Kolejny mecz Vardy’ego, kiedy ten przeszedł praktycznie obok spotkania. Z Brentford można było mu wybaczyć, bo jak się później okazało – grał z lekkim urazem i w końcu został zmieniony. Ale przez 90 minut starcia z Arsenalem oddał ledwie jeden, niecelny zresztą strzał, potraktowany jako duża sytuacja strzelecka. Do tego popełniał błędy i skończył mecz z żółtą kartką na koncie. Na domiar złego doszedł fakt, że Arsenal po zdobyciu prowadzenia oddał piłkę Leicester i zaczął grać defensywnie, a Vardy nie radzi sobie w ataku pozycyjnym.