Wydaje się, że menedżerowie Premier League niczego się nie uczą. Już rok temu karma ukarała Chrisa Wildera i Sheffield za odrzucenie propozycji 5 zmian w ramach rozgrywek ligowych. Teraz z losem igra Patrick Vieira.

Żarty na bok, ale po raz kolejny spotykamy się w tym miejscu, niczym Asterix, Obelix i Panoramix w egipskim grobowcu. Podczas Projektu RESTART, czyli powrotu do gry w trakcie pandemii, Premier League wprowadziła zasadę 5 dostępnych zmian dla drużyn w trakcie meczu. Wynikało to oczywiście z kwarantann, chorób i gorszego przygotowania zawodników do gry w tak krótkich odstępach czasu.

Najlepsze ligi europejskie utrzymały tę zasadę w kolejnym, regularnie już rozgrywanym sezonie. Wydawało się to całkiem logiczne – jesień 2020 i zima 2021 były wciąż dość burzliwe pod kątem pandemicznym. Wielu zawodników wylatywało ze składów przez pozytywne testu, wielu chorowało, a krótszy presezon przyczyniał się do podatności na kontuzje.

Tym większe było nasze zdziwienie, gdy w Premier League nie wprowadzono opcji przeprowadzania 5 zmian w meczu. Okazało się wówczas, że kilka klubów z dołu tabeli odrzuciło tę propozycję. Z możliwości veta skorzystały wówczas między innymi Sheffield United oraz Crystal Palace. Jak to tłumaczono? Wielkie kluby mają dużo szerszy skład, więc mogą wprowadzić do gry jeszcze lepszych zawodników, podczas gdy „maluczcy” nie mają kim straszyć z ławki.

Niby rewolucja, a Vieira jak Hodgson

Jednym z zagorzałych przeciwników wprowadzenia 5 zmian był Roy Hodgson. Z jednej strony trudno mu się dziwić, bo gdy on z ławki straszył Tyrickiem Mitchellem, Maxem Meyerem czy Joelem Wardem, a Guardiola mógł wpuścić Fodena, Bernardo czy Jesusa… Z drugiej strony, ciągłe kontuzje mięśniowe np. Wilfrieda Zahy mogły mu dać do myślenia.

Chociaż Palace przechodzi kompletną rewolucję kadrową, a Vieira nadaje im także zupełnie inny styl, francuski menedżer pozostaje wierny akurat tym ideałom Roya Hodgsona.

Jeśli patrzysz na zmiany w zasadach, które mają poprawić grę, zwiększenie liczby możliwych rezerwowych nie jest fair.

Wystarczy spojrzeć na szerokie kadry klubów z czołowej 6-7, a potem na rezerwowych reszty ligi. Nie wydaje mi się to sprawiedliwe wobec wszystkich klubów.

Bardzo dobrze, że dodał jednak ostatnie zdanie, bo doskonale oddaje naturę problemu, mianowicie „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.

Jeśli chodzi o mnie, jestem przeciwko tej zmianie. To moja opinia, jako menedżera Crystal Palace. Gdybym był trenerem innego klubu – cóż, może bym zmienił zdanie. Nie wydaje mi się jednak, że to jest dobry pomysł.

W zeszłym sezonie po zaledwie dwóch miesiącach rozgrywek mieliśmy do czynienia z 78 kontuzjami mięśniowymi w Premier League. W tym sezonie wielu piłkarzy, którzy występowali w lecie na Euro lub Igrzyskach, zmaga się teraz z urazami. Wobec takiego natężenia spotkań, wydaje się logicznym i zdrowym wprowadzić więcej zmian. Można to wykorzystać np. na wprowadzanie młodych zawodników. Jak pokazał przypadek Leeds, nie jest to może najlepsze dla wyników sportowych, ale dzięki większej liczbie zmian, tacy zawodnicy jak np. Gelhard, mogliby łapać cenne minuty i pokazywać swój talent. A w Akademii Palace zdolnej młodzieży nie brakuje.