Jeszcze kilka miesięcy temu Michał Helik był zaledwie o krok od gry w Premier League. No może o dwa, bo jego Barnsley odpadło ze Swansea w półfinale play-offów Championship i nie wywalczyło sobie szansy na postawienie tego ostatniego w finale na Wembley. Dziś perspektywa gry w angielskiej elicie to dla Helika jedynie odległe wspomnienie, mokry sen, z którego musiał się obudzić i wrócić do szarej rzeczywistości. A w tej w oczy obrońcy zajrzała walka o utrzymanie na zapleczu Premier League. I to zajrzała głęboko, bo dziś Barnsley okupuje przedostatnią lokatę w Championship, górując jedynie nad ukaranym 12 minusowymi punktami Derby.
Powiedzmy sobie szczerze, Barnsley to nie jest ekipa rokrocznie bijąca się o awans. Ich fenomenalny wynik był niemałym zaskoczeniem dla znakomitej większości ekspertów. Ci przed poprzednim sezonem typowali The Tykes jako jednego z głównych kandydatów do spadku. Wydawałoby się więc, że drużyna z Yorkshire miała po prostu sezon konia, a w tym wszystko wróciło do normy. No nie do końca.
Wyjątkowy sezon
Gdy pod koniec minionej kampanii zapytałem Joe Beardsalla, fana Barnsley i autora podcastu Red All Over, co stało za sukcesem jego drużyny, nie zastanawiał się ani chwili.
Valérien Ismaël był zdecydowanie kluczowy. Daniel Farke został wybrany najlepszym menedżerem sezonu, ale jeśli porównasz budżety obu klubów, Valérien dokonał prawdziwego cudu! Niestety nie mam wątpliwości. Jeżeli w tym sezonie nie awansujemy, Valérien nie będzie naszym menedżerem w przyszłym – opowiadał przed play-offami Bearsdall.
No i Joe się nie pomylił. Umiejętności menedżerskie Ismaëla nie przeszły bez echa. Latem łączony był m.in. z posadą w Crystal Palace, ale ostatecznie pozostał na drugim szczeblu rozgrywkowym. Francuz wykupiony został przez spadkowicza z Premier League, West Bromwich Albion.
Dla Barnsley nie była to jednak nowość, trzeci rok z rzędu stracili menedżera na początku sezonu. Jednak za każdym razem zmiana ostatecznie wychodziła The Tykes na dobre. Zaczęło się od Daniela Stendela, który wprowadził klub do Championship. Odszedł, oficjalnie ze względu na potajemne rozmowy z innymi pracodawcami. Po Niemcu stery przejął Gerhard Struber, który z trudem, ale utrzymał Barnsley na zapleczu Premier League. Wykupiło go New York Red Bulls. Na jego miejsce zatrudniono Valériena Ismaëla, który zrobił z Barnsley play-offy i tyle go w Yorkshire widziano. I tu pojawił się problem, bo Ismaël zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że podtrzymanie tendencji ciągłego rozwoju było praktycznie niemożliwe.
One by one ❤️ pic.twitter.com/udb6iV4mDD
— Barnsley FC (@BarnsleyFC) April 25, 2021
W Barnsley nowych menedżerów szuka się pod jeden ustalony profil. Jeszcze, gdy klub znajdował się w League One, właściciele opublikowali pismo, określające schemat gry na najbliższe lata. W tekście napisali o tym, że statystycznie drużyny odnoszące największe sukcesy w piłce nożnej grają na dużej intensywności i próbują wysoko odbierać piłkę przeciwnikom. W uproszczeniu można to nazwać Gegenpressingiem. Nie przez przypadek też kolejni szkoleniowcy sprowadzani są do Barnsley z krajów niemieckojęzycznych. Jednak przy wyborze kolejnego menedżera, włodarze postanowili troszkę zaryzykować. Zatrudnili byłego szkoleniowca Hatrberg, Markusa Schoppa.
Może być ciężko
Przed pierwszym meczem kibice The Reds byli pełni obaw. Z Austrii napływały dość niepokojące informacje. Mówiło się, że choć nowy menedżer lubi grać wysokim pressingiem, to unika bezpośredniej gry na napastników i zdecydowanie preferuje atak pozycyjny i wyprowadzanie piłki z obrony krótkimi i precyzyjnymi podaniami. Dlaczego to niepokoiło fanów?
Za Ismaëla Barnsley było wybitnie bezpośrednie. Przeciwnicy nienawidzili grać przeciwko nim. Maksymalnie zmniejszali pole gry w fazie defensywnej. Zaliczali ogromne ilości sprintów i podań posyłanych za plecy obrońców. Zgarniali drugie piłki i świetnie radzili sobie przy stałych fragmentach gry. Według niektórych grali po prostu brzydko, ale sprawiało im to przyjemność i co najważniejsze, dawało zdobycz punktową. A jeśli coś działa, nawet jeśli nie jest atrakcyjne, to po co to poprawiać.
Szczególnie że zawodnicy zdecydowanie odnajdowali się w taktyce narzuconej przez Francuza i wielką niewiadomą było, co się stanie, gdy narzuci im się grę inną, wymagającą większych umiejętności technicznych. Tym bardziej, że Schopp już od pierwszych dni w klubie musiał się liczyć z kadrą ogołoconą z paru kluczowych zawodników.
W trakcie zeszłej kampanii każda z formacji Barnsley miała swojego lidera. Defensywą zarządzał Michał Helik – według ocen portalu whoscored.com czwarty najlepszy zawodnik sezonu w całej Championship. W środku pola tempo drużyny regulował kapitan Alex Mowatt. A z przodu, choć dopiero od połowy sezonu rządził Daryl Dike. Dwudziestoletni, bardzo silny i zwinny napastnik reprezentacji Stanów Zjednoczonych, który w 19 rozegranych meczach zdołał strzelić dziewięć goli, zamieniając na bramki aż 69% swoich strzałów. Problem w tym, że zaraz po play-offach Dike wrócił do Ameryki, a Mowatta do West Bromu zabrał ze sobą Ismaël.