„Myślę, że ta dwójka [Varane i Sancho], którą pozyskaliśmy, zrobi dla nas ogromną różnicę, zarówno krótkoterminowo, jak i długoterminowo. Raphael jest w kwiecie wieku dla środkowego obrońcy. Jest w tym samym wieku co Harry i jest o rok starszy od Erica a kilka lat od Victora. Mam więc fantastyczną grupę środkowych obrońców”. Takie słowa po transferze Mistrza Świata z 2018 roku wypowiedział Ole Gunnar Solskjaer wyraźnie zachwycony kolejnym wzmocnieniem swojej linii defensywy. W całym tym gremium zabrakło jednak jednego nazwiska. Piłkarza, który wciąż jest w klubie, ale ostatnimi miesiącami miał ze szczęściem wyraźnie nie po drodze. Phil Jones, bo o nim tu mowa, mógł poczuć się na pewno tymi słowami Norwega wyraźnie dotknięty.

Przeszło trzy tygodnie temu w życiu 29-latka nastąpił pewnego rodzaju przełom. Po raz pierwszy od spotkania Pucharu Anglii z Tranmere w styczniu zeszłego roku znalazł się on w kadrze zespołu z Old Trafford. Gdyby mecz w Carabao Cup z West Hamem potoczył się odrobinę inaczej, otrzymałby w końcówce nawet kilka minut. Mimo niekorzystnego rezultatu on jedyny z przegranej strony mógł schodzić ze sceny jako mentalny zwycięzca. Natomiast nie zmienia to faktu, że Phil Jones nie jest w miejscu, w którym być powinien. Potencjał na karierę w wielkiej piłce posiadał jak mało kto. Tyle że w drastyczny sposób doświadczył drogi z samego szczytu do zapomnienia.

Mały wzrostem, wielki umiejętnościami

Phil Jones swoją piłkarską karierę zaczynał w barwach Ribble Wanderers, zanim w wieku 11 lat dołączył do szkółki Blackburn Rovers. Anglik przechodził przez wszystkie drużyny młodzieżowe The Blue and Whites, wyróżniając się na tle klubowych kolegów. Pod koniec sierpnia 2009 roku, zadebiutował w pierwszym zespole w wygranym 1:0 spotkaniu Pucharu Ligi przeciwko Nottingham Forest. Zaledwie tydzień po swoich 18. urodzinach po raz pierwszy zagrał w Premier League, zatrzymując na Ewood Park zmierzającą po tytuł mistrzowski Chelsea (1:1). Występ był o tyle imponujący, że Jones skutecznie zaopiekował się samym Didierem Drogbą, zaliczając kilka kluczowych bloków i przechwytów.

Do końca rozgrywek 09/10 defensor utrzymał miejsce w jedenastce Rovers i wydatnie pomógł w spokojnym zakończeniu rozgrywek w środku tabeli. W następnym sezonie stał się liderem ekipy prowadzonej przez Steve’a Keana. Grał niezwykle dojrzale jak na swój młody wiek, pokazywał siłę fizyczną i dowodził całą linią defensywy. Dzięki swojej krępej budowie, nawet pomimo niskiego wzrostu jak na zajmowaną pozycję (zaledwie 1.80 m), przeciwnikom niezwykle ciężko przychodziło go ograć. W dodatku wykazywał się wszechstronnością, mógł zostać ustawiony na środku obrony, na prawej stronie oraz jako typowa szóstka.

W czasie sezonu 10/11 miał pierwsze poważniejsze problemy zdrowotne, po tym, jak doznał urazu stawu skokowego w czasie grudniowej potyczki z West Hamem. Lekarze stawiali tezę, że zawodnik nie wróci do startu następnej kampanii. Kontuzja była poważna, ale finalnie powrócił na początku kwietnia i od razu zagrał na zero z tyłu z Arsenalem na The Emirates.

Sir Alex Ferguson był nim do prawdy zachwycony. Nawet po spotkaniu, gdy Czerwone Diabły wpakowały Blackburn aż 7 goli, chwalił go w rozmowie pomeczowej. Bardzo cenił sobie jego zdolności przywódcze, boiskową dojrzałość i umiejętność gry w powietrzu. Fakt, że Phil Jones w wieku zaledwie 18 lat wyrósł na czołową postać zespołu, najlepiej to podkreśla. Rovers 12 miesięcy po transakcji spadli z ligi. Ferguson wierzył, że w przyszłości klub z Manchesteru oprze na młodzianie swój blok defensywny razem z Chrisem Smallingiem i Jonny’m Evansem. Dlatego po zakończonej kampanii Manchester United wykupił go za ponad 16 milionów funtów, prześcigając w transferowym wyścigu Liverpool. Tym samym został drugim najdroższym nastolatkiem w historii angielskiego futbolu.

Talent czystej wody? Mało powiedziane

Wydawać by się mogło, że przychodząc do zespołu, gdzie na twojej pozycji są takie legendy jak Nemanja Vidic i Rio Ferdinand, w dodatku jeszcze dwóch młodych gniewnych wspomnianych wyżej, twoje szanse na grę są nikłe. A jednak okazało się zupełnie inaczej. Szkocki menedżer od początku postawił na 19-letniego wówczas zawodnika. Phil nie grał wszystkiego od deski do deski, ale regularnie dostawał kolejne szanse, zaczynając sporo spotkań od pierwszej minuty najczęściej u boku Ferdinanda lub Evansa.

Nie zawsze grał na środku obrony, bo Ferguson korzystał z jego uniwersalności. Kiedy wystawił go na początku sezonu przeciwko byłej drużynie z prawej strony, ten zaliczył dwie asysty, w tym jedną po fenomenalnej 30-metrowej szarży. Grając jako defensywny pomocnik, strzelał też bramki, choćby popisując się wolejem niczym rasowy napastnik w rywalizacji z Aston Villą. Po drodze zadebiutował w drużynie naro