Za pierwszym razem, kiedy opuszczał Newcastle, Andy Carroll poleciał do Liverpoolu helikopterem Mike’a Ashleya. W tamtym momencie został właśnie najdroższym transferem The Reds w historii. Drugie pożegnanie z St James’ Park było zgoła inne. Żadnego komunikatu, konferencji prasowej, okazji na pożegnanie z kolegami, czy szansy na opróżnienie klubowej szafki.

Sen, który się nie spełnił

Gdy Andy Carroll wrócił w 2019 roku do Newcastle, miał być to jego ostatni transfer. Sam powrót do klubu, w którym się wychował, miał w sobie coś z tego słynnego futbolowego romantyzmu. Pod koniec tej przygody całe uczucie wyparowało i pozostał tylko niedosyt. Anglik nie chowa urazy, wie, że piłka toczy się dalej i nie ma co rzucać fochami, ale w jego słowach ciężko nie wyczuć rozczarowania zaistniałą sytuacją.

Myślałem, że skończę karierę w Newcastle. Myślałem, że to będę Ja przez następne cztery czy pięć lat. To się nie wydarzyło z wielu powodów… Szczerze mówiąc, to było dla mnie naprawdę trudne. Nie grałem w meczach, kiedy myślałem, że mogę coś zmienić – mówi w rozmowie z Alanem Shearerem na łamach The Athletic.

W poprzednim sezonie zaliczył 22 występy w barwach Srok i zdobył w nich raptem jednego gola. Dziś 32-latek pozostaje bez klubu. Mimo to codziennie trenuje i dba o swoją formę w nadziei na odmianę losu. Poprzedni sezon boli w szczególności, jeśli spojrzy się, w ilu meczach napastnik był dostępny, a w nich nie zagrał albo nawet nie znalazł się w kadrze meczowej.

Tak naprawdę nie dostałem szansy gry Newcastle. Przez cały sezon byłem sprawny. Statystyki mówią, że na 43 mecze byłem dostępny w 40 z nich. Trenowałem codziennie. Myślę, że przez cały rok byłem w pierwszej czwórce podczas treningów. Nie grałem tyle, ile chciałem i nawet nie brałem udziału w tylu meczach, w ilu chciałem, co jest rozczarowujące, zwłaszcza przy wszystkich kontuzjach, które miałem przez lata. Mogłem grać więcej w zeszłym sezonie. Nie mówię, że powinienem grać co tydzień, ale myślę, że wciąż mam coś do zaoferowania, żeby być częścią Newcastle lub jakiegokolwiek klubu. Ciągle mam w sobie ten głód. Ale to menedżer podejmuje decyzje. Tak to już jest w piłce nożnej.

Szafka pełna rzeczy

Napastnik w 2019 roku podpisał roczną umowę, która następnie została ona przedłużona o kolejny rok. Jak mówi w wywiadzie z legendą Srok, nie odbyły się żadne konkretne rozmowy odnośnie do ewentualnego przedłużenia. Miał nadzieję, że takowe będą miały miejsce po ostatnim meczu ligowym przeciwko Fulham.

Po meczu powiedziano mi:„ Ach, może się spotkamy, może nie, zobaczymy, co się stanie”, a potem nie stało się nic – mówi Carroll. Właśnie wsiedliśmy do autobusu i wyjechaliśmy i nigdy więcej ich nie widziałem. Moja umowa się skończyła i tyle. Nigdy nie wróciłem. Wciąż mam tam szafkę pełną moich rzeczy. Kitman zadzwonił do mnie któregoś dnia, więc w końcu muszę się tam przejechać.

Newcastle podaje inną wersją zdarzeń, według której obie strony odbyły rozmowę na temat nowego kontraktu. Nie informują, dlaczego umowa nie została przedłużona, a Andy Carroll nie pozostał na St James’ Park.

Życie po życiu

Piłkarz, który ma już rodzinę myśli innymi kategoriami. Dla niego liczy się przede wszystkim stabilizacja i spokojne patrzenie w przyszłość. W przypadku bohatera tego tekstu „pewny grunt” był bardzo ważny.

Czy żałuje powrotu do domu? – Eee… nie żałuję. Chciałbym, tylko żeby to rozegrało się lepiej. Żałuję, że nie miałam razem dwóch lat, zamiast rocznego kontraktu, a potem kolejnego, bo moja żona i dzieci nie mogły się przenieść. Myślałem, że po pierwszym roku dadzą mi dwuletnią umowę, żebyśmy mogli być wszyscy razem. W kategoriach piłkarskich rok to dziewięć miesięcy. Nie możesz ot, tak zabrać dzieci ze szkoły.

Na pewnym etapie życia sukcesy odchodzą na dalszy plan, a dzieci stają się priorytetem, zwłaszcza jeżeli ma się ich całą piątkę. Dlatego na przykładzie Anglika najlepiej widać jaką niepewność i pewnego rodzaju destabilizację wywołuje zamieszania związane z kontraktem.

Codzienne bieganie po szkole, podrzucanie dzieci i odbieranie ich, to właściwie trochę koszmar! Zajmuje to cały dzień. Zabieranie ich wszędzie… To dużo trudniejsze niż się spodziewałem – śmieje się Anglik. Wszystko, czego chcę, to spróbować wrócić do gry. To jest zupełnie coś innego, niż to do czego byłem przyzwyczajony.