Marcelo Bielsa ma coś w sobie z futbolowego szaleńca, zresztą przez media i wielu kibiców bywa dokładnie tak odbierany. Na taki obraz wpływa jego gigantyczna, wręcz chorobliwa obsesja na punkcie piłki nożnej. Czasami jednak Argentyńczyk potrafi w spokoju przesiedzieć pełne 90 minut na kuble z napojami dla zawodników. Wygląda wtedy na odprężonego, wyciszonego człowieka, któremu oglądanie meczu sprawia czystą satysfakcję. Choć w głębi duszy zapewne go momentami roznosi, umie się w takich sytuacjach pohamować. Posiada też inną niezwykle cenną, ale niepasującą do jego stereotypowego obrazu, umiejętność. Jest nią cierpliwość. Nie poddał się po pierwszej, nieudanej próbie awansu z Leeds do Premier League i dokonał tej sztuki rok później. Wykazał się nią również przy transferze pewnego Walijczyka, gdyż prawie dwa i pół roku przyszło mu czekać, aż w klubie ostatecznie zjawi się Daniel James.

Argentyński szkoleniowiec w ostatniej chwili okienka transferowego wyciągnął do niego pomocną dłoń i wyrwał go z ławki na Old Trafford. Ta sytuacja pokazuje to, jak bardzo Bielsa pragnął go mieć w swoim zespole. Przez większość lata wydawało się, że na Elland Road trafi Noa Lang – odkrycie zeszłego sezonu belgijskiej Jupiler Pro League. Łączono też kilku innych skrzydłowych, m.in. Arnauta Danjumę z Bournemouth czy Matheusa Pereirę z West Bromu. 66-latek cierpliwie zwlekał z transferem, w nadziei na zmianę sytuacji w czerwonej części Manchesteru. Daniel James po transferze Jadona Sancho nie znajdował się w komfortowej sytuacji, ale dopiero powrót CR7 pod koniec sierpnia przelał czarę goryczy. Obie strony jeszcze raz spróbowały połączyć ze sobą siły, tym razem z pomyślnym zakończeniem.

Ledwo przyszedł, a już odchodzi

James przebojem wdarł się do pierwszego składu Łabędzi w ich pierwszej kampanii po relegacji do Championship. Graham Potter, który przejął wtedy drużynę po spadku, bardzo wierzył w potencjał skrzydłowego i zaczął regularnie dawać mu szansę zaprezentowania się w Szóstej Lidze Europy. A piłkarz odpłacał się znakomitymi występami, dzięki czemu zyskał status jednego z najbardziej ekscytujących graczy młodego pokolenia na zapleczu angielskiej ekstraklasy. Pokazywał swoją ogromną szybkość i umiejętność mijania rywali. W połączeniu z faktem, że potrafi sobie doskonale znaleźć miejsce pomiędzy liniami rywala, stał się niesamowitą bronią przy grze z kontrataku.

Pół roku na seniorskim szczeblu wystarczyło Bielsie, by się przekonać, że pragnie go mieć w swoim zespole. Pod koniec stycznia przewodzące wówczas w tabeli Championship Leeds przystąpiło do ataku. Działacze z Elland Road ustalili z prezesem Swansea, Huwem Jenkinsem cenę oscylującą w granicach 9 milionów funtów. James był zdecydowany na transfer, szczególnie, że Pawie na tamten moment pewnym krokiem zmierzały do Premier League. Nikt nie spodziewał że dzień ten okaże się jednym z najbardziej dramatycznych w historii Łabędzi. A ekipa Amazona kręcącą film dokumentalny o klubie z hrabstwa West Yorkshire, dostanie tak wyjątkowy materiał.




W ostatnim dniu okienka, około południa, skrzydłowy pojawił się wraz ze swoim ojcem w Thorp Arch – ośrodku treningowym Leeds, gdzie musiał przejść badania medyczne. Po paru godzinach pojawił się w siedzibie drużyny, aby dopełnić wszystkich formalności. Poznał najważniejsze persony zarządzające całą organizacją, zapozował do zdjęć z koszulką z własnym nazwiskiem, a nawet porozmawiał z klubową telewizją.

Dotarłem na Elland Road około 18. Zrobiłem zdjęcia z moją koszulką, udzieliłem wywiadu, ponieważ chcieli go wypuścić rano. Około 21 skończyłem podpisywać wszystkie potrzebne dokumenty. Potem było trochę dziwnie. Znajomi pytali mnie „co się dzieje?”, a ja nie wiedziałem, co im odpisać.

Dopiero po 15 minutach pomyślałem: 'to może się nie wydarzyć’. Zadzwoniłem do prezesa, aby zapytać go, o co chodzi. Po rozmowie rzuciłem telefonem o ścianę.

Tak rzeczywiście się stało. Jenkins w ostatniej chwili zablokował transfer, sądząc, że po sezonie klub otrzyma za swojego gracza więcej. Zwłaszcza że Leeds i tak zawarło umowę, że zapłaci dopiero latem. Trzeba było więc zamawiać taryfę powrotną do Walii.

Przesiadka z Fiata 500 na Porsche 911

Dziwna decyzja prezesa Swansea o nagłym wycofaniu się z prawie dopiętych negocjacji ostatecznie obroniła się sama. Niezadowolony James pozostał w walijskim klubie, ale zamiast się obrażać, wrócił do treningów i już 10 dni później rozegrał całe spotkanie z Millwall. Zresztą Daniel drugą część sezonu miał jeszcze lepszą niż pierwszą. Rozgrywki zakończył łącznie z 4 bramkami i 9 asystami, wydatnie pomagając zespołowi w spokojnym ukończeniu zmagań w środku stawki. Dodatkowe 4 miesiące w barwach zespołu z Liberty Stadium tylko podniosły jego cenę. Na początku czerwca za ponad 15 milionów funtów przeniósł się na Old Trafford i podpisał pięcioletnią umowę.

Daniel jest ekscytującym młodym skrzydłowym z wieloma umiejętnościami, wizją, wyjątkowym tempem i dobrą etyką pracy. Miał wspaniały sezon w Swansea City. Posiada wszystkie potrzebne atrybuty, by zostać piłkarzem Manchesteru United – chwalił go na konferencji prasowej Ole Gunnar Solskjaer.

Tym samym Daniel James zamienił małego, zgrabnego Fiata 500 na piękne, szybkie i tak pożądane Porsche 911. Wzrasta ekscytacja z jazdy, ale również i wymagane umiejętności wobec kierowcy. Tyle że to nie on miał ten wóz prowadzić. W moim odczuciu James miał stać się solidnym wzmocnieniem ławki. Kimś, kogo wpuszczasz na ostatnie 15-20 minut, by dzięki swojej prędkości wykorzystał wyrwy w defensywie rywala. Kimś, kto poradzi sobie w pierwszej jedenastce, gdy zajdzie potrzeba odpoczynku dla podstawowych graczy. Plan ten jednak nie wypalił, bo z Borussii nie udało się wyciągnąć tamtego lata Sancho. Urodzony w Beverley piłkarz wskoczył na prawym skrzydle za przysłowiowe kółko.

Trzeba przyznać, że na samym początku te deficyty w jeździe udawało się zgrabnie odsunąć w cień, a James wniósł sporo polotu do poczynań ekipy norweskiego szkoleniowca. Wejście Walijczyka do drużyny okazało się do prawdy urzekające. Wpuszczony z ławki na ostanie 16 minut premierowego starcia z Chelsea, przywitał się z kibicami Czerwonych Diabłów dokładając czwarte trafienie. Następnie w kolejnym spotkaniu na Old Trafford z Crystal Palace umieścił piłkę w samym okienku bramki Vicente Guaity. Tydzień później już na początku meczu z Southampton wyprowadził zespół na prowadzenie, po tym, jak ściął do środka z lewej strony i posłał petardę przy prawym słupku. Dlatego w sierpniu zasłużenie otrzymał tytuł gracza miesiąca w klubie.




Trudniej jest utrzymać się na szczycie, niż na niego wejść

Udany początek kariery w czerwonej części Manchesteru tylko podniósł dla niego poprzeczkę, a czym dalej w sezon, tym James powoli przestawał nas zachwycać. Styl gry oparty w głównej mierze na swojej szybkości i dynamice został migiem rozszyfrowany przez inne zespoły. Zawodnikowi nie pomagał też fakt, że w porównaniu do Swansea, drużyna często dominowała i była zmuszona do ataku pozycyjnego. To, przy jego problemach z podejmowaniem odpowiednich decyzji na boisku, tylko pogłębiało trudności. Owszem, dosyć regularnie potrafił w lidze dokładać asysty (w sumie rozgrywki zakończył z 9), to regularnie otrzymywane szanse pokazywały brak odpowiedniej jakości.

Po transferze Fernandesa wydawało się, że Daniel James powinien choć trochę nawiązać do formy z początku rozgrywek. Tak się jednak nie działo, a miejsce w wyjściowej jedenastce utrzymywał tylko z powodu kontuzji Rashforda. Tymczasem na horyzoncie pojawił się kolejny potencjalny rywal – Mason Greenwood. Po wznowieniu rozgrywek nastoletni snajper znajdował się w wybitnej strzeleckiej formie. Właściwie co mecz swoim klinicznym wykończeniem wprawiał w zachwyt całą piłkarską Anglię. Do gry wrócił także Rashford, tym samym Walijczyk przykleił się do ławki rezerwowych i tak już zostało do końca sezonu.

Następna kampania tę sytuację tylko pogorszyła. James grywał jedynie w Lidze Europy oraz krajowych pucharach. W lidze rozegrał raptem 920 minut, co jest przepaścią do rozgrywek 19/20, w których otrzymał prawie 2300. Zdarzały się spotkania, gdzie brakowało dla niego miejsca nawet na ławce. Zresztą dopiero w grudniu zeszłego roku po 16 miesiącach zakończył posuchę strzelecką w ekstraklasie, trafiając, jakżeby inaczej, w wygranym 6:2 meczu z Leeds.

Choć Ole Gunnar Solskjaer jest wielkim zwolennikiem dawania młodym graczom czasu, tegoroczne poczynania transferowe United jasno dało do zrozumienia skrzydłowemu, gdzie jest jego miejsce w szeregu. Po powrocie do klubu z całkiem udanego Euro 2020 zastał w nim Jadona Sancho, obiekt miłości Norwega od dobrych dwóch lat. Pod koniec okna na Old Trafford wrócił także Cristiano Ronaldo – wciąż niezaprzeczalnie jeden z największych piłkarzy na świecie. To zamknęło mu jakiekolwiek perspektywy.

Przeznaczenia nie oszukasz

Dlatego zarówno piłkarz, jak i klub, doszli do wniosku, że najlepszą opcją będzie odejście. Czasu do końca okna nie zostało za wiele, ale Bielsa skorzystał z okazji i po dwa i pół roku w końcu ściągnął go na Elland Road. Czerwone Diabły ubiły świetny interes, gdyż otrzymały aż 25 milionów funtów. Leeds również, ponieważ argentyński szkoleniowiec dostał gracza ulepionego pod swoje potrzeby. Cierpliwość 66-latka, który musiał czekać na upragnionego piłkarza, została wynagrodzona.

Zrobiliśmy kilka żartów w sali konferencyjnej, że to się teraz powtarza. Ostatnim razem podpisałem wymagane dokumenty, ale w ostatniej chwili się nie udało. Wszystko, co dzisiaj się stało, sprawia, że czuje lekkie déjà vu. Czuje się, jakby to było wczoraj.

Choć w sierpniu podczas spotkania z Pawiami (5:1) Daniel James miał usłyszeć od kibiców swojej nowej ekipy, że „jest zbyt ch**owy na Leeds”, na papierze ten transfer naprawdę wygląda kozacko. Nie jest tajemnicą poliszynela, że ekipa z hrabstwa West Yorkshire bardzo skrupulatnie analizuje statystyki każdego interesującego zawodnika. Wszystko po to, aby znaleźć piłkarzy stricte pasujących do totalnego futbolu Marcelo Bielsy, który preferuje niebywale intensywny pressing oraz rozciąganie gry na całą szerokość boiska.

Zwinność, wybuchowość i szybkość to najsilniejsze cechy w arsenale Jamesa. Porusza się z piłką z zawrotną prędkością, jedną z największych w całej Premier League (maks. 34.88 km/h). Skrzydłowy nie jest najlepszym dryblerem. Potrafi jednak za pomocą krótszych i dłuższych kontaktów z piłką wypuścić ją sobie na odpowiednią odległość. Kiedy już to uczyni, wciska się pomiędzy futbolówkę, a próbującego interweniować obrońcę, aby utrzymać posiadanie lub wymusić faul. Wszystko to robi wrażenie, tym bardziej że potrafi to uczynić, biegnąc na pełnych obrotach, czasami jeszcze kompletnie zmieniając kierunek biegu.

Żaden z zawodników na flance w angielskiej elicie nie zaliczył w zeszłym sezonie więcej sprintów na 90 minut* niż 23-latek (29.2). Na drugim miejscu w tej klasyfikacji był Raphinha (27.2), więc ogień z przodu Leeds zamieni się w prawdziwy pożar. Świetnie odnajduje się w kontrataku, których wyprowadził najwięcej w lidze (29). Razem z Harrisonem, Bamfordem i wspomnianym Brazylijczykiem będzie siał nie lada spustoszenie.

*min. 900 rozegranych minut w Premier League

Skrojony pod gegenpressing

Daniel James może być wystawiony zarówno na prawej stronie, jak i na lewej flance. Na obu stanowi spore zagrożenie dla przeciwnika, choć są pewne różnice w jego występach. Będąc na prawej gra wyżej, stara się przede wszystkim zajmować przestrzeń między obrońcami a bramkarzem przeciwnika, jednak czyni to, najczęściej trzymając się bocznej linii. Z kolei na lewej Walijczyk próbuje atakować przede wszystkim z głębi pola. Często schodzi do środka, szukając uderzenia lub dośrodkowania ze swojej prawej nogi. Doskonale wypracowuje sobie przestrzeń na strzał, więc jest w tym piekielnie skuteczny. Oczywiście, do ideału jeszcze trochę mu brakuje. Jego warsztat techniczny pozostawia wiele do życzenia i zdarza się mu regularnie przenosić piłkę nad bramką rywali, gdy podejmuje próbę strzału z jak największą siłą.

Przyjście byłego już gracza Manchesteru United daje też nie tylko większy wachlarz możliwości na skrzydłach. Pozwala też zrealizować Bielsie dość niekonwencjonalny pomysł, ponieważ Raphinha może zostać przesunięty na pozycję ofensywnego pomocnika, biorąc pod uwagę jego wszechstronność. To wydaje się odpowiednim rozwiązaniem w dłuższej perspektywie czasowej. Z tej strefy boiska były gracz Sportingu mógłby swobodnie rozrzucać piłki do całej ofensywnej trójki z przodu. W dodatku pojawienie się Jamesa wiąże się z przesunięciem Harrisona lub Rodrigo na ławkę. I choć żaden z nich nie będzie zadowolony z tego powodu, to mieć takiego zmiennika, jak na klub pokroju Leeds, to skarb dla każdego trenera.

Największą zaletą Jamesa, patrząc z perspektywy szkoleniowca Leeds, jest jednak jego ciężka praca w defensywie. Przez całe spotkanie może on biegać na najwyższych obrotach za wyznaczonym mu przeciwnikiem tam i z powrotem. To sprawia, że jest wręcz uszyty na miarę dla ekipy, która naciska na rywala niezwykle wysoko. W zeszłym sezonie Daniel znalazł się w 96. percentylu prawoskrzydłowych pod względem zakłócania ruchów przeciwnika. W dodatku zajął 26. miejsce wśród wszystkich piłkarzy Premier League, jeśli chodzi o liczbę wykonanych pressingów na 90 minut. Bielsa z pewnością tylko poprawi te statystyki. W Manchesterze często był krytykowany, że w zbyt bezpośredni sposób atakuje przeciwnika przy piłce, zamiast inteligentnie zajmować przestrzeń i przecinać linie podań. Tutaj będzie mógł robić to do woli.

Czy Daniel James wypali na Elland Road?

23-latek na papierze jest piłkarzem uszytym na miarę pod taktykę Marcelo Bielsy. Pozwala na nowe schematy i ustawienia zespołu, jest piekielną bronią przy kontratakach, a także nieustannie zasuwa w obronie. Zresztą był tyle razy bacznie obserwowany i analizowany przez sztab szkoleniowy Pawi, że prawdopodobieństwo pomyłki zostało zredukowane do minimum. Leeds wydaje się dla niego idealnym klubem, takim, do którego latem 2019 roku powinien trafić ze Swansea. Jego przygoda na Old Trafford niezwykle przypomina historię Wilfrieda Zahy. Podobnie jak w przypadku Iworyjczyka zabójcze tempo i trochę futbolowej magii na skrzydle nie przysłoniło surowej techniki i braków w innych aspektach. Manchester United okazał się po prostu poprzeczką na ten moment nie do przeskoczenia.

Daniel James być może nie zgodzi z takim osądem na temat jego przygody ekipie Solskjaera. W końcu na początku zachwycił, pokazał, że momentami jest w stanie wspiąć się na wymagany poziom, a w roli solidnego zmiennika mógłby sobie spokojnie poradzić. Ale wychowanek Łabędzi chciał czegoś więcej, pragnął grać i się rozwijać. Do klubu z West Yorkshire przychodzi w odpowiednim momencie, by jeszcze pokazać światu, na co go stać.

Jestem innym graczem. Może i grałem jedynie pół sezonu, kiedy ostatnim razem prawie podpisałem tutaj kontrakt. Teraz mam sporo doświadczenia gry na najwyższym poziomie i czuję, że mogę coś tu od siebie dodać.

Skrzydłowy jest na pewno zawodnikiem lepszym niż dwa lata temu, również silniejszym pod względem mentalnym. W moim odczucie 23-latek w Leeds odpali, wystarczy trochę na niego poczekać. Nauka gry u Bielsy wymaga czasu, co doskonale pokazują jego początki. Nie da się ukryć, że James w starciach z Liverpoolem i Newcastle wyglądał bardzo przeciętnie. Wystarczy jednak spojrzeć, co szkoleniowiec Pawi uczynił z Kalvinem Phillipsem i Patrickiem Bamfordem. Jeden jest pierwszym wyborem w pomocy u Garetha Southgate’a, drugi należy do najlepszych strzelców w Premier League.

Dlatego o los Walijczyka jestem nad wyraz spokojny. Wracając do tytułowego pytania, Daniel James udowodni kibicom na Elland Road, że się mylą. Tyle że oni dokładnie tego teraz od niego oczekują. Oczekują też takich akcji, jak ta poniżej, i myślę, że nie raz w tym sezonie zobaczymy piłkarza w swoim żywiole.