Wojny między kibicami a właścicielami klubów to coś, co dobrze znamy z angielskich stadionów. Teraz punkt zapalny osiągnięto na Boundary Park. Abdallah Lemsagam, zarządzający od prawie czterech lat Oldham Athletic to wróg numer jeden trybun. Jego kadencja doprowadziła The Latics na skraj upadku, lecz sam nie zamierza ustąpić.

Gdy Marokańczyk pojawił się w Oldham, deklarował spore ambicje. Zapowiadał, że chciałby wprowadzić drużynę do Championship. Tymczasem znajduje się ona obecnie na dnie tabeli League Two. Problemy finansowe, które miał zwalczyć, wciąż stanowią poważny kłopot. Polityka transferowa przypomina drzwi obrotowe, a menedżerowie zmieniani są niczym rękawiczki. Zarządzanie klubem to wręcz farsa. A właściciel, zamiast podejmować dialog z wściekłymi kibicami, stara się ich uciszyć absurdalnymi zakazami.

Na Boundary Park rozgorzała więc wojna domowa. Od jej wyniku prawdopodobnie zależeć będzie byt zespołu, który należał do grona założycieli Premier League.

Wielkie, nic niewarte zapowiedzi

Lemsagam został właścicielem Oldham Athletic wiosną 2018 roku. Nieoficjalnie pociągał jednak za sznurki od września 2017. Nie ma co się oszukiwać – klub nie znajdował się wówczas w świetnym położeniu. Po latach stabilizacji na trzecim poziomie rozgrywkowym, gdzie The Latics spędzili aż dwie dekady, zapowiadał się trudny rok. Sytuacja finansowa wyglądała coraz gorzej. Niemniej, nowy inwestor mógł napawać optymizmem całe środowisko związane z klubem.

Agent o marokańskich korzeniach kupił wszystkie udziały Simona Corneya. Pomógł w uregulowaniu długów, lecz na boisku sytuacja wyglądała znacznie gorzej. Pierwszy sezon nowej władzy zakończył się spadkiem do League Two. Drużyna z okolic Manchesteru nie występowała na czwartym poziomie rozgrywkowym od prawie 50 lat. Już same początki rządów nowego prezesa przyniosło sygnały alarmowe, choć ten deklarował wzniosłe plany.

Po zakończeniu pierwszej kampanii w czwartej lidze (maj 2019) przedstawił za pośrednictwem klubowej strony internetowej plan na najbliższe lata. Zadeklarował, że Oldham ma wrócić do League One najpóźniej za trzy lata. W dłuższej perspektywie chciał wprowadzić drużynę do Championship. Realizację tych celów miała umożliwić szeroka, międzynarodowa siatka skautingowa, możliwa do założenia dzięki kontaktom pana Lemsagama oraz ofensywny, ekscytujący styl gry. Priorytet miało stanowić również ustabilizowanie sytuacji finansowej.

Na papierze wyglądało to rozsądnie i mogło budzić nadzieje. Ba, brzmiało to, jak zapowiedzi człowieka, który miał ogromne ambicje i pomysł na wcielenie ich w życie. Niestety, rzeczywistość szybko to zweryfikowała. Ekipa z Boundary Park właśnie zalicza czwarty sezon w League Two. Niedługo miną cztery lata od zmiany właściciela. W tym czasie w klubie pracowało aż dziewięciu trenerów, a The Latics kończyli rozgrywki kolejno na 14., 19. i 18. pozycji. Klubowa kasa? Dalej dziurawa. A zamiast świetnej sieci skautingu mamy wielką degrengoladę. Kibice Oldham Athletic są zgodni – Abdallah Lemsagam musi odejść.

Jak Lemsagam sprowadził Oldham na manowce

Pierwsze fatalne decyzje zapadły jeszcze zanim Marokańczyk oficjalnie przejął władzę. Choć sam zainteresowany oficjalnie zaprzecza, źródła bliskie klubowi sugerują, że miał ogromny wpływ na transfery już latem 2017. Z Nantes wypożyczono wówczas jego klienta, Queensy’ego Meniga, który według portalu The Athletic zarabiał ponad 11 tysięcy funtów tygodniowo. Na poziomie trzeciej ligi! Kwotę pięciokrotnie większą niż najlepiej opłacani piłkarze drużyny!

Nadzwyczajnie wysokie uposażenie otrzymał również haitański bramkarz Johny Placide. Przypomnijmy – mówimy o nabytkach ekipy pogrążonej w finansowym kryzysie. Po pełnoprawnym przejęciu władzy Lemsagam w roli dyrektora sportowego obsadził swego brata, Mohameda. A to stanowiło preludium do dalszego kryzysu. Po spadku rozpoczęły się masowe zaciągi nowych zawodników.

Problem w tym, że transfery w Oldham działały na zasadzie drzwi obrotowych. Kilkunastu lub nawet ponad 20 piłkarzy trafiało do klubu, podobna liczba w tym samym momencie go opuszczała. „Międzynarodowa siatka skautingu” okazała się gigantycznym nieporozumieniem. I to pomimo tego, że oczekiwania mogły być spore, bo firma właściciela, Sport2JLT współpracowała m.in. z Sulleyem Muntarim, Samuelem Eto’o czy Alvaro Negredo.

Na Boundary Park trafiało wielu zawodników z kontynentu. Przyjeżdżali na testy, które pokazywały, jak wiele brakowało im do wymaganego poziomu. Anthony Gerrard, ówczesny kapitan The Latics, wspominał w rozmowie z The Athletic, że nie nadawali się do profesjonalnej drużyny piłkarskiej. A co najgorsze, pojawiali się bez wiedzy trenera. Ten dowiadywał się o nowych twarzach dopiero wtedy, gdy pojawiał się na treningu.

To również stanowiło ogromny problem. Sytuacja ta przewijała się przy okazji rozstania z kilkoma ze szkoleniowców zwolnionych przez znienawidzonego właściciela. Piłkarze słyszeli, jak Frank Bunn kłócił się z zarządzającymi klubem braćmi, wykrzykując, że „to on jest trenerem i zamierza wybierać skład oraz decydować o zmianach”. Na koniec rzucił, że jeśli im się to nie podoba, to mogą go zwolnić. Kilka dni później właśnie to zrobili.

Trzy miesiące później z zespołem po zaledwie 31 dniach pracy żegnał się Paul Scholes. Legenda Manchesteru United wyznała, że przed objęciem stanowiska dostała gwarancje dotyczące zasad pracy, których nie dotrzymał zarząd. Z kolei zwolniony w lipcu 2020 roku Dino Maamria w rozmowie z The Sack Race, wspominając swą niemal roczną kadencję, stwierdził, że bez kontroli nad szatnią i transferami nie można go było nazwać menedż