Georginio Wijnaldum w trakcie pobytu na Anfield stał się jednym z symboli fanatycznego projektu zbudowanego przez Jürgena Kloppa. Mimo to Holender nie doszedł do porozumienia w sprawie podpisania nowej umowy i latem odszedł do Paris Saint-Germain. Do tej pory Liverpool nie sprowadził w jego miejsce żadnego pomocnika, a to mogło wzbudzać niepokój wśród kibiców. Pierwsze mecze sezonu pokazują jednak, że Klopp na wątpliwości dziennikarzy i fanów przygotował odpowiednie rozwiązania, które od samego początku znajdowały się w klubie.

Liverpool w tym oknie transferowym nie szaleje na rynku. Jest dopiero na 9. pozycji w Premier League pod względem wydanych pieniędzy. Nad nimi znajdują się Arsenal, Manchester City, Manchester United, Chelsea, Aston Villa, Leicester City, Norwich City, czy nawet Crystal Palace. Na Anfield przybył tylko środkowy obrońca Ibrahima Konaté za 36 milionów funtów z RB Lipska. Kibice z niepokojem spoglądali na to, że czołówka ligi się zbroi, a ich drużyna pozostaje bierna. Szczególnie że z zespołem pożegnał się Gerginio Wijnaldum. Do końca nie było wiadomo, jak Jürgen Klopp zamierza załatać powstałą dziurę w drugiej linii. Pierwsze spotkania sezonu pokazują jednak, że Niemiec wie, co robi, a obawy fanów są niepotrzebne.

Wijnaldum – człowiek Kloppa

Wijanldum, to znakomity przykład tego, jak z piłkarza ze średniej półki, można zrobić gracza klasy światowej. Na Anfield trafił w 2016 roku ze spadającego Newcastle za niecałe 25 milionów funtów. Z perspektywy czasu taka kwota była promocją. Od tamtego momentu Holender stał się kluczową postacią drugiej linii, a do tego rosła jego pozycja w szatni. Łącznie w barwach Liverpoolu rozegrał 237 spotkań, zdobył w nich 22 bramki i zanotował 16 asyst. Nie strzelał często, ale jeśli już, przeważnie robił to w najważniejszych spotkaniach m.in. z Barceloną, Manchesterem City, Chelsea, Tottenhamem, czy Evertonem.

30-latek na boisku imponował jednak zupełnie czymś innym. Głównie przeglądem pola, walecznością oraz umiejętnością wyjścia spod pressingu. Zresztą sam Klopp najlepiej opisał jego rolę w zespole w jednym z wywiadów – Architekt naszego sukcesu. Zbudowaliśmy ten Liverpool na jego nogach, płucach, mózgu i jego ogromnym, pięknym sercu. Tym bardziej dziwne wydawało się, że The Reds w dalszym ciągu nie mogli dojść do porozumienia ze swoim pomocnikiem w kwestii podpisania kontraktu. Rozmowy trwały, ale z czasem stało się jasne, że na ich pomyślne zakończenie nie ma szans.

Niemiecki szkoleniowiec chciał, aby Wijnaldum został. Szczególnie że w tak trudnym sezonie dla Liverpoolu, jak ten poprzedni, okazał się jedynym, który zagrał w każdym spotkaniu w Premier League. W tym przypadku zaważyły jednak aspekty poza boiskowe. Konkretnie chodziło o pieniądze. Holender oczekiwał kontraktu, który odzwierciedlałby jego pozycję w zespole. Zarząd z kolei zważywszy na wiek pomocnika i sytuację finansową klubu nie chciał przystać na żądania, co doprowadziło do konfliktu interesów. Holender zresztą miał później o to żal.

Były chwile, kiedy nie czułem się kochany i doceniany. Nie przez moich kolegów z drużyny, sztab, czy kibiców. Wiem, że oni wszyscy mnie kochali, a ja to odwzajemniałem. Problem leżał w inny miejscu – powiedział  w wywiadzie dla The Guardian.

Chodziło oczywiście o właścicieli, którzy jego zdaniem nie wystarczająco chcieli, aby pozostał w drużynie. Ostatecznie 30-latek trafił do PSG, a na Anfield zaczęto się zastanawiać, jak załatać powstałą wyrwę w drugiej linii.

Panie Keïta, to już czas

Od kilku lat przed rozpoczęciem sezonu na Anfield pada to samo zdanie. To w końcu będzie rok Naby’ego Keïty. W Liverpoolu znajduje się od trzech lat i do tej pory nie udowodnił, dlaczego był wart aż 60 milionów euro. Kiedy grał w RB Lipsku, ówczesny trener tej drużyny Ralph Hasenhüttl mówił, że jest to jeden z najlepszych piłkarzy, z jakimi pracował i jeśli ktokolwiek ma się odnaleźć w każdym klubie na świecie, jest to właśnie Gwinejczyk. Klopp przyznał po czasie, że nigdy nie dostał tylu wiadomości z gratulacjami za dokonany transfer. Wtedy o pomocnika biło się pół Europy, w tym Bayernem Monachium i FC Barcelona.

Jednak patrząc na dotychczasową przygodę Keïty w The Reds, trzeba powiedzieć, że jest to na razie jeden z nielicznych niewypałów transferowych dyrektora sportowego Michaela Edwardsa. Liverpool rozegrał 165 meczów od czasu podpisania kontraktu z Gwinejczykiem. On sam zagrał w 78 z nich. Zdobył siedem bramek i zanotował zaledwie cztery asysty. Tylko 13 razy rozegrał pełne 90 minut. Nigdy również nie rozpoczął więcej niż pięciu meczów z rzędu, a od lutego 2019 roku nawet czterech.

Głównym problemem 26-latka do tej pory były kontuzje, które nie pozwalały mu złapać regularności. Do tego proces adaptacji wydłużył się ze względu na jego charakter oraz brak znajomości języka angielskiego. Mimo to, kiedy znajdował się na boisku, miewał przebłyski geniuszu. Będąc na murawie, średnia bramek The Reds w przeliczeniu na 90 minut w Premier League wzrastała z 1,27 na 1,62. Do tego harował w defensywie, ale nie potrafił utrzymać formy w dłuższej perspektywie.

Brak transferu pomocnika w tym oknie transferowym oznacza, że Klopp dalej wierzy w swojego podopiecznego. Zresztą regularnie powtarzał tę frazę przez ostatnie trzy lata. To właśnie Gwinejczyk powinien stać się następcą Wijnalduma. W pierwszych dwóch ligowych spotkaniach z Norwich i Burnley udowodnił, że ma umiejętności, aby sprostać temu zadaniu. Oczywiście, na razie w nadmierny optymizm nie można popadać. Wszystko wygląda jednak na to, że faktycznie to może być ten rok. Najwyższa pora pokazać, że 60 milionów euro nie poszło na marne.

Liverpool i młodość

Liverpool na załatanie dziury po Wijnaldumie ma jeszcze jeden pomysł. Na pozycji „8”, gdzie występował Holender, Klopp pragnie także stawiać na młodzież. Tego lata do klubu wrócił Harvey Elliott z udanego wypożyczenia do Blackburn Rovers z jasnym celem – chce walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce. W Championship 18-latek występował zazwyczaj na prawym skrzydle, gdzie schodził do środka i szukał uderzenia lub podania. W trakcie okresu przygotowawczego sztab Liverpoolu zdecydował się przesunąć go do drugiej linii, aby wykorzystać przegląd pola i nieszablonowe pomysły na rozegranie akcji przez Anglika.

Jeśli ktokolwiek zastanawiał się nad tym, czy ten utalentowany nastolatek poradzi sobie w Premier League, to dostał odpowiedź. W meczu z Norwich i Burnley imponował dojrzałością, a jednocześnie bezczelnością i arogancją w swojej grze. Gdyby nie spalony, to zanotowałby fantastyczną asystę do Mohameda Salaha. Trzeba również zaznaczyć, że to właśnie Elliott dostarczył piłkę do Trenta Alexandra-Arnolda, który po chwili notował finalne podanie przy golu Sadio Mané. Na razie nastolatek zdał pierwsze egzaminy. W następnym tygodniach poprzeczka pójdzie tylko wyżej, ale pokazał już, dlaczego wróży mu się świetlaną przyszłość.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Harvey Elliott (@harveyelliott07)

Nie można zapominać, że na tej samej pozycji gra również Curtis Jones. 20-latek rozegrał dla The Reds już prawie 50 spotkań i także udowodnił swoją jakość. Do tego nad utalentowaną młodzieżą mają czuwać Fabinho, Jordan Henderson oraz Thiago, który po kiepskim wejściu do drużyny, w końcówce ubiegłych rozgrywek zaczął wchodzić na odpowiednie tory. Hiszpan latem zmagał się z drobnymi urazami, ale powoli wraca do formy. W obwodzie zawsze pozostaje także Alex Oxlade-Chamberlain. Z tego wszystkiego wyłania nam się naprawdę mocna druga linia. Klopp wie, co robi. Na razie to tylko początek sezonu, ale wszystko wskazuje na to, że fani z Anfield o godne zastąpienie Wijnalduma mogą być spokojni.