Dla „Kanonierów” ten sezon ma być przełomowy. Po ubiegłorocznych rozgrywkach, w których Arsenal w Premier League zajął ósmą pozycję i pierwszy raz od 1996 roku nie zagra w europejskich pucharach, przyszedł czas na zmiany. W klubie latem doszło do roszad w kadrze. Pojawili się nowi piłkarze, a Mikel Arteta w końcu dostał pełen okres przygotowawczy na pracę z zespołem (poprzedniego ze względu na jego krótki czas nie liczmy). Czas na wymówki się skończył. Jeśli teraz zespół nie sprosta oczekiwaniom, to posypią się głowy, a pierwsza poleci ta Hiszpana. 

Kibice Arsenalu w ostatnich latach obserwują prawdziwy zjazd swojej drużyny. Na początku lipca firma Amazon poinformowała, że klub z The Emirates Stadium będzie nowym bohaterem serialu w ramach dokumentalnej serii „All or Nothing”. Fani liczą na to, że za rok usiądą przed telewizorem i z przyjemnością wrócą do wydarzeń z sezonu 2021/2022, wspominając udany rok. Na razie jednak rzeczywistość ich nie rozpieszcza.

Kanonierzy w pierwszym spotkaniu w Premier League przegrali 0:2 z beniaminkiem Brentford. Drużyna Mikela Artety mocno przypominała tę z poprzedniego sezonu – bierną, powolną, bez pomysłu w ataku i z błędami w tyłach. Na razie ziemia pod nogami hiszpańskiego menedżera się nie pali, ale po kolejnych porażkach, to się może zmienić. Tym bardziej że teraz trzeba zagrać z Chelsea i Manchesterem City, a kibice chcą wyników tu i teraz. W końcu obiecano im, że ten rok, po kilku latach niepowodzeń, przyniesie wyczekiwane rezultaty.

Arsenal i sezon do zapomnienia

Arteta wejścia do Arsenalu nie miał wprawdzie spektakularnego, ale wyniki jakie osiągnął na starcie, pozwoliły wlać nutkę optymizmu w sercach fanów. Przede wszystkim dlatego, że ostatecznie sezon 2019/2020 w Premier League udało się zakończyć na ósmej pozycji. O trzy lokaty wyżej, niż miało to miejsce w momencie rozpoczęcia pracy przez Hiszpana. Do tego widać było przebłyski jego pracy. Szczególnie w defensywie, gdzie zespół zaczął tracić mniej bramek, dzięki dobrej organizacji. Dało się odczuć, że nowy menedżer szuka idealnego ustawienia metodą prób i błędów. Wyciągał jednak wnioski, a to z kolei zaczęło przynosić rezultaty. Wygrana w FA Cup z Chelsea, awans do Ligi Europy oraz triumf w meczu o Tarczę Wspólnoty z Liverpoolem.

Szczególnie to ostatnie spotkanie wlało nadzieję, że rozgrywki 2020/2021 mogą przynieść momenty radości, ale kibice kolejny raz zostali brutalnie sprowadzeni na ziemię. „Kanonierzy” kampanię w Premier League rozpoczęli od trzech zwycięstw, w pierwszych czterech kolejkach. Przegrali tylko z Liverpoolem na Anfield. Potem jednak nastąpiła seria rozczarowujących wyników. Spowodowały one, że drużyna znalazła się dopiero na 15. miejscu w tabeli. Zamiast myśleć o walce o europejskie puchary, musiała spoglądać wstecz, aby nie zakręcić się przypadkiem w okolicach strefy spadkowej. Już wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze ciemne chmury nad głową Artety.

Wtedy nastąpił moment przełamania. Wygrana 2:1 z Chelsea na własnym boisku i wejście do zespołu Emile’a Smitha-Rowe’a. W końcu drużyna dostała ofensywnego pomocnika. Zimą na wypożyczenie przyszedł jeszcze Martin Ødegaard i gra zespołu zaczęła wyglądać coraz lepiej. Pojawiła się seria siedmiu spotkań bez porażki oraz triumfy z Leeds, Leicester City oraz Tottenhamem. Szczególnie ten ostatni mógł sugerować, że Arsenal rzutem na taśmę włączy się na finiszu do walki o puchary. Ale po przegranych z bezpośrednimi rywalami – West Hamem, Liverpoolem i Evertonem – stało się jasne, że nic z tego nie będzie. Do tego przyszedł rozczarowujący dwumecz w półfinale Ligi Europy z Villarrealem. Po przegranej 1:2, Kanonierzy zostali z niczym, a tamte dwa spotkania najlepiej podsumowały cały rok. Naznaczony bezradnością z przodu, błędami w defensywie i niemocą liderów.

Nowe nadzieje

Lato na The Emirates Stadium upłynęło pod znakiem ciężkich decyzji. Sezon 2020/2021 pokazał, że w zespole znajdują się gracze z umiejętnościami. Jednocześnie momentami brakowało chemii między nimi, a piłkarze nie stanowili monolitu na boisku. Budowanie kadry na kolejny rok rozpoczęto od rozstania się z graczami, dla których Mikel Arteta nie widział miejsca w swoich planach. Oddano Mattéo Guendouziego, Williama Salibę (obaj wypożyczenia), Joe Willocka (transfer do Newcastle United) oraz Davida Luzia (brak przedłużenia kontraktu). Szczególnie rozstanie się z brazylijskim stoperem, zwiastowało początek zmian.

Pomimo tego, że Arsenal w zeszłym roku miał najlepszą defensywę zaraz po Manchesterze City i Chelsea, to trzeba było ją wzmocnić. Stąd chociażby transfer Bena White’a (23 lata) z Brighton. 50 milionów funtów to dużo, ale Anglik posiada papiery, aby przez następną dekadę stać się filarem obrony. Do tego w klubie pojawili się defensywny pomocnik Albert Sambi Lokonga (21) z Anderlechtu, lewy obrońca Nuno Tavares (21) z Benfiki, Martin Ødegaard (22) z Realu Madryt i bramkarz Aaron Ramsdale (23) z Sheffield United.

Trzeba zaznaczyć, że nowe umowy podpisali też Bukayo Saka (19) oraz Emile Smith-Rowe (21). Z tego wszystkiego w końcu wyłania nam się jakaś konkretna polityka transferowa, którą Kanonierzy w końcu postanowili obrać. Liczy się średnio oraz długoterminowa wizja budowania drużyny. Widać, że celem nadrzędnym jest stawianie na młodych, perspektywicznych graczy, a nie na starych wyjadaczy. Taki profil piłkarzy najlepiej pasuje do filozofii gry Artety, ale sama młodzież nie wystarczy. Młodych, ambitnych i pracowitych zawodników muszą wspierać liderzy drużyny. Ci natomiast w ubiegłych rozgrywkach nie zawsze stawali na wysokości zadania.

Klucz do sukcesu – powrót liderów

Popadanie w skrajności nigdy nie jest dobre, a w piłce nożnej szczególnie. Dlatego na dłuższą metę granie samymi młodymi zawodnikami albo tylko tymi w podeszłym wieku nie wychodzi na dobre. Oczywiście, są od tego wyjątki, ale zazwyczaj kluczem do sukcesu jest znalezienie złotego środka. Było już o młodszych w tym artykule, to przyszedł czas na tych starszych. Zacznijmy od defensywy, a konkretnie od pozycji bramkarza. Bernd Leno nie raz pokazywał już swoją klasę, ale jednocześnie zdarzały mu się poważne błędy. Dlatego Arsenal sfinalizował transfer Ramsdele’a. Jednak i tak pewnie to Niemiec będzie numerem jeden w tym sezonie, ale konkurencja nie śpi, więc trzeba to udowodnić. Pewny bramkarz, dobrze grający nogami to w obecnym futbolu podstawa.

W drugiej linii Arteta z pewnością liczy na Thomasa Parteya. Obecnie zmaga się jeszcze z kontuzją i na jego powrót trzeba poczekać do połowy września. 28-latek w poprzednim sezonie pokazał się już dobrej strony, ale jednocześnie zmagał się z kontuzjami, przez które nie mógł ustabilizować formy. Dla płynnej gry Kanonierów postać reprezentanta Ghany jest kluczowa. Do tego w klubie wciąż znajduje się Granit Xhaka (poświęcimy mu osobny akapit w tym tekście), Mohamed Elneny i Lucas Torreira (jeszcze). To nie są zawodnicy z najwyżej półki, ale w kontekście nagromadzenia spotkań i kontuzji mogą okazać się potrzebni.

Dla fanów najważniejsze jest, aby do formy wrócił Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończyk po podpisaniu nowego kontraktu w zeszłym roku zgasł. Na to wpływ miały kontuzje oraz zachorowanie na malarię, ale fakty są takie, że podpadł on swoim również nieprofesjonalnym zachowaniem i spóźnieniami, a do tego sezon 2020/2021 w Premier League zakończył tylko z 10 bramkami. W trakcie pobytu na The Emirates Stadium, to bez dyskusji jego najgorszy wynik. Współpraca 32-latka z Alexandre Lacazettem jest niezbędna, aby formacja ofensywna stała się maszyną do zdobywania goli.

Arsenal i Xhaki – symbol kolejnych lat?

Granit Xhaka i jego sytuacja tego lata zasługiwała tym tekście na osobny akapit. Od samego początku okienka transferowego mówiło się o tym, że odejdzie do AS Romy. Tam stery przejął José Mourinho i zależało mu na tym, aby Szwajcar wzmocnił drugą linię jego zespołu. Obie ekipy od dłuższego rozmawiały, ale ostatecznie nie doszły do porozumienia i negocjacje zostały przerwane. Arsenal natychmiast zareagował i zaoferował swojemu pomocnikowi nowy kontrakt. Obecny wygasa za dwa lata. Dlatego, gdyby jakiś klub zgłosiłby się po niego za rok, to oferta byłaby niższa ze względu na tylko roczną umowę.

28-latek zdawał sobie sprawę, że klub chce się go pozbyć tego lata. Kanonierzy pragnęli dokonać większych zmian w drugiej linii. Ich zdaniem Xhaka nie pasuje do stylu gry drużyny, który w tym sezonie ma stać się jeszcze bardziej dynamiczny, a on jest uważany za hamulec. W idealnym scenariuszu oprócz Lokongi na The Emirates Stadium miał pojawić się jeszcze Manuel Locatelli albo Ruben Neves. Pierwszy trafił już do Juventusu, a drugi nie zamierza odchodzić z Wolverhampton. W związku z tym w Londynie uznano, że Szwajcara warto po prostu zatrzymać i zaoferować mu nową umowę.

Do tej pory największym przekleństwem, a jednocześnie atutem 28-latka był jego wybuchowy charakter. Momentami potrafił poderwać zespół, ale jednocześnie osłabić go bezmyślnymi wejściami czy kartkami. Szwajcar to emocjonalny człowiek i to się nie zmieni. W klubie liczą jednak na to, że jeśli za jego plecami będzie grał Ben White, obok niego Thomas Partey, a przed nim Martin Ødegaard i Emile Smith-Rowe, to zacznie grać na swoim najlepszym poziomie. Zdejmie to z niego sporą część odpowiedzialności, a on skupi się tylko i wyłącznie na swoich obowiązkach. Jeśli coś pójdzie nie tak albo Arsenal ugrzęźnie na stałe w swojej przeciętności, to bez wątpienia ten ruch będzie przedmiotem drwin.

Czas na wyniki

Arsenal rozpoczął właśnie sezon, który dużo powie nam o tym, w jakim położeniu znajduje się obecnie ta drużyna. Z letnich transferów wyłania się jasna wizja klubu, ale umówmy się – takie wzmocnienia nie zagwarantują na ten moment walki o pierwszą czwórkę. W tym momencie to jest cel zupełnie nierealistyczny. W zespole znajduje się kilku graczy z olbrzymim potencjałem, ale również może wydawać się, że kilku znajduje się tam zupełnie przypadkowo. Arteta będzie musiał się sporo napocić, aby wydobyć z tej drużyny wszystko to, co najlepsze.

Dla Kanonierów cel minimum na te rozgrywki to zajęcie miejsca w TOP 6. Jakby nie patrząc, to wizja całkiem realna. Na korzyść może w tym miejscu przemawiać brak europejskich pucharów. Wolne w ciągu tygodnia zwiększy czas regeneracji oraz pozwoli na lepsze przygotowanie się do ligowych spotkań. Aby jednak przyszły oczekiwane wyniki, wszystko musi zatrybić. Jeśli młodzież pokaże swoją jakość, piłkarze z większym stażem w klubie i doświadczeniem staną na wysokości zadania, to jest szansa, że dla fanów ten sezon okaże się choć trochę mniej uciążliwy, niż ten poprzedni.

Kolejny rok bez awansu do europejskich pucharów będzie oczywiście strzałem w stopę pod względem finansowym. Latem klub wydał sporo na transfery, ale do dalszej przebudowy kadry potrzebne są środki między innymi z grania na arenie międzynarodowej. Warto również zaznaczyć, że finisz poza pierwszą szóstką stanie się również klapą wizerunkową. Na ten moment słowo „Arsenal” nie działa już jak magnes na piłkarzy. Owszem, to wciąż uznana marka, ale obecnie ciężko mówić o niej, że to miejsce docelowe dla najlepszych.

Kanonierów czekają obecnie starcia z Chelsea, a następnie z Manchesterem City. Ciężko w nich będzie o jakiekolwiek punkty. Po trzech kolejkach dorobek punktowy może wynieść okrągłe 0. Nawet jeśli tak się stanie, to z realną oceną całej drużyny trzeba poczekać do października. Wtedy to podopieczni Artety zagrają jeszcze z Norwich City, Burnley, Tottenhamem, Brighton, Crystal Palace, Aston Villą i Leicester City. Jeśli do tego momentu dalej nic nie drgnie, to polecą głowy, a na pierwszy ogień pójdzie ta hiszpańskiego szkoleniowca.