Jak myślicie, co oni palą na tym Emirates? Takie pytanie dokładnie 8 lat temu zadał swoim obserwującym na Twitterze właściciel Liverpoolu – John W. Henry. W tamtym czasie Luis Suarez chciał opuścić Anfield. Arsenal złożył ofertę. 40 milionów z dodatkiem jednego funta. O co w tym wszystkim chodziło?

Ludzie oceniali taki ruch jako śmieszny, odważny, prowokujący, idiotyczny, ośmieszający. W zależności od tego, z którego obozu pochodzili fani, reakcje były kompletnie inne. Tych związanych z The Reds na pewno rozzłościł. Możliwe, że transfer mógłby nawet dojść w przyszłości do skutku, gdyby nie ta pojedyncza decyzja.

Zamieniając Ajax na Liverpool w 2011 roku, Luis Suarez wierzył, że udana kampania w Lidze Mistrzów czeka za rogiem. Z czasem jednak zaczął się frustrować, bo upragnione europejskie puchary nie przychodziły. W Anglii zasmakował jedynie Ligi Europy. W klubie praktycznie minął się z Fernando Torresem, a za jakiś czas odeszli też Damien Comolli i Kenny Dalglish, którzy byli odpowiedzialni za sprowadzenie go do kraju.

Choć na boisku był najlepszym zawodnikiem The Reds, Luis Suarez nie pomagał sobie swoim zachowaniem niezwiązanym ze strzelaniem goli. Afera rasistowska z udziałem Patrice’a Evry, a następnie ugryzienie Branislava Ivanovicia odbiły się w mediach wielkim echem. Urugwajczyk sam siebie opisywał jako „wroga publicznego numer 1”. Chciał zmienić otoczenie.

Czy Luis Suarez mógł trafić do Arsenalu?

W tamtym momencie napastnik był zdołowany, media nie dawały mu spokoju nie tylko w swoich gazetach, ale również zaczepiając go na ulicy. Ponoć nie mógł odpędzić się od paparazzich. Chciał wyjechać z kraju, znaleźć sobie pracodawcę w innej silnej lidze, koniecznie z możliwością gry w Lidze Mistrzów. Temat zaczął wypływać, z czasem wszyscy mówili już o tym, że Suarez chce odejść.  Jedyne, co trzymało go na Anfield, to wierni fani, którzy zawsze stali po jego stronie.

Arsenal bardzo potrzebował wtedy dobrego napastnika. Rok wcześniej do Manchesteru United odszedł Robin van Persie, a obecnie najlepszym strzelcem był Theo Walcott z 14 ligowymi trafieniami. Luis Suarez miał ich 21, grając w słabszej drużynie. No właśnie, trzeba pamiętać, że mówimy o 2013 roku. Pozycje Arsenalu i Liverpoolu były odwrotne do ich dzisiejszego poziomu.

Sezon przed niedoszłym transferem Kanonierzy skończyli na 4. pozycji, zapewniając sobie tak upragnioną przez Urugwajczyka Ligę Mistrzów. Jego ówczesnemu klubowi znowu się nie udało, kończąc na 7. lokacie. W teorii transakcja była realna, choć szanse były naprawdę małe. Do wszystkich, którzy Suareza nienawidzili, dołączyłaby kolejna grupa – kibice The Reds. Mimo to Arsene Wenger w swojej książce stwierdził, że Suarez był o krok od przenosin na Emirates.

Było bardzo blisko. Doszliśmy już do porozumienia z piłkarzem i jego agentem. […] Ale Liverpool nie chciał sprzedać Suareza. Udało im się go zatrzymać, obiecali mu, że za rok odejdzie zagranicę, a na horyzoncie była już oferta z Barcelony.

Czy Suarez był blisko Arsenalu? Raczej nie. Czy byłby bliżej, gdyby Kanonierzy rozegrali to inaczej? Zdecydowanie tak. Ale przecież z prawie-transferów Wengera moglibyśmy złożyć dwie jedenastki walczące o mistrzostwo każdej ligi.

40 000 000 + 1 £

Co do samej oferty, opiewającej na 40 milionów i 1 funta, narracja Wengera i Dicka Lawa, odpowiedzialnego wtedy na Emirates za negocjacje, nieco się rozmywa. Zdaniem francuskiego menedżera, agent Urugwajczyka poinformował ich o klauzuli w kontrakcie swojego klienta. Luis Suarez miałby odejść z Liverpoolu, gdy oferta przekroczy 40 mln, a The Reds nie będą mieli nic do gadania. Z samego Anfield dochodziły głosy, że to nieprawda. Legenda Arsenalu postanowiła więc po prostu sprawdzić, która wersja w rzeczywistości istnieje. W ten sposób wkurzył Johna Henry’ego, oferując o funt więcej, niż miała wynosić rzekoma klauzula.

Zdaniem Lawa, Arsenal doskonale wiedział, że podobny zapis w umowie piłkarza nie istnieje. Był świadom, że oferta przewyższająca 40 mln zgodnie z innym, tym razem istniejącym zapisem, po prostu zmusi Liverpool do podjęcia rozmów. Negocjator nie może wyjść z podziwu, dlaczego ta konkretna kwota tak zdenerwowała ligowych rywali. Było to przecież tylko zaproszenie do rozmowy o ewentualnym transferze i negocjacji.

Nie wiedzieliśmy, czy Liverpool na ofertę 40 mln nie odpowie, że kwota musi te 40 mln przewyższać. Mogliśmy zaoferować 45 mln, ale chodzi o to, że nie była to propozycja wykupu, 40 mln +1 to nie była kwota, którą chcieliśmy zapłacić. To miał być tylko początek negocjacji. Wiedzieliśmy, co musimy przebić i dodaliśmy do tego minimum. Mogliśmy dorzucić 50 funtów albo 500 tysięcy. To nie zrobiłoby żadnej różnicy. To tylko zapalnik do dalszej rozmowy. Wiedzieliśmy, że musimy zapłacić więcej, ale nie chcieliśmy oferować 50 mln, bo Liverpool mógł się zgodzić np. na 45.

Odejście Suareza było nieuniknione

Law nie tylko nie widział nic szokującego we własnej ofercie, ale wskazywał też złe zachowanie samego Johna Henry’ego. Po niemal legendarnym tweecie i całej aferze stworzonej wokół dodatkowego funta pracownik Arsenalu uznał, że ich rywal nie okazał im szacunku.

Liverpool chciał zrobić z tego wielką aferę. Od razu upublicznili naszą ofertę. Myślę, że John Henry zachował się bez szacunku. To była dobra strategia do odciągnięcia uwagi od faktu, że za chwilę straci swoją największą gwiazdę.

Ostatecznie Luis Suarez i tak musiał odejść. W Liverpoolu na wielkie sukcesy czekali jeszcze kilka lat, a Urugwajczyk nie był tak cierpliwy. Spędził jeszcze jeden sezon na Wyspach, po czym przeniósł się do Barcelony za ponad 70 mln. Gdyby na Emirates rozegrali to inaczej, kariera Urugwajczyka mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Raczej i tak nie trafiłby do obozu Wengera, ale dzisiaj to tylko przypuszczenia zamiast pewności.

Możliwe, że ta cała sytuacja to najgłośniejszy transfer, który nigdy nie doszedł do skutku. I najdziwniejsza oferta, jaką kiedykolwiek klub piłkarski komukolwiek złożył. Zamiast w sprytny sposób zacząć negocjacje, Arsenal rozzłościł rywali i prawdopodobnie zepsuł wspólne relacje na dłuższy czas. Niezbyt rozsądnie.

Zapraszamy do naszego sklepuniedawno do oferty wróciły bluzy, których poprzedni nakład zniknął w ekspresowym tempie!