Okienko transferowe trwa w najlepsze. W związku z tym dociera do nas coraz więcej informacji o potwierdzonych transferach: Sancho, Lokonga, Daka, Firpo, Buendía to tylko niektóre nazwiska, które będziemy mogli oglądać w nowych barwach. Kluby zbroją się, aby osiągnąć postawione sobie cele. W tym wszystkim jest gdzieś Everton, którego ruchy na rynku wydają się jakby to ująć… dość interesujące.

Powiew nostalgii

Sam powrót Rafy Beniteza na ławkę trenerską przywrócił wspomnienia – 2005 rok i finał w Stambule, wygrana Liga Europy z Chelsea, czy cała przygoda w Newcastle. Hiszpański szkoleniowiec bez wątpienia miał swój udział w pisaniu historii angielskich klubów, a teraz ma okazję dołożyć kolejne wspomnienia. Na razie daleko im do tych z dawnych czasów, przyjście do Evertonu po wspaniałych latach pracy u stołecznego rywala wzbudziło negatywne emocje. Transparenty namawiające, a wręcz grożące, aby nie podpisywał umowy z The Toffees to jak dotąd najbardziej zapadająca w pamięć część pracy Beniteza. Zmienić to mogą tylko wyniki, a te wymagają poprawy.

Carlo Ancelotti nie osiągnął spektakularnego rezultatu, zostawiając Everton na 10. miejscu w ligowej tabeli, a samemu odchodząc do starego znajomego, jakim jest Realu Madryt. Włoch zbudował całkiem niezły skład, ale jednak czegoś tu brakowało. Czegoś, a może kogoś.

Dwa miliony funtów za trzech graczy? Why not

Tak właśnie przechodzimy do sedna, czyli do tego, kto przyszedł do Evertonu i po co? W ostatnich dniach ogłoszono dwa nowe transfery. Do klubu dołączyli Andros Townsend i Asmir Begović. Ten pierwszy opuścił Crystal Palace, a drugi Bournemouth, znajdujące się w Championship. Oboje przyszli po całkiem uczciwej cenie, czyli za darmo.

Begović zostaje ściągnięty jako zastępstwo Robina Olsena i będzie pełnił funkcję zmiennika Jordana Pickforda. Bośniak ze swoim doświadczeniem może pomóc w rozwoju Anglia. 252 występy w Premier League niech mówią same za siebie. Kariera 34-latka zmierza ku końcowi i pozostawienie go, jako jedynej alternatywy w przypadku kontuzji Pickforda może być ryzykowne.

Andros Townsend nie będzie pełnił funkcji mentora, ale ma wzmocnić pozycję skrzydłowego w zespole Rafy Beniteza. Panowie znają się doskonale z Newcastle, w którym pracowali ze sobą przez pół roku w sezonie 2015/2016. Wtedy Anglik miał miejsce w wyjściowej jedenastce, grając obok Moussy Sissoko czy Georginio Wijnalduma. To było jednak 5 lat temu i teraz Townsend ma już 30 wiosen na karku. Jego zdobycze w poprzednim sezonie to zaledwie jedna bramka i pięć asyst. Zaskakują natomiast statystyki dośrodkowań, ponieważ były zawodnik Crystal Palace w zeszłym sezonie zajął 4. miejsce pod względem ich liczby. Na ten moment w klubie jako nominalny skrzydłowy pozostał tylko Alex Iwobi, który w poprzednim sezonie zdobył raptem 2 gole.

Benitez chce, aby Everton wrócił do gry ze skrzydłowymi, dlatego w klubie wylądował również Demarai Gray. Tym razem ekipa z Anglii sięgnęła już do kieszeni i zapłaciła za zawodnika 1,7 miliona funtów. Ostatnią rundę Anglik spędził w niemieckim Bayerze Leverkusen. Niestety jego przygoda w Bundeslidze nie potoczyła się tak, jakby chciał. Zaledwie 12 występów w barwach „Aptekarzy” przekonało go do powrotu do Premier League.

Czuję, że jestem na takim etapie w mojej karierze, że mogę wszystko poskładać do kupy. Są obszary mojej gry, w których wciąż chcę się rozwijać i stawać się lepszym.

Gray należał do mistrzowskiej ekipy Leicester, która sięgnęła po mistrzostwo Premier League w sezonie 2015/2016. W przeciwieństwie do poprzednich transferów 25-latek jest stosunkowo młodym graczem i ma przed sobą dobre kilka lat grania.

Grzebanie w koszyku z przecenami czy rozsądny biznes?

Przez poprzednie lata Everton nie przypominał drużyny z obecnego okienka. W ciągu pierwszych trzech sezonów, po przejęciu kontroli przez Farhada Moshiriego, klub wydał 346 milionów funtów. Liczby były oszałamiające, w dodatku wszyscy głosili, że wydatki doprowadzą z kolei do regularnych występów w europejskich pucharach. Decyzje okazywały się najczęściej błędne. W lecie przed sezonem 2017/2018 wydano 60 milionów funtów na trzech zawodników: Davy’ego Klassena, Theo Walcotta i Cenka Tosuna. Jak się potoczyły ich losy? Klassen został sprzedany rok później, umowa Walcotta niedawno się skończyła i dołączył za darmo do Southampton, a Tosun wciąż zwiedza korytarze na Goodison. To tylko kilka przykładów niewypałów transferowych z ostatnich lat.

Wydane pieniądze przyniosły też kilka nazwisk, na których Everton może oprzeć swoją grę. James Rodriguez złapał drugi oddech pod wodzą Ancelottiego, Lucas Digne jest uznanym reprezentantem Francji, Ben Godfrey wyrasta na stabilnego stopera, a Jordan Pickford, choć często wyśmiewany, jest niekwestionowaną “jedynką” w kadrze Anglii. Zespół uzupełnić trzeba tylko kilkoma solidnymi zawodnikami. Sprowadzenie Towsenda, Begovicia i Graya pokazuje, że Everton zmienia politykę transferową, oszczędzając przy tym masę pieniędzy, ale nie są to po prostu transfery przyszłościowe. Natomiast okienko jeszcze się nie skończyło i być może The Toffees ściągną kogoś, kto to zmieni. Na razie wygląda to jak nostalgiczny powrót do 2015 roku.