Praktycznie przez całą kampanię 2020/21 Fulham znajdowało się w strefie spadkowej. Tygodnie, gdy londyńska ekipa zdołała się wygrzebać nad 18 miejsce, można policzyć na palcach jednej ręki. Mimo to szefostwo beniaminka wytrzymało bez gwałtownych ruchów menedżerskich aż do dnia, gdy Fulham spadło i sezon ostatecznie się zakończył. Wiele wskazywało na to, że Parker dostanie kolejną szansę na wprowadzenie klubu z powrotem do elity. Jednak w czerwcu na Craven Cottage coś pękło, a na kryzysie skorzystać postanowiło Bournemouth.

W ubiegłym sezonie Premier League doszło do zaskakująco małej liczby zmian na stanowiskach menedżerskich. Dość powiedzieć, że w trakcie rozgrywek pracę straciło zaledwie czterech trenerów. Dla porównania rok wcześniej tyle samo szkoleniowców poprowadziło samo Watford. Nie wspominając o sezonie 17/18, gdy w Premier League doszło do 15 zmian w trakcie sezonu, a na jego zakończenie wypowiedzenie otrzymało pięciu kolejnych menedżerów. Zresztą w każdy czerwiec, po ostatniej kolejce sezonu kilku trenerów żegna się z pracą. Tak było i tym razem. Dość nieoczekiwanie w tym roku jednym z nich okazał się Scott Parker, menedżer Fulham.

Dlaczego nieoczekiwanie skoro The Cottagers zajęli 18. miejsce? Ano dlatego, że skoro przełożeni Anglika nie pozbyli się go w trakcie sezonu, w popłochu szukając możliwości na odwrócenie złej fortuny, można było oczekiwać, że ten zostanie na Craven Cottage na kolejny sezon. Przecież już raz udało mu się wyciągnąć klub z kryzysu po spadku i wprowadzić londyńczyków z powrotem do elity. Ostatecznie jednak umowa rozwiązana została pięć tygodni po zakończeniu rozgrywek. Skoro już Parker odszedł, można się było spodziewać, że w obliczu spadku, to raczej klub powinien dążyć do zwolnienia menedżera na jak najlepszych warunkach. Nic bardziej mylnego. W tym wypadku to Parker chciał odejść, a Fulham nie bardzo chciało go puścić.

Znowu spadek.

Cofnijmy się w czasie do wakacji 2018 roku. To wtedy Fulham, świeżutki beniaminek Premier League, rozbił bank i zainwestował w nowych piłkarzy ponad sto milionów euro. Pewnie pamiętacie, jak to się skończyło. Fatalne wyniki, Slaviša Jokanović zwolniony już w listopadzie, Claudio Ranieri zatrudniony i chwilę później też pożegnany. Ostatecznie drużynę przejął wtedy asystent obu poprzednich trenerów, Scott Parker. Anglik nie wyczarował utrzymania, a ekipa znad Tamizy spadła do Championship. Mimo to w opinii kibiców i właściciela zasłużył na szansę sprowadzenia klubu z powrotem do elity. Coś jednak musiało się zmienić. W Londynie postanowiono przekształcić politykę klubu. Kolejne ogromne wydatki nie były z resztą możliwe, chociażby ze względu na zasady finansowego fair play.

Nową jakość wprowadzić miał dyrektor sportowy Fulham, Tony Khan. Tony nie był nigdy piłkarzem ani nigdy nie obracał się w piłkarskiej rzeczywistości. Ma za to doświadczenie w zarządzaniu w sporcie. Jest m.in. właścicielem firmy specjalizującej się w opracowywaniu innowacyjnych rozwiązań analitycznych w branży sportowej. Jest też starszym wiceprezesem ds. futbolu i technologii w Jacksonville Jaguars, gdzie stworzył grupę ds. technologii i analityki futbolowej. Ostatnio zaangażował się też w projekt własnej federacji wrestlingowej, All Elite Wrestling. Tony Khan ma też jeszcze jedną wyjątkową zaletę. Jest synem Shahida Khana, właściciela Fulham, Jacksonville Jaguars i All Elite Wrestling…

Tarcia na linii Parker-Khan

Parker przez cały sezon dawał znać, że nie dogaduje się z dyrektorem sportowym. Już we wrześniu na konferencji prasowej ostro skrytykował Khana za przeprosiny opublikowane w mediach społecznościowych po porażce z Aston Villą.

Innym razem syn właściciela podzielił się w internecie szczegółami niedoszłego transferu Ivana Toneya na Craven Cottage. Zrobił to w swojej obronie po tym, jak prezes Peterborough zarzucił mu, że mała liczba bramek Fulham to wina rekrutacji, bo ich menedżer bardzo chciał Toneya, ale klub zrezygnował z kupna. Parkerowi reakcja się nie spodobała.

„Nie rozmawiałem o tym z Tonym. W mojej opinii to nie powinno się wydarzyć. Chcę, żeby to był elitarny klub piłkarski i elitarna organizacja. Nie mogę kontrolować tego, co mówi ktoś spoza szatni, a to nie pomaga. Chcę, aby ludzie postrzegali nas jako klub światowej klasy, niezależnie na jakim polu – komentował sytuację menedżer Fulham”.

I tak naprawdę właśnie w tej wypowiedzi możemy doszukiwać się przyczyn ostatecznego rozstania. Menedżer i zarząd mieli dwie różne wizje rozwoju klubu. Od felernego okienka transferowego w Londynie postanowiono wydawać mniej na zawodników sprowadzanych na stałe, a dużą część wzmocnień oprzeć na wypożyczaniach. W zeszłym sezonie w Fulham było siedmiu takich graczy i znakomita większość stanowiła o sile drużyny. Rok wcześniej wypożyczonych piłkarzy było sześciu. Do tego, co odczytać można między wierszami z wywiadów i wypowiedzi pomeczowych Parkera, sprowadzani gracze nie byli wybierani w porozumieniu z menedżerem. W konsekwencji otrzymywał piłkarzy nieodpowiadających do jego strategii i koncepcji, przez co nie wykorzystywał ich potencjału.

Można oczywiście uznać, że to tylko wymówka i próba rozłożenia odpowiedzialności za spadek. Tak czy inaczej, Parker w Fulham pracować już nie chciał i praktycznie od ostatniego dnia sezonu próbował odejść z klubu. To jednak wcale nie było takie łatwe. Menedżer obciążony miał zostać karą rekompensaty za niewypełnienie kontraktu. I pewnie gotów byłby nawet zapłacić ją z własnej kieszeni, ale zgłosiło się po niego Bournemouth. Klub z południa Anglii zadeklarował opłacenie należności.

Wyjazd nad morze

Na pierwszy rzut oka zmiana wydaje się co najmniej osobliwa. W Fulham Parker kończył piłkarską karierę. Ma tam bogatego właściciela i piękny, rozbudowywany stadion. Bournemouth to znacznie mniejszy klub, z akademią kategorii trzeciej i Dean Court, które po rozbudowie Craven Cottage będzie mieściło blisko trzy razy mniej fanów. Do tego zmiana oznacza przejście do bezpośredniego rywala Fulham w walce o awans. Parker jest też z krwi i kości Londyńczykiem. Urodził się w Londynie, grał w Charltonie, Chelsea, West Hamie, Tottenhamie i właśnie w Fulham. W swoim życiu tylko dwa razy opuścił na dłużej Londyn. Jako 20-latek trafił na miesięczne wypożyczenie do Norwich, a kilka sezonów później przez 2 lata reprezentował barwy Newcastle United.

To jednak w Bournemouth zaoferowano mu władzę i wpływ na rozwój klubu, czego nie mógł wywalczyć w Londynie. Nad morzem marzą o powrocie na stałe do Premier League i nie zamierzają otrzymać łatki klubu jojo, nieuchronnie doczepianej Fulham. Dodatkowo zaufał szwagrowi, Harry’emu Arterowi. Pomocnik spędził na południu ponad dekadę z kilkoma przerwami i to podobno właśnie on namawiał Anglika na objęcie sterów The Cherries. A przecież ostatecznie Bournemouth leży zaledwie dwie godziny drogi od stolicy, nawet taki „Proper Londoner” jak Parker powinien dać radę.

Bournemouth z Parkerem

Czy Bournemouth uda się wywalczyć awans? Ciężko powiedzieć, na pewno takowy jest od niego wymagany. Możemy opowiadać o tym, że klub po odejściu Eddiego Howe’a szuka młodego menedżera na lata, któremu pragnie zaufać i z którym ramię w ramię przejdzie przez następne dziesięć lat. Jednak bez awansu nastroje szybko mogą się zmienić.

Nie ma co się oszukiwać, Parker nie jest na razie żadnym wybitnym menedżerem. Choć przy pierwszym spadku nie miał może szans na utrzymanie tak, gdyby to zrobił, na pewno wpisywalibyśmy to na jego konto. Dlatego nie ma co owijać w bawełnę. W dotychczasowej karierze menedżerskiej zaliczył dwie degradacje i jeden awans. I była to promocja wywalczona w play-offach, co dla wielu fanów było niewystarczające przy składzie i możliwościach Fulham. Do tego tegoroczny spadek był w wyjątkowo złym stylu. Gdy tylko wydawało się, że klub wychodzi z zakrętu, np. po wygranej z Liverpoolem, wpadał w następną serię porażek. Jeżeli doliczymy zaledwie osiem goli strzelonych na własnym obiekcie, czy gęstą atmosferę w szatni związaną, chociażby z sytuacją Mitrovicia, ciężko o pozytywny obraz ostatniego roku Parkera na Craven Cottage.

W Bournemouth oczywiście może się udać. W tym roku niewiele brakowało, mimo że klub pozostawiony został bez wieloletniego kapitana statku w postaci Eddiego Howe’a, a w trakcie sezonu zrezygnowano z usług Jasona Tindalla na rzecz mającego swoje ograniczenia Jonathana Woodgate’a. Gdyby były obrońca Realu Madryt wygrał play-offy, o żadnej zmianie nie byłoby mowy.

Optymizmem może też świetna jak na warunki Championship kadra. David Brooks, Arnaut Danjuma, Jefferson Lerma czy Philip Billing to już sprawdzone marki na tym poziomie rozgrywkowym. Klub jednak spędza drugi kolejny sezon na zapleczu, co oznacza mniejsze wpływy z tzw. spadochronowego. Kilku najważniejszych graczy opuści pewnie The Cherries, a jeden na pewno.

Choć Parker może sobie nie poradzić, będzie to dla niego na pewno świetna lekcja i doświadczenie, po którym będzie tylko lepszym menedżerem. Większość bezstronnych kibiców na pewno życzy mu awansu. To barwna postać, która nie gryzie się w język, a do tego swoim ubiorem i zachowaniem dodaje klasy angielskim rozgrywkom.

Fulham bez Parkera

Co się jednak tyczy Fulham. Wśród fanów panowały raczej mieszane uczucia po rozstaniu z menedżerem. Część kibiców krytykowała właścicieli, ale były też głosy pełne nadziei, wypatrujące lepszych czasów. Tych drugich jest jednak znacznie mniej, odkąd na nowego trenera wybrano Marco Silvę. Portugalczyk po swoim pobycie w Hull, Watford i Evertonie nie ma raczej dobrej opinii na wyspach. Bez wsparcia ze strony kibiców awansować będzie mu na pewno ciężko. Poza tym rozpoczyna pracę już w trakcie przygotowań, a w walce o promocję do Premier League zmierzyć się musi z byłymi menedżerami Fulham, którzy mają w Londynie sporo do udowodnienia. Poza Parkerem z przeszłością rozliczyć chciałby się też Slaviša Jokanović, nowy szkoleniowiec Sheffield United.