2 lipca 2021, dokładnie za 34 dni czeka nas inauguracja nowego sezonu w Championship. Tymczasem piłkarze jednej z drużyn nadal nie wiedzą, w jakiej lidze zagrają w przyszłym sezonie. Zespół, w którym występują Krystian Bielik i Kamil Jóźwiak znalazł się w mało komfortowej pozycji. Co więcej, nic nie zwiastuje, żeby sytuacja miała się szybko wyjaśnić. 

W ostatniej kolejce minionej kampanii Sheffield Wednesday mierzyło się z Derby County w bezpośrednim meczu o utrzymanie w lidze. Jeden z klubów został już przed startem rozgrywek ukarany ujemnymi punktami. Do meczu w finałowej serii gier przystępował ze świadomością, że musi pokonać rywali. Proces drugiej toczył się niemal przez cały sezon, a rozstrzygnięcia nie poznaliśmy do dzisiaj.

Ostatecznie to Derby, a więc zespół z większym szczęściem do wyroków, utrzymał się w lidze. Zwycięski remis z The Owls pozwolił im wyprzedzić również pozostałych rywali: Wycombe Wanderers i Rotherham United. W obozie The Rams polał się szampan. Być może to nie osiągnięcie na miarę drużyny o ich statusie, ale w obecnych czasach nikt nie chce pozwolić sobie na spadek. Radość więc nie dziwi.

Szybko okazało się jednak, że mogła być przedwczesna. Niczym bumerang wróciła bowiem sprawa, którą prawnicy z Pride Park zajmowali się od wielu miesięcy. Dziś, zamiast przygotowywać się do nadchodzących meczów, zastanawiają się gdzie właściwie przyjdzie im grać.

Sprzedaż stadionu i amortyzacje

Na początku 2020 roku Derby County dołączyło do grona klubów, oskarżonych przez EFL za złamanie regulacji finansowych. Uwagę komisji dyscyplinarnej zwrócił fakt sprzedaży stadionu, na którym swoje spotkania rozgrywają piłkarze The Rams. Nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego gdyby nie fakt, że został on sprzedany firmie, założonej przez Mela Morrisa, a więc właściciela drużyny z Derbyshire.

Sam proceder nie jest nielegalny, wykorzystuje jedynie lukę w przepisach, a Derby to niejedyny klub, który się go dopuścił. To, co mogło wpędzić ich w kłopoty, to nieodpowiednie oszacowanie wartości obiektu, w celu poprawienia swoich wyników finansowych. Kluby w Championship zobligowane są do przestrzegania reguł Finansowego Fair Play. Stanowią one jasno, że na przestrzeni trzech sezonów nie można przekroczyć strat na poziomie 39 milionów funtów.

W 2018 roku Derby groziła taka sytuacja, więc właściciel zdecydował się działać. Oprócz Pride Park, księgowi Mela Morrisa podeszli też w innowacyjny sposób do tematu amortyzacji. Kiedy klub kupuje zawodnika, kwota za jaką go sprowadzono jest wykazywana w rachunku zysków i strat, podzielona na lata trwania kontraktu. Zespół który sprowadzi piłkarza za 100 milionów funtów na pięcioletniej umowie, ponosi koszty amortyzacji w wysokości 20 milionów funtów na rok, przez pięć kolejnych sezonów. Amortyzacja zazwyczaj jest obliczana liniowo, przynajmniej w świecie piłki nożnej.

The Athletic podaje jednak, że zdecydowano się w tym przypadku na wykorzystanie tzw. Estimated Recovery Value, która pozwala manipulować kosztami amortyzacji, co nie narusza może przepisów prawnych, ale jest bardzo kontrowersyjne w zderzeniu z Finansowym Fair Play.

Oczyszczeni z zarzutów

W sierpniu ubiegłego roku oddalono większość zarzutów. Wycena Pride Park na 81 milionów funtów nie odbiegała od wartości rynkowych. Podobnie potraktowano większość podejrzeń dotyczących samych amortyzacji. Nie był to jednak koniec sprawy, bowiem EFL , które zaczęło przykładać znacznie większą wagę do wszelkich naruszeń finansowych, zdecydowało się na złożenie odwołania.

Pod koniec czerwca liga opublikowała na swojej stronie internetowej oświadczenie, z którego dowiadujemy się, że niezależna komisja przyznała im rację. The Rams ukarano kwotą 100 tysięcy funtów. Dodatkowo zobowiązano ich do opublikowania poprawionych sprawozdań za okresy finansowe, kończące się kolejno 30 czerwca 2016, 2017 i 2018 roku.

Intencje samej Football League są raczej jasne i możemy spodziewać się, że nie ustąpią w walce o ukaranie The Rams karą punktową. Uwydatnia to tylko fakt, że publikując terminarz na sezon 21/22, stworzyli dwa wymienne warianty. Jeden zakłada Derby County w Championship, drugi w League One. Drużyną, która mogłaby zamienić się z nimi miejscami jest Wycombe. Swoich wątpliwości wobec całej sprawy nie krył właściciel Wanderers, Rob Couhig.

Amerykański prawnik oskarżył rywali o „systematyczne oszustwa” i dodał, że jest bardzo zawiedziony takim postępowaniem. Stwierdził również, że Derby będzie odpowiedzialne za ogromne straty finansowe jego klubu i dodał, że jeżeli będą musieli grać w przyszłym sezonie w League One, rozważą pozew wobec Mela Morrisa.

Czas nie gra na niczyją korzyść

The Rams są przekonani, że skoro sezon już się zakończył, to nie można zmienić końcowych rozstrzygnięć. Po ich myśli jest również termin, przed którym muszą opublikować poprawione sprawozdania. Deadline ustanowiono na 18 sierpnia, a więc już po rozpoczęciu nowych rozgrywek. Problem polega jednak na tym, że obecne zarzuty są zdaniem EFL wystarczające na karę punktową. Nie potrzebują zatem potwierdzenia czy w tamtym czasie Derby złamało FFP.

Jak twierdzi zresztą Kieran Maguire, autor książki Price of Football, jest to bardzo mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę, że sprzedaż Pride Park została całkowicie oczyszczona, straty wcale nie muszą przekroczyć granicy 39 milionów.

Klub mógłby zatem grać na przeczekanie, a jednak w ich sytuacji nie jest to wcale pożądane. Wystarczy wspomnieć, że kadra Wayne’a Rooneya liczy obecnie 13 piłkarzy, w tym kontuzjowanego Krystiana Bielika. W dodatku ciągle mają nałożony zakaz transferowy, który pozwala im na kontraktowanie wolnych agentów i ściąganie piłkarzy za rozsądne pieniądze, po wcześniejszej akceptacji komisji ligowej.

Należy również pamiętać o zamiarach Mela Morrisa. Właściciel od dłuższego czasu podejmuje próby sprzedania Derby, a przeciągający się spór z pewnością nie ułatwia zadania. Na przestrzeni minionego roku upadły już dwie potencjalne transakcje, a potencjalny nabywca raczej nie zdecyduje się na barana w worku. Oprócz poziomu, na którym ma występować Derby, gra toczy się też przecież o duże pieniądze. Prawa telewizyjne, umowy sponsorskie czy sprzedaż biletów – wszystko spadnie drastycznie w League One.

O ile ciężko wyobrazić sobie sytuację, w której po 18 sierpnia i rozegraniu trzech kolejek, EFL zamienia dwa kluby w strukturach ligowych, o tyle cała sytuacja może zakończyć się na ich korzyść jeszcze wcześniej. To dobrze, że liga zaczyna być konsekwentna w interpretowaniu tego typu nadużyć, jednakże sam czas trwania procesu wygląda wręcz absurdalnie.

Pozostaje monitorować całą sytuację, ponieważ możemy być świadkami historycznych rozstrzygnięć.