To jest po prostu niewiarygodne! Jeśli myśleliście, że gol Alissona Beckera na The Hawthorns i cała towarzysząca mu dramaturgia jest rzeczą nie do powtórzenia, to byliście w błędzie. Wyczyn brazylijskiego bramkarza The Reds w równie spektakularny sposób powtórzył wczoraj Lucas Covolan z Torquay United. Jeśli dodamy do tego fakt, że odbyło się to w doliczonym czasie gry finałowego spotkania play-offów National League, to wydaje się to historią jak z bajki.

W finałowej potyczce o awans do League Two na Ashton Gate Stadium (obiekt służący Bristol City) zmierzyły się ze sobą ekipy Hartlepool United i Torquay United. Monkey Hangers, jak nazywana jest pierwsza z drużyn, wyszła na prowadzenie w 35 minucie za sprawą swojego napastnika, Luka Armstronga. Jednobramkowe prowadzenie Hartlepool utrzymywało się bardzo długo. Drużyna Dave’a Challinora odpierała raz po raz ataki swoich przeciwników, starając się przy okazji co jakiś czas samemu zagrozić bramce. W dodatku niewątpliwie sprzyjała im tego dnia fortuna. Lewy defensor Torquay, Kyle Cameron dwukrotnie umieścił piłkę w ich sieci, ale oba jego trafienia nie zostały uznane. Wydawało się więc, że absolutnie wszystko jest przeciwko ekipie The Gulls.

Dramaturgia równa tej na The Hawthorns

90 minuta na zegarku. Na tablicy cały czas wynik 1:0. Gracze Torquay wciąż szukają szansy na przełamanie obrony przeciwnika i doprowadzenie do dogrywki. Wtem, w piątej minucie doliczonego czasu gry otrzymują jedną ze swoich ostatnich okazji, gdy faulowany w środku boiska faulowany jest jeden z ich zawodników. Rzut wolny z blisko 40 metrów. W pole karne Hartlepool, by wspomóc swoich kolegów wędruje sam bramkarz The Gulls, Lucas Covolan. Z głębi boiska idzie wysokie dośrodkowanie w pole karne. Golkiper wyskakuje najwyżej ze wszystkich, wyprzedza próbującego interweniować bramkarza przeciwników, Brada Jamesa i pakuje piłkę do sieci. Piłkarze Torquay, jak i licznie zgromadzeni na stadionie ich sympatycy wpadają w istną euforię.

Brzmi znajomo, prawda? Nie sposób wyczynu Colovana nie przyrównać do tego, co zrobił w 36. kolejce Premier League Alisson Becker. Co prawda, uderzenie gracza występującego na co dzień na piątym szczeblu rozgrywkowym nie było aż tak efektowne, jak kolegi po fachu. Trzeba uczciwie przyznać, że zawodnik The Reds wykończył dośrodkowanie niczym rasowy snajper. Jednak dramaturgia towarzysząca samemu spotkaniu i jego waga, sprawiają, że być może trafienie gracza Torquay jeszcze jest czymś bardziej niesamowitym. Zresztą zobaczcie sami!




Ciekawostką jest fakt, że obaj panowie wcześniej się spotkali. Jeszcze w czasach, gdy obaj bronili barw brazylijskich drużyn, zagrali przeciwko sobie na jednym z turniejów dla graczy kategorii U23.

Kiedy byłem w Athletico Paranaense, grałem przeciwko Internacionalowi w małym turnieju pomiędzy graczami U23. Jednym z ich bramkarzy był właśnie Alisson. Pokonaliśmy ich wtedy, a potem wygraliśmy cały turniej. Kilka lat później on wygrywa Ligę Mistrzów i jest pierwszym wyborem w reprezentacji. Futbol jest po prostu szalony.

Ostatecznie wyczyn bramkarza Torquay United okazał się historią bez happy endu. W dogrywce nie padły żadne bramki, więc doszło do serii jedenastek. W niej więcej zimnej krwi zachowali gracze Hartlepool, którzy wygrali „wojnę nerwów” w stosunku 5:4. Tym samym dołączyli do zwycięzcy National League, Sutton United i w przyszłym sezonie zagrają na najniższym stopieniu EPL. Dla ekipy z Victoria Park jest to powrót do zawodowej ligi po czterech latach przerwy.

Pomimo takiego końcowego rezultatu, Colovan zapisał się niewątpliwie na kartach historii National League. „Futbol jest szalony” nieprawda Lucas?