Za nami kolejny niesamowity sezon w Premier League. Rok, w którym pomimo nie najlepszego początku tytuł ostatecznie wrócił do Manchesteru City, a przez chwilę liderem było nawet Southampton. Leicester z kolei spędziło 242 dni w Top4, by na samym finiszu się z niego wypisać. Praktycznie cały sezon przyszło nam oglądać spotkania bez udziału kibiców. Z jednej strony trochę zniknęła nam przewaga gry u siebie, z drugiej czasami widać było większy polot i finezje u piłkarzy, grających bez tak dużej presji. Były to też jak zwykle rozgrywki obfitujące w fantastyczne rekordy, niewiarygodne liczby i statystyki. Czasami pozbawione większego znaczenia, czasami niezwykle ciekawe i istotne. Czas, by te wszystkie cyferki z minionych 38 kolejek solidnie podsumować.

Wybitne ekipy z Manchesteru

Manchester City w tegorocznej kampanii nie pozostawił złudzeń co do tego, że zasługuje na tytuł. Obywatele, choć może już nie w tak efektowny sposób, jak w poprzednich mistrzowskich kampaniach, zdystansowali resztę stawki, kończąc z aż 12 punkami przewagi nad drugimi Czerwonymi Diabłami. Na szczególne wyróżnienie zasługuje ich postawa w meczach na wyjeździe. Dzięki zwycięstwu w szalonej potyczce w 36 kolejce z Newcastle zakończonej ostatecznie 4:3, ekipa Pepa Guardioli wyrównała najlepszy wynik w historii, jeśli chodzi o zwycięstwa na obcym stadionie – 12. Rezultat ten mógł być jeszcze lepszy, gdyby udało im się dowieść do końca prowadzenie z Brighton.

Ten rekord łączy się po części z innym. Gabriel Jesus w tym roku nie imponował swoją dyspozycją. Do tego stopnia, że stracił nawet pozycję nr 2 wśród snajperów zespołu z Etihad na rzecz Ilkay’a Gundugana. Jednak jedno z 9 trafień, jakie zanotował w rozgrywkach 20/21, miało szczególne znaczenie. W ostatnim meczu drugiej kolejki City na wyjeździe mierzyło swoje siły z Wolves. Choć napastnik The Cityzens niemiłosiernie męczył się w tym spotkaniu, w 95 minucie udało mu się strzałem między nogami Conora Coady’ego umieścić piłkę w sieci. Był to zarazem 44 gol w tej serii spotkań, co ustanowiło nowy rekord, jeśli chodzi o liczbę trafień w pojedynczej kolejce.

W świetnych występach na obcym terytorium The Cityzens wtórowali piłkarze Manchesteru United. Na przestrzeni całego sezonu podopieczni Solskjaera nie przegrali ani jednej potyczki w roli gości. Tym samym dołączyli do grona zaledwie dwóch drużyn, którym udała się ta sztuka (Ipswich Town i dwukrotnie Arsenal). Ale również na Old Trafford zespół Norwega dokonał nie lada sztuki. Na początku lutego wyrównał wynik najwyższego zwycięstwa w historii ligi, deklasując 9:0 Southampton. W samym spotkaniu dla zespołu gospodarzy trafiało aż 7 różnych zawodników, wyrównując osiągnięcie Chelsea z lutego 2012 roku przeciwko Aston Villi (8:0). Święci zostali z kolei pierwszą drużyną, która dwukrotnie doznała tak wysokiej porażki.

Fuhlam z utrzymaniem, Brighton z europejskimi pucharami

W ostatnich latach bardzo modne stało się korzystanie ze statystyk dotyczących oczekiwanej liczby goli czy punktów. Jak wiemy, futbol to tylko sport. Niejednokrotnie o ostatecznym rozstrzygnięciu decyduje przypadek albo błąd sędziego. W szerszej perspektywie takie liczby pozwalają nam jednak naszkicować obraz gry danej drużyny, czy też konkretnego zawodnika. Często mogą one też ukazywać wyjątkową nieskuteczność piłkarzy lub wybitną celność oddawanych strzałów.

W tegorocznym sezonie mieliśmy kilka drużyn, których xG w znaczący sposób różniło się od faktycznej liczby zdobytych bramek. Na brawa zasługują w tej kwestii piłkarze Leicester, Manchesteru United i Tottenhamu. Oni trafiali do sieci rywali zdecydowanie częściej, niż teoretycznie powinni. W przypadku Lisów różnica na korzyść wynosiła 9.20, w przypadku Czerwonych Diabłów 9.83, nie mówiąc już o Kogutach 11.32. Na drugim biegunie znajdują się z kolei ekipy Chelsea (sporo tu namieszał Werner), Brighton (tu Maupay), a także Fulham i Sheffield. W każdym z tych przypadków oczekiwana liczba goli był wyższa co najmniej o 10 niż rzeczywista (odpowiednio 10.66, 13.82, 14.06 i 13.16).

Cyferki te&nb