Ciężki był to sezon dla Wolverhampton. Krótki okres przygotowawczy, kontuzje i ogromne zmęczenie przełożyły się na rozczarowujące wyniki. Wydawało się, że latem Nuno Espirito Santo przywróci swojej drużynie energię, z której była znana. W piątek jednak dostaliśmy informację, że portugalski szkoleniowiec nie poprowadzi Wilków w następnej kampanii. Na Molineux Stadium kończy się zatem pewna era, a przyszłość maluje się pod wieloma znakami zapytania.

Wolverhampton po awansie do Premier League skradło serce niejednego kibica. Najpierw był to jeden z najlepszych beniaminków w historii, a potem nikogo nie dziwił fakt, że podopieczni Nuno Espirito Santo regularnie meldowali się w pierwszej dziesiątce. Na Molineux Stadium konsekwentnie realizowali plan, który miał ich zaprowadzić do Ligi Mistrzów i na sam czubek angielskiej elity. Ten sezon nieco przystopował cały proces, ale nikt nie spodziewał się, że zakończy się on w taki sposób. Wilki mają za sobą przeciętny rok, a do tego zostały bez menedżera, którego pokochało całe miasto. Odejście Nuno na pierwszy rzut oka to spora niespodzianka, ale głębsza analiza prowadzi do innych wniosków.

Kontynuacja

Odejście Nuno Espirito Santo z pewnością jest zaskoczeniem, zważywszy na to, że we wrześniu podpisał z klubem nową, trzyletnią umowę. Była to nagroda za znakomity poprzedni sezon. Wolverhampton drugi raz z rzędu zakończyło go na 7. pozycji w tabeli, a do tego doszło do ćwierćfinału Ligi Europy. Właściciele byli z Portugalczyka bardzo zadowoleni. Z każdym kolejnym rokiem zespół notował wyraźny progres. Po pierwszym znakomitych rozgrywkach w Premier League i awansie do europejskich pucharów pojawiały się głosy, że kolejne nie będą już tak udane. Stało się jednak zupełnie odwrotnie.

Nuno naprawdę jest wyjątkowy dla Wilków. On przyniósł nam jasną tożsamość – mówił we wrześniu Jeff Shi, prezes zarządu – Cała praca, którą wykonaliśmy, aby zbudować nasz pierwszy zespół w ciągu ostatnich trzech lat, rozpoczęła się od tożsamości stworzonej w głowie Nuno.

Dla obu stron było to idealne rozwiązanie i kontynuacja wspólnego projektu. Nuno dla Wolverhampton stał się kimś więcej niż tylko trenerem. Wprowadził do klubu zupełnie nową kulturę oraz mentalność. Dzięki temu tak bardzo pokochali go również kibice. Niecodziennie zdarza się bowiem, żeby menedżer doczekał się własnych przyśpiewek oraz murali w mieście.

Dla Wilków podpisanie nowej umowy przez ich menedżera oznaczało również zmiany na boisku. Latem z Molineux Stadium pożegnali się Diogo Jota czy Matt Doherty. Pojawiło się natomiast kilka nowych twarzy w postaci Fábio Silva czy Nelsona Semedo. Do tej pory drużyna portugalskiego menedżera grała głównie z kontry. Lubiła, kiedy to przeciwnik kontrolował mecz. W tej kampanii jednak Wolverhampton miało stać się drużyną, umiejącą dominować przeciwnika i narzucać w trakcie spotkania swój styl gry.

Sezon do zapomnienia

Na Molineux Stadium długo o zakończonym kilka dni temu sezonie nie będą chcieli pamiętać. Zespół zakończył rozgrywki na 12. pozycji. W Carabao Cup odpadł już w 1/32 ze Stoke, a przygodę z FA Cup zakończył w 1/8, gdzie lepsze okazało się Southampton. Przez cały rok Nuno Espirito Santo sam przyznawał, że nie zadziałał plan A, więc sztab głowił się nad tym, co zrobić, aby polepszyć wyniki. Doszło nawet do tego, że na moment drużyna odeszła od swojego tradycyjnego ustawienia z trójką stoperów, ale poważniejszy problem leżał gdzie indziej.

Tegoroczne rozgrywki dla zespołów były ciężkie ze względu na natłok spotkań, które były rozgrywane co trzy/cztery dni. Dla piłkarzy Wolverhampton było to zabójcze. Rzecz w tym, że poprzednią kampanię zakończyli 11 sierpnia, a w jej trakcie rozegrali aż 59 (!) meczów. Kolejną natomiast rozpoczęli już 14 września. Liczba wolnych dni była bardzo mała, a po tak wyczerpującym sezonie, odpoczynek był po prostu konieczny.

Cechą charakterystyczną Wilków od momentu wejścia do Premier League było to, że Nuno nie dokonywał wielu zmian. Stworzył grupę 18-19 ludzi i jeśli nie było potrzeby, to w wyjściowej jedenastce nie mieszał. Portugalczyk nie musiał tego robić, bo jego piłkarzy zawsze znakomicie byli przygotowani pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Bardzo dużą rolę odgrywał w tym przypadku sztab szkoleniowy. Szczególnie trener fitness Antonio Dias, specjalista od rehabilitacji Joao Lapa oraz trener siłowy i kondycyjny Sean Miller. Dzięki temu zawodnicy w rozgrywkach 2019/2020 36% bramek strzelali w ostatnich 15 minutach, a do tego zdobyli 21 punktów, gdy jako pierwsi tracili gola.

Pod tym względem ten rok był jednak zupełnym przeciwieństwem. Poważne kontuzje Raula Jimeneza, Pedro Neto, Jonny’ego oraz regularne, poj