Sezon już się skończył, niektórzy nadal opijają sukces, inni z motywacyjną muzyką na słuchawkach przygotowują się do EURO lub wspominają ligowe niepowodzenia. Mieliśmy aż 8 miesięcy, by ocenić, jak kluby Premier League kupowały w letnim okienku. A kupowały sporo. Dziś przedstawimy 10 piłkarzy, którzy zostali sprowadzeni latem i zawiedli. To nie jest 10 najgorszych piłkarzy kupionych latem, ale raczej 10 piłkarzy, którzy rozczarowali w tym sezonie w stosunku do oczekiwań. Lista oczywiście subiektywna, więc niech rozpoczną się igrzyska.

10. MOHAMMED SALISU

Na samym dole naszego niechlubnego rankingu ląduje nabytek Southampton. Salisu był rewelacją La Ligi w ostatnim sezonie i zapracował na przenosiny z przeciętnego Realu Valladolid do Anglii. Tyle, że ten transfer od początku śmierdział niewypałem, jeśli przyjrzymy się szczegółom. Na papierze kupno 21-letniego szybkiego środkowego obrońcy z doświadczeniem w czołowej lidze europejskiej brzmi świetnie. Problem w tym, że… defensor w momencie transferu już był kontuzjowany i to dość poważnie. Uraz ścięgna udowego przytrafił mu się już w Hiszpanii. Jak przyznał Martin Semmens – dyrektor sportowy Świętych – to on podjął decyzję o zakupie kontuzjowanego Salisu, a nie Hasenhuttl i sztab trenerski.

No i ten sezon można określić mianem niewypału. Nowy nabytek długo leczył uraz, a treningi z drużyną zaczął dopiero w tygodniu startu rozgrywek. W trakcie rehabilitacji kontuzja kilkukrotnie się odnawiała i Ghańczyk debiut zaliczył dopiero… w lutym, ponad pół roku po transferze. Nie poprawił w żadnym stopniu gry Soton – od stycznia ich defensywa spisuje się katastrofalnie, a sam Salisu mimo zdobycia miejsca w składzie, nie pokazuje nic specjalnego.

9. FABIO SILVA

Sympatyczny chłopak. Jak się patrzy na niego, to wygląda jak taki miły nastolatek, na klatce powie dzień dobry, wniesie zakupy. Wszystko byłoby na swoim miejscu, każdy klub chciałby mieć takiego 18-latka w składzie, utalentowanego, z potencjałem. Fabio Silva został jednak kupiony przez Wolverhampton za 35 milionów funtów. I po tragicznej kontuzji Raula Jimeneza, miał go zastąpić.

Oczywiście ciężar gatunkowy takiego zadania był ogromny. I możliwe, że Fabio Silva trafił na tę listę przez mieszankę swojej ceny i oczekiwań. Fakty jednak nie kłamią: Wolves po stracie Jimeneza w większości spotkań grali bez napastnika. Jak na swoje 185 centymetrów wzrostu wykazuje się niebywałą umiejętnością… do przegrywania pojedynków powietrznych. Nie potrafi grać plecami do bramki, nie umie się zastawić. 4 gole, 2 asysty. Trzeba mu oddać – ma instynkt, potrafi znaleźć się w polu karnym w przypadkowej sytuacji, ma też niezłe wykończenie, chociaż zaliczył 4 pudła w stuprocentowych sytuacjach (big chances missed). Pod koniec sezonu okrzepł i zaczął notować zdobycze bramkowe (i asysty). Jeśli Silva przypakuje i dojrzeje, będzie z niego dobry napastnik. Na razie jednak metka z ceną ewidentnie mu ciąży.

8. KAI HAVERTZ

Nie dajmy się zwieść ostatnim 2 miesiącom. To będzie hasło pasujące do kilku transferów z tego zestawienia. Jako fan Chelsea również chciałbym uniknąć umieszczania Havertza na liście najgorszych transferów. Widać, że The Blues kupili perłę i talent generacji – wskazują na to przebłyski geniuszu, jak w finale Ligi Mistrzów. No właśnie, przebłyski, które nawet od przyjścia Tuchela nie były wcale tak widoczne. Od marca Havertz poprawił swoją formę i zanotował 4 gole i 3 asysty we wszystkich rozgrywkach. Zaczął też z powodzeniem grywać jako fałszywa „9” i nieźle współpracować z Wernerem, Mountem czy Pulisiciem. Zagrał bardzo dobry dwumecz z Realem, a także zapisał się w historii The Blues strzelając gola na wagę tryumfu w Champions League.

Ale nie możemy zapomnieć o całym sezonie przed marcem. Musimy to też połączyć z oczekiwaniami i ceną 76 milionów funtów. Havertz był próbowany przez Lamparda na wielu pozycjach. Jako boczny ofensywny pomocnik lub „dziesiątka” w 4-2-3-1. Jako skrzydłowy w 4-3-3. W niektórych spotkaniach nawet jako środkowy pomocnik. Niemiec od początku wyglądał słabo fizycznie na tle angielskich drużyn. Zupełnie jakby frazes o fizycznej Premier League i przeskoku z Bundesligi byłby prawdziwy. Z piłką przy nodze był wolny, ślamazarny, nie potrafił odnaleźć swojego rytmu.

Do tego doszedł koronawirus, po którym jak mówi sam Kai, czuł się tragicznie. Ciężko przeszedł chorobę, a powikłania odczuwa do dziś – wspominał, że nie czuje się tak silny jak wcześniej i miewa problemy z oddychaniem. Do tego doszła kontuzja eliminująca go na cały luty. Ten transfer, biorąc pod uwagę cały sezon, nie spełnił oczekiwań.

7. THOMAS PARTEY

Miał być zbawcą środka pola Arsenalu. Sam w to wierzyłem – oglądanie Parteya w Atletico to była czysta przyjemność. Pewnie dlatego ląduje w tym zestawieniu. Bo ani nie oglądaliśmy go zbyt często, ani nie była to przyjemność.

Partey od samego początku przygody z Kanonierami zmagał się z urazami. Nie wiem, czy to usprawiedliwienie i powinno wykluczać go z tego rankingu. Ghańczyk opuścił 20 meczów w sezonie z powodu kontuzji, a Arsenal musiał bazować na Elnenym, Xhace czy Ceballosie (co ostatecznie nie wyszło im na dobre). Gdy grał, nie prezentował się wyjątkowo – na plus można zaliczyć mu na pewno wygrany mecz z Manchesterem United na Old Trafford, a także spotkania z Wolves czy Sheffield. W pamięci jednak bardziej zapadną bardzo liczne strzały z dystansu, które w większości lądowały w trybunach oraz niedokładność w środku pola. Głupie decyzje, straty, błędy techniczne – wszystko wyglądało, jakby Parteyowi brakowało solidnego przygotowania do sezonu. I pewnie jeszcze odpali, ale na razie ten transfer się nie obronił.

6. MATT DOHERTY

Wielki Tottenham Jose Mourinho zachwycał na początku sezonu. Matt Doherty wtedy nie grał nawet znośnie – to on był piątym kołem u wozu i szybko stracił miejsce na rzecz Auriera… którego przecież miał zastąpić. Teoretycznie tutaj wszystko powinno zagrać. Ograny w lidze, po świetnych dwóch sezonach w Wolves, wciąż dość młody, solidny w obronie i z naturalnymi zdolnościami w ataku boczny obrońca. Ryzyko było minimalne.

W całym sezonie zaliczył aż 2 asysty w lidze. W kampanii 19/20 zaliczył 4 asysty i dołożył 4 bramki. Zjazd odbył się nie tylko w kwestii ofensywy – Doherty raz po raz dawał Mourinho powody, by złapać się za głowę, gdy objeżdżał go każdy skrzydłowy w lidze. Irlandczyk miał też skłonności do bardzo głupich decyzji. Jak tej, by w wygranym 3:0 meczu z Leeds w 90. minucie złapać czerwoną kartkę za nadepnięcie bez piłki Pablo Hernandeza. To było tuż po wyleczeniu się z COVID-19 i Jose chciał dać mu szansę na odzyskanie miejsca w składzie. Do końca sezonu przeplatał mecze od pierwszej minuty z trybunami i ławką rezerwowych, jakby Mourinho nadal łudził się, że Doherty odpali. Ostatecznie kontuzja doznana w marcu wyeliminowała go z gry i wrócił dopiero w przegranym meczu z Villą. Chyba żaden kibic Kogutów nie wspomina dobrze występów Doherty’ego w koszulce Spurs.

5. DONNY VAN DE BEEK

Fenomenalny Ajax z sezonu 18/19 został rozkupiony. De Jong trafił do Barcelony, De Ligt do Juventusu, Ziyech do Chelsea, a krótko po nich Van de Beek do Manchesteru United. Od początku – przy całej ekscytacji związanej z jego potencjałem – pojawiały się pytania: czy on jest potrzebny Solskjaerowi? W końcu na jego pozycji gra Bruno Fernandes, a w środku pola jest jeszcze ofensywnie usposobiony Pogba czy wszechstronny McTominay. Zbywano to czasem, mówiąc że taki talent jak Van de Beek, z jego umiejętnością inteligentnej gry na jeden kontakt, znajdowaniu przestrzeni na pewno sobie w United poradzi.

No i na razie możemy śmiało stwierdzić, że sobie nie poradził. W 33 kolejkach, w których mógł zagrać (z 5 meczów wykluczył go uraz mięśnia), w pierwszym składzie zaczął tylko 4 razy. W tym raz został zdjęty w 45. minucie, gdy United w fatalnym stylu przegrywało do przerwy z West Hamem. Cały mecz rozegrał tylko 3-krotnie: w 10. kolejce z Southampton i w końcówce sezonu, gdy Czerwone Diabły nie grały już o nic (porażka z Leicester i zwycięstwo z Wolves). Ciężko powiedzieć, że zaprezentował cokolwiek podczas tych niewielu minut, które dostał. W pamięć najbardziej rzuciło się jego efektowne przepuszczenie piłki, z którego skorzystał Greenwood w meczu z Lisami. Gdy grał, wyglądał jakby przechodził obok gry lub starał się przede wszystkim nie stracić piłki. Ta zachowawczość może wynikać z braku minut i pewności siebie. Niestety, w tym sezonie nie dał jakichkolwiek argumentów, by grać zamiast Pogby, Fernandesa czy zaskakująco dobrego McTominaya.

4. TIMO WERNER

Timo Werner. Ciężki orzech do zgryzienia. Na temat jego sezonu w Chelsea napisano już chyba wszystko. Powstały różne obozy, te broniące zaciekle gry Niemca, a także te krytykujące każde jego zagranie. Osoby, które go bronią, wskazują na te 6 goli i 12 asyst w lidze. Na tworzenie zagrożenia pod bramką przeciwnika swoją dynamiką. Mnie to nie przekonuje, a liczby które ma Werner wynikają z ogromnej liczby rozegranych minut (76% możliwych w Premier League). A poza tym powinny być zdecydowanie lepsze, jeżeli weźmie się pod uwagę wysiłek kolegów z drużyny.

Od czego by tu zacząć? Od 18 spudłowanych stuprocentowych sytuacji w lidze? Więcej mają ich tylko Bamford, Salah, Vardy i Wood – każdy z nich strzelił przynajmniej 2 razy więcej goli od niego.

Od największej różnicy między xG a golami? Werner powinien strzelić według tego modelu 13 goli w tym sezonie, zdobył tylko 6.

Od 27 spalonych w samej lidze? Częściej palili tylko Vardy, Mane i Watkins.

A to przecież nie oddaje całego obrazu tego sezonu w jego wykonaniu. Seria 15 meczów bez trafienia. Wiele spotkań, gdzie piłka odbijała się od niego, niczym od bohaterka kreskówki Ed, Edd i Eddy. Równie dużo, gdy potykał się o własne nogi i jedyne co robił, to wymachiwał w kierunku sędziów.

Tak, Werner miał kilka istotnych momentów – gol z West Hamem, gol z Realem, wywalczone karne – ale jeszcze więcej zaliczył kompromitacji. Zostawmy ten obrazek jako podsumowanie.

werner misses youtube

3. WILLIAN

Jaki Willian jest, każdy widzi. A przynajmniej widzieli kibice Chelsea, gdy nie ronili łzy po jego odejściu do Arsenalu. Z kolei fani Kanonierów dali się nabrać na genialny pierwszy mecz w ich barwach. Zwycięstwo na Craven Cottage i jego 3 asysty były tylko fałszywym proroctwem.

Od tamtej pory Brazylijczyk na kolejną asystę czekał 1,5 miesiąca, a pierwszą bramkę w lidze dla Arsenalu strzelił… na 3 kolejki przed końcem sezonu, wciskając gola West Bromowi. Stopniowo tracił też miejsce w składzie na rzecz Saki, Pepe i Martinellego, gdy wrócił po kontuzji. Nie, fani Kanonierów, nie będzie lepiej. A to dopiero pierwszy rok, dwa przed wami. Dwa cudowne lata spowalniania akcji, bezsensownych dryblingów do linii końcowej, strat w środku pola i opieszałości w odbiorze piłki.

2. RHIAN BREWSTER

Jeśli Premier League byłaby ścianą, Rhian Brewster byłby kauczukową piłeczką. A Sheffield United dostałoby nią w oko, sekundę po tym jak rzuciło nią z całą siłą o wspomnianą ścianę. Anglik miał genialne pół sezonu w Swansea, dzięki niemu i Andre Ayew walijska drużyna zagrała rok temu w Play Offach Championship. Na szansę w Liverpoolu nie miał co liczyć, nie ten kaliber. Ale chętnych nie brakowało wśród słabszych klubów Premier League. Za 20-latka The Blades zapłacili ponad 20 milionów funtów. Miał zagwarantować te kilkanaście goli i  ostatecznie – wraz z McGoldrickiem oraz McBurniem – utrzymanie.

Brewster nie strzelił w tym sezonie żadnego gola. 0. Null. W 31 rozegranych meczach nie trafił do siatki ani razu, ani razu nie asystował, a rozegrał solidną liczbę minut. Aby uświadomić sobie jak niewidoczny i żenujący był młody Anglik, można spojrzeć na statystykę xG. Tak mało uczestniczył w grze, tak źle wypracowywał sobie pozycje, że suma xG z całego sezonu dla niego to… 1,93. Powinien był strzelić zaledwie 1 bramkę z tych sytuacji, a nie strzelił żadnej.

1. THIAGO ALCANTARA

Jeśli kupujesz Ferrari, nie możesz cieszyć się, gdy po prostu odpala i jakoś jeździ. Tym Ferrari miał być Thiago Alcantara, dopełnienie mistrzowskiego składu Liverpoolu, ostatni element układanki, wzmacniający dość toporny środek pola z Wijnaldumem, Hendersonem i Fabinho. Dotyk geniuszu, świeżo po fenomenalnym sezonie w barwach najlepszej (wówczas) drużyny świata. Dyrygent Bayernu przeniósł talenty do ekipy The Reds i…

Zawiódł na całego. Oczywiście, że pauzował prawie 2 miesiące przez kontuzję kolana. Jednak, gdy wrócił do gry, był raczej kulą u nogi zespołu z Anfield, niż wsparciem. Sam był sfrustrowany swoją postawą, co pokazywał na boisku, polując na kości rywali. Zupełnie jakby chciał pokazać zaangażowanie, raz po raz wjeżdżając wślizgiem w kostki przeciwników, gdy odskoczyła mu piłka po niedokładnym przyjęciu. Pod koniec sezonu się rozkręcił i zaczął grać na niezłym poziomie – jak cały Liverpool zresztą – jednak same statystyki wiele mówią o jego grze do tej pory.

Z 60 prób odbioru, 35 zakończył faulem. Przykładowo, Youri Tielemans z 86 prób odbioru, sfaulował tylko 23 razy. Zagrał tylko 3 podania prostopadłe do celu w całym sezonie. Wykreował zaledwie 30 sytuacji, nie zaliczył żadnej asysty w całym sezonie ligowym, a także tracił posiadanie średnio 12 razy w ciągu 90 minut. Kompilacja jego najlepszych zagrań z tego sezonu będzie składała się głównie z uniesionego w górę kciuka i „Vamos” krzyczanego do kolegów.